piątek, 25 stycznia 2013

Dziesiąty

      *Oczami Loli*

       Zostałam sama. Stałam na środku pokoju w samym ręczniku z szokiem wymalowanym na twarzy. Ciepłe powietrze wpadające przez otwarte okno, otulało moje w połowie nagie ciało.
       Patrzył na mnie inaczej. Nie doszukałam się ani grama nienawiści czy obrzydzenia. Zlustrował mnie od stóp do głów, a ja dostrzegłam pożądanie ? Czy to możliwe, że on chce przelecieć i mnie ? Dlaczego nie jestem zła ? Dlaczego w pewnym sensie się cieszę ? Przecież to niedorzeczne. Byłabym jego kolejną zdobyczą, towarzyszką na jedną noc.
— Lola złaź na dół ! – usłyszałam krzyk z parteru. Kompletnie zapomniałam o posiłku.
Złapałam za jakieś dresy i nie zakładając bielizny, naciągnęłam je na trzęsące się nogi. Zdałam sobie sprawę, że cała drżę, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Ten chłopak dziwnie na mnie działał.
      Z łóżka zabrałam moją białą koszulkę i na schodach zaczęłam ją zakładać. Szło mi to dość opornie, ale dałam sobie jakoś radę.
      Weszłam do kuchni i zobaczyłam trzy uśmiechnięte twarze, jedną zniecierpliwioną i jedną nieobecna. Chyba łatwo zgadnąć o kogo chodziło.
— Lola błagam siadaj ! Zakazali mi jeść dopóki nie przyjdziesz ! Nie chcesz przecież mojej śmierci głodowej ! – krzyknął Niall. Zaśmiałam się i przechodząc obok niego potargałam jego blond czuprynę.
— Możesz już jeść, ja ci pozwalam – wyszeptałam mu do ucha i ruszyłam w stronę mojego krzesła.
        Siedziałam jak zawsze pomiędzy Zayn’em, a Liam’em. Wszystkim bardzo smakował posiłek przygotowany bodajże przez Harry’ego. Ja nie miałam ochoty jeść. Grzebałam widelcem w talerzu wpatrując się w jego płynne ruchy, nad którymi miałam pełną władzę. W pomieszczeniu panowała cisza, od czasu do czasu przerywana mlaskaniem. Jak oni słodko wyglądają jak zajadają z taką energią i entuzjazmem. Najśmieszniej jednak jadł Niall. Wpychał do ust wszystko, bez przerwy. Co prowadziło do tego, że miał problemy ze zgryzieniem tego. Zaśmiałam się pod nosem, ale powstrzymałam się od komentarza. Spojrzałam na zegarek wiszący koło lodówki. Wybiła 16:30. Do spotkanie z Will’em miałam jeszcze trochę czasu.
     Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że prawie wszyscy już zjedli, a mój talerz nadal był pełny. Cztery pary oczu spoczęły na mojej postaci.
— Wiesz co Niall, nie jestem głodna, może ty masz ochotę ? – zapytałam, ale doskonale znałam odpowiedź. Uśmiechnął się szeroko. Uwielbiałam takiego wesołego i szczęśliwego. Podsunęłam mój posiłek w jego stronę, a on przyciągnął go do siebie – Pójdę już do siebie – powiedziałam obojętnie i wstałam z krzesła, robiąc przy tym trochę huku.
      Nie miałam ochoty na siedzenie z nimi, nie dzisiaj. Uśmiechnęłam się blado do zmartwionego Zayn’a i udałam się w stronę schodów.
— Lola ! – ktoś krzyknął za moimi plecami. Miałam cichą nadzieję, że to Harry. Odwróciłam się i spojrzałam w jego stronę. Wydawał się znudzony i smutny, ale to nie on wykrzyczał moje imię. Okazało się, że to blondyn. Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno, wtuliłam się w niego bez żadnych przeszkód. Zdecydowanie był mistrzem przytulasów – Dziękuję, jesteś najlepszą dziewczyną na całym świecie – wyszeptał mi na ucho, a ja cicho zachichotałam.

                                             ~*~

       Zegarek wskazywał godzinę 18:45. Stałam już gotowa przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Podkręcone blond włosy opadające na szczupłe ramiona, niebieskie puste oczy, czarna, krótka sukienka bez ramiączek przyozdobiona brązowym paskiem pod biustem i czarne buty na obcasie. Lekki makijaż, który nie zakrywał smutku jaki malował się na twarzy. Odruchowo poprawiłam sukienkę. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech.
     Musnęłam wargi wiśniowym błyszczykiem i ostatni raz spojrzałam w srebrną taflę. Złapałam torebkę i wyszłam powoli z pokoju. Kierowałam się do drzwi, pomimo tego, że Will jeszcze nie przyszedł. Postanowiłam, że poczekam na zewnątrz. Szłam powoli i ostrożnie. Na co dzień nie chodzę w szpilkach, ale stwierdziłam, że to jest randka i nie wypada iść w trampkach.
        Po schodach schodziłam jeszcze wolniej, lekko przekręcając stopy w bok. Zamiast się cieszyć czułam przygnębienie. Nie miałam ochoty na zabawę, kolacje czy alkohol. Moim marzeniem było przebrać się w wygodne dresy i ulubioną bluzę i wyjść do parku. Zapalić papierosa i z uśmiechem na ustach obserwować małe dzieci bawiące się na placu zabaw. Wziąć zeszyt i opisać całą sytuację mamie, której przy mnie nie ma. Pobyć we własnym świcie, który należał tylko do mnie.
— Lola choć zobacz co kupiliśmy ! – krzyknął blondasem z salonu.
      Powoli i spokojnie podążyłam w tamtą stronę. Nie byłam jakoś specjalnie ciekawa, ale wiedziałam, że nie dali by mi spokoju. Zostało mi jeszcze trochę czasu, więc dlaczego nie skorzystać.
     Weszłam do środka i ujrzałam wielki biały fortepian stojące naprzeciwko dużego okna, które wyglądało na ogród. Podeszłam bliżej wpatrując się w niego jak zaczarowana. Idealny kształt, czarno-białe klawisze, złote wykończenia. Nie mogłam się powstrzymać. Przejechałam opuszkiem palca po jednej z krawędzi. Dawało to tyle szczęścia, ale i poczucia winy. Zrobiłam kilka kroków w tył i oderwałam wzrok od instrumentu.
— Dave mówił, że grasz – powiedział śmiało Louis, przerywając krępującą ciszę. Odwróciłam się w jego stronę.
— Kłamał – odpowiedziałam oschle i ruszyłam w stronę drzwi. Łzy cisnęły mi się do oczu. Zacisnęłam wargi i dłonie w pięści. Próbowałam się opanować i dojść do siebie, ale wychodziło mi to marnie.
        Przypomniało mi się wszystko. Każda chwila spędzona z mamą przy naszym fortepianie, każda piosenka jaką mnie nauczyła, każdy jej śmiech i blask szczęścia w oku jak grałam. Zawsze mi powtarzała, że jest ze mnie bardzo dumna. To prawda nie byłam zwyczajna, szybko się uczyłam, rzadko kiedy zapominałam nut, nie stresowałam się, grając oddawałam muzyce całą siebie. Teraz byłam inna i niech tak pozostanie.
— Lola, powiesz nam gdzie się wybierasz i dlaczego się tak wystroiłaś ? – zapytał Zayn podchodząc do mnie. Nawet nie spostrzegłam, że usiałam na schodach. Spojrzałam na niego i automatycznie się podniosłam. Za nim stała reszta. Co dziwne loczka też nie zabrakło.
— Kolega ze szkoły zaprosił mnie … - przerwałam- właściwie to nie wiem gdzie – dokończyłam. Wzięłam głęboki wdech i wszystkie emocje, które tłumiłam w sobie oddaliłam w najdalszy zakątek mojego mózgu.
— Czyli, że randka ? – stwierdził tym razem Lou, ruszając przy tym śmiesznie brwiami. Wymuiłam tak dobrze im znany uśmiech.
— Szczerze wątpię, to tylko koleżeńskie spotkanie – odpowiedziałam i wyszłam z domu, pozostawiając ich samych sobie.
     Zeszłam po schodkach i ruszyłam w stronę bramy, z która szarpał się Will. Uśmiechnęłam się widząc go. Miał na sobie białą opinającą jego muskulaturę koszulę, której pierwsze dwa guziki były seksownie rozpięte, ukazując jego tors. Do tego rozluźniony krawat i czarne spodnie. Blond dłuższe włosy były lekko roztrzepane, a zielone oczy błyszczały z ekscytacji. Przegryzłam dolną wargę.
— Taki silny, a nie może bramki otworzyć, no kto by pomyślał – powiedziałam i jednym sprawnym ruchem pociągnęłam metalowe drzwiczki. – Cześć – dodałam i pocałowałam go przelotnie w policzek. Wydawał się dość zaskoczony całą sytuacją, bo wpatrywał się we mnie z otwartą buzią.
— Ślicznie wyglądasz … - tylko tyle udało mu się wykrztusić. Uśmiechnęłam się szczerze pokazując przy tym zęby.
— Dziękuje – odpowiedziałam i poczułam, że moje policzki się czerwienią – To gdzie mnie zabierasz ? – szybko zmieniłam temat by nie zauważył, że coś jest nie tak.
— Choć – otrząsnął się nieco. Złapał mnie za rękę i pociągnął.
          Droga minęłam w dość wesołej i przyjaznej atmosferze. Nie przeszkadzało mi to, że nasze palce były splecione, dobrze się bawiłam. Śmiałam się z jego żartów i historyjek z życia. Słuchałam uważnie każdego słowa, jakie wypowiadał. Był naprawdę ciekawym człowiekiem. Dużo mówił, ale nie wymagał tego od innych. Wystarczyło jak od czasu do czasu wtrącałam „no”, ale po prostu się zaśmiałam. On sam wydawał się pełen zaraźliwej pozytywnej energii i chęci do życia. Każda najmniejsza rzecz wywoływała u niego uśmiech i zachwyt. Cieszył się z małych, stosunkowo zwykłych przedmiotów.
— No to jesteśmy na miejscu – powiedział i odwrócił mnie w stronę naszego celu podróży. Okazało się, że zmierzaliśmy na klubu. Zastanawiałam się nad tym wszystkim. Tam jest pełno nawalonych niewyżytych mężczyzn, którzy mogą mnie zaatakować, ale z drugiej strony przydałaby mi się chwila luzu.
— Nie przejmuj się, będę z tobą – wyszeptał mi prosto do ucha. Uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam w stronę wejścia.
         Głośna muzyka, alkohol, dużo spoconych ludzi, ćpuni i gorąc. Tym cechują się kluby. Po wejściu miałam ochotę automatycznie wyjść, ale byłam w objęciach Will’a, więc szansa na wydostanie była znikoma. Postanowiłam spróbować.
         Usiedliśmy na małej sofie przy niedużym okrągłym stoliku. W powietrzu można było wyczuć zapach dymu papierosowego pomieszanego z alkoholem. Wzięłam głęboki wdech ignorując odruch wymiotny i zaczęłam się rozglądać na około. Will poszedł po jakieś drinki i zostawił mnie samą obiecując, że zaraz wróci. Wyciągnęłam telefon z torebki i nacisnęłam pierwszy lepszy klawisz. Miałam jedną wiadomość od Roni.

„Zerwałam się z treningu by cię odwiedzić i poplotkować, a ciebie nie ma :c Zayn zaproponował mi nockę, więc czekam na ciebie kochana. Słyszałam, że na randce jesteś, tylko ostrożnie mi tam !”
      Uśmiechnęłam się na myśl, że jak wrócę to w domu będzie na mnie czekała moja przyjaciółka. Chciałam jej coś odpisać, ale do stolika podszedł mój towarzysz.
— Chyba ci się nie podoba, bo już na początku randki wyciągasz telefon – powiedział i zrobił zmartwioną minę. Pociągnęłam go za rękę, tak by usiadł obok mnie, po czym pocałowałam go w policzek.
— Podoba mi się i to bardzo – powiedziałam z uśmiechem.

      Jeden drink, drugi, trzeci, taniec i znów drink. Nie wiedziałam, ze mam taką mocną głowę. Czułam się nieźle. Rozluźniłam się, ale kontaktowałam. Podeszłam do baru po kolejny kilkuprocentowy napój. Za ladą stał młody chłopak. Na oko miał dwadzieścia lat. Brunet, postawiona grzywka, brązowe oczy, promienny uśmiech. Miał na sobie zwykłą białą bokserkę, która ukazywała jego umięśnione ciało i słodkie pieprzyki na szyi.  
— Owocowy raj – powiedziałam siadając na wysokim krześle, obitym czarną skórą. Uśmiechałam się do chłopaka. Nic nie mówiąc zabrał się do roboty. Odwróciłam głowę by spojrzeć na parkiet, na którym szalał Will z jakimś kolega, którego spotkał. Swoją droga miły chłopak. Poznałam kilku jego znajomych.
— Proszę bardzo – powiedział barman podając mi napój. Upiłam dość dużego łyka i spojrzałam na bruneta. Uśmiechał się – Nigdy cię tu jeszcze nie widziałem – zagadał. Byłam tak zmęczona, że nie chciałam na razie wracać na parkiet. Postanowiłam porozmawiać chwilę z chłopakiem, wydawał się sympatyczny.
— Niedawno się tu przeniosłam – odpowiedziałam zanurzając usta w alkoholu. Kołysałam się w rytmie piosenki, która rozbrzmiewała w pomieszczeniu.
— I zaczynasz poznawanie okolicy od klubu ? – zapytał śmiejąc się.
— Można tak powiedzieć – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się zalotnie, dopijając drinka – Muszę iść, przyjaciele czekają, miło cię było poznać … - przerwałam.
— Mike – uzupełnił moją wypowiedź.
— Mike – powtórzyłam i energicznie zeskoczyłam z krzesła. Od razu tego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o blat i zacisnęłam powieki, po czym znów je otworzyłam.
— Ej wszystko okey ? – zapytał barman wychylając się w moją stronę.
— Tak, chyba za dużo alkoholu jak na jeden dzień – odpowiedziałam i spokojnie odeszłam w stronę parkietu.
       Dołączyłam  do Will’a i jego kolegi i wpadłam w wir tańca. Było przyjemnie. Ruszałam się w rytmie muzyki. Poczułam, że w głowie mi szumi. Zamykałam i otwierałam oczy, bo obraz powoli się rozmazywał. Nie wiedziałam co się dzieje, czyżby alkohol tak na mnie działał ? Traciłam równowagę, nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ledwo się trzymałam. Zaczęłam mamrotać pod nosem, aż w końcu poczułam, że upadam i zobaczyłam ciemność.

*Oczami Harry’ego*

      Udało mi się wyrwać, w końcu. Już się bałem, że Meg nie wypuści mnie z domu i będę musiał patrzeć i słychać jak się wita z Lou przez najbliższe kilka godzin. Impreza. Od wejścia można było wyczuć zapach dymu papierosowego pomieszanego z oparami alkoholu i duchotą panującą w pomieszczeniu. Wchodząc do klubu zawsze czułem odprężenie i relaks. Wiedziałem, że oprócz kilku fanek nic mi nie grozi. No może prawie nic … Paparazzi. Byli wszędzie, ale jakoś udawało mi się im sprawnie wymknąć.
         Głośna muzyka bębniąca przyjemnie w moich uszach, mnóstwo fajnych lasek, które zauważyłem już na wejściu, luźna atmosfera… to jest to. Wolnym krokiem udałem się w stronę baru, rozglądając się na boki w poszukiwaniu jakiejś nowej „zdobyczy”. Dostrzegłem kilka znajomych mi twarzy, ale zignorowałem je.
       Usiadłem na wysokim krześle i odwróciłem się w stronę barmana. Za ladą stał Mike, przemiły pracownik tego klubu. Naprawdę sympatyczny człowiek. Wiecznie uśmiechnięty i wyluzowany.
— Siema Harry – powiedział i przybił mi piątkę w formie przywitania. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha – To co zawsze ? – zapytał i zanim przytaknąłem wziął się do roboty. Każdą imprezę zaczynałem od szklanki dobrej whisky z lodem. Dawała mi kopa i chęć do zabawy. – Proszę bardzo – powiedział i położył szklankę na blacie.
           Od razu złapałem ją w swoje dłonie i oplotłem ją swoimi długimi palcami. Zamoczyłem wargi w zimnym, orzeźwiającym alkoholu i obróciłem się by rozejrzeć się po Sali. Na środku parkietu tańczyły pary, przy stołach siedzieli nawaleni faceci i miziali się z ledwo przytomnymi, przypadkowo poznanymi dziewczynami, a przy barze siedziała cała zdesperowana reszta. Niektórzy czekali na ruch którejś z pięknych samotnych pań, a niektórzy zanurzali swoje smutki w procentach omamiając swój mózg. Z ubikacji wychodziła naćpana młodzież ledwo trzymająca się na nogach. Widok przerażający, ale jakoś nigdy nie zwracałem na nich uwagi.
      Dopiłem końcówkę alkoholu i odłożyłem szklankę uśmiechając się do Mika. Zeskoczyłem z krzesła i ruszyłem w stronę parkietu. Dziś miałem ochotę na jakąś słodką blondynkę. Nie musiałem długo czekać. Od razu podeszła do mnie jakaś dziewczyna i zaciągnęła mnie do tańca. Widać było, że jest trochę wstawiona, ale nie przejmowałem się tym. Tańczyła dość odważnie. Jej dłonie błądziły po moim torsie, a biodra wirowały w rytm puszczonej muzyki. Była bardzo blisko, nasze ciała się stykały. Położyłem dłonie na jej talii i rozluźniłem się.
— Harry – wymruczałem jej prosto do ucha, wiem że dziewczyny to podnieca. Kąciki jej ust podniosły się znacznie ku górze. Spojrzała mi prosto w oczy i po chwili musnęła mój policzek.
— Sophi – wyszeptała przy okazji przegryzając płatek mojego ucha. Szybka jest, lubię takie.

— Pomocy ! – usłyszałem, że ktoś krzyczy głośno próbując przekrzyczeć muzykę w klubie.
    Siedziałem przy barze i sączyłem trzecie piwo. Moja słodka blondyneczka gdzieś zniknęła, a ja się nudziłem. Miałem nadzieję na coś więcej niż tylko taniec, ale ona widocznie nie miała ochoty. Spojrzałem na parkiet. Zebrał się tam całkiem niezły tłum. Wszyscy się przepychali. Odłożyłem pusty kufel na blat i postanowiłem sprawdzić co tam się dzieje. Powolnym, spokojnym krokiem ruszyłem w stronę tajemniczego zbiegowiska. Zacząłem się przepychać, nie było łatwo. Doszedłem do celu. Na środku leżała jakaś dziewczyna. Blondynka, czarna sukienka, blada cera …. Boże to Lola ! Od razu podszedłem do niej i uklęknąłem obok jakiegoś długowłosego blondyna, wydawał się przerażony.
— Co jej się stało ? – zapytałem dotykając jej dłoni. Była taka delikatna i krucha, zresztą jak zawsze. Spojrzałem na tego chłopaka.
— Nie wiem tańczyła aż nagle zaczęła coś bredzić i upadła – wyjąkał. Na początku byłem w takim samym szoku jak ten chłopak, ale otrząsnąłem się dość szybko.
      Wziąłem ją na ręce i miałem zamiar wyjść, ale ktoś mnie złapał za ramię. Odwróciłam głowę i znów ujrzałem tego zielonookiego chłopaka. Wpatrywał się we mnie, a jego palce zaciskały się na moim ramieniu.
— Gdzie ty ją bierzesz ?! Chyba nie myślisz, że ją puszczę z tobą, nawet cię nie znam ! – krzyknął głośno.
— Wystarczy, że ja ją znam, a ona mnie. Baw się dalej, ja się nią zajmę – oznajmiłem i nie czekając na odpowiedz ruszyłem w stronę wyjścia.
       Czekała mnie droga na piechotę. Samochodu nie mogę prowadzić, bo trochę wypiłem. Na szczęście nasz dom jest niedaleko. Nie była jakoś specjalnie ciężka, a wręcz przeciwnie.
          Szybko przebierałem nogami, bałem się, że nie zdążę. Oddychała bardzo płytko i coś mamrotała pod nosem. Nic nie mogłem zrozumieć. Ciągle starałem się przykładać jej palce do szyi by sprawdzić jej puls. Był prawie nie wyczuwalny. Co ona do cholery wzięła ! Tak strasznie się bałem. Dotknąłem wierzchem dłoni jej rozgrzanego policzka, jak nic miała gorączkę.
— Mamo, on mnie nienawidzi… tylko nie wiem dlaczego…. – tylko tyle udało mi się wyłapać z jej monologu. Czyżby mówiła o mnie ?  Wiem, że zachowuję się jak skończony dupek, ale tak ma być i już.
— Błagam nie zostawiaj mnie, musisz żyć ! Słyszysz ? – mówiłem do dziewczyny – Dla mnie, dla Dava, dla chłopaków ! – krzyknąłem i poczułem, że po policzkach lecą mi słone, ciepłe łzy. Zaczęły mi się trząść ręce – Harry nie wpadaj w panikę, nie teraz – powiedziałem sam do siebie.
            Stałem już przed naszą bramą. Kopnąłem ją z impetem i wpadłem na posesję. Powoli zacząłem biec, uważając na schodach. Nie wiedziałem co będzie dalej. Nie wiedziałem co mam zrobić, co powinienem zrobić. Uderzyłem kilka razy w drzwi i czekałem aż ktoś otworzy. Strach mnie zżerał od środka i ciągle dawał o sobie znak.
— Otwórzcie ! – krzyknąłem i kopnąłem w drzwi. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy z bezsilności. Nagle usłyszałem przekręcanie klucza w zamku. Po chwili moim oczom ukazała się zaspana twarz Liam’a. Widząc mnie z nieprzytomną Lolą na rękach zdziwił się nieco.
— Co jej jest ? Za dużo alkoholu – zaśmiał się, ale ja nie miałem czasu na żarty. Wepchnąłem się do środku domu i ruszyłem w stronę schodów.
— Nie mam czasu na żarty to poważne – powiedziałem i wbiegłem na górę do swojego pokoju, bo było bliżej od razu pobiegłem do łazienki. Siadając na ziemi zauważyłem, że dziewczyna jest na wpół przytomna. – Lola musisz to zwymiotować słyszysz ! – krzyknąłem do niej, ale ona nie zareagowała.
           Nie mogłem czekać, aż zrozumie o co mi chodzi. Nachyliłem jej głowę nad toaletą i włożyłem palca do buzi. Nie myślałem nad tym jakie to obrzydliwe, nie teraz. Popchnąłem go nieco dalej i czekałem aż jej organizm zareaguje. Nic. Jeszcze dalej, nic. Załamałem się, ale nie poddałem. Dołączyłem drugiego palca i wróciłem do poprzedniego zajęcia. Udało się. Zaczęła wszystko zwracać. Musiałem ją przytrzymywać, bo krztusiła się. Pierwszy raz w życiu cieszyłem się tak bardzo, że ktoś wymiotuje.
          Otwierała powoli oczy i chyba zaczynała łapać o co chodzi. Nagle do łazienki wpadł zaspany Zayn z Roni, która była ubrana w jego koszulkę. Patrzyli zaskoczeni na sytuację, w której się znajdowali.
— Zimny okład, szybko ! – rozkazałem i już ich nie było.
       Odgarnąłem dziewczynie blond loki do tyły i z szafki zgarnąłem jakąś gumkę do włosów, po czym je związałem. Puls się normował, jej policzki nabierały normalnego kolorytu, a temperatura jej ciała powoli spadała. Głaskałem ją po plecach i nuciłem jakąś melodię. Wiedziałem, że nie będzie z tego nic pamiętała. Cieszyłem się, że mogę być tak blisko niej.
           Wrócili moi pomocnicy z zimnym okładem. Akurat dziewczyna skończyła wymiotować. Wytarłem jej blade usta i znów wziąłem na ręce podnosząc z zimnej posadzki. Położyłem ją na moje łóżko i usiadłem obok. Zacząłem delikatnie muskać jej czoło zimnym, zwiniętym w rulon ręcznikiem. Zayn i Roni patrzyli na wszystko zaskoczeni, nie wiedzieli co się dzieje. Usiedli naprzeciwko mnie i patrzyli na dziewczynę, która słodko spała. Brunetka ściągnęła jej buty i przykryła jakimś kocem.
— Spokojnie zaraz wszystko wam opowiem. Najważniejsze, że sytuacja opanowana – powiedziałem i z uśmiechem spojrzałem na nieświadomą, śpiącą Lolę.  

---------------------------------------------------------------
No i mamy kolejny rozdzialik. Nie wiem jak to teraz będzie, bo wznawiamy naszego bloga "Po dwóch stronach lustra" z nową historią. Oczywiście serdecznie was na niego zapraszam, ale dopiero jutro, bo jak na razie to nic ciekawego tam nie ma :/ Jakoś w nocy wstawię bohaterów i prologi ;) 
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo trochę nad nim siedziałam. Musiałam go trochę doszlifować i uważam, że nie wyszło najgorzej. Nie przyzwyczajajcie się do miłego Harry'ego, bo taki nie zostanie. Wiele z wam pewnie zastanawia się o co może mu chodzić, ale spokojnie dowiecie się prędzej czy później, obiecuje :) 
Przepraszam za jakikolwiek błędy, ale głównie za literówki, bo nie jestem w stanie nad tym zapanować. Sprawdzam tekst kilka razy, zadowolona wstawiam, ale później czytam go jeszcze raz z ciekawości, a tam mnóstwo literówek, serio nie wiem jak to robię ;) 
Jeszcze jedno ! Została stworzona nowa zakładka "Spam" jeżeli chcecie, żebym zaglądnęła na waszego bloga to dodajcie tam komentarz, a z pewnością zaglądnę. Tam jest wszystko wyjaśnione ;) 

Do zobaczonka za tydzień, a może prędzej, jeszcze zobaczę. 
Zaczarowana/ 

sobota, 19 stycznia 2013

Dziewiąty

Otworzyłam oczy, ale automatycznie tego pożałowałam. Znów je zamknęłam i przeciągnęłam się na łóżku. Doprowadzałam moje kości do normalnego stanu. W pokoju panowała cisza, przerywana trzaskami moich rozleniwionych kości, które zostały popędzone do pracy po dłuższym odpoczynku. Wyciągnęłam rękę i na oślep błądziłam nią po szafce, w poszukiwaniu telefonu.
        W końcu znalazłam mój ulubiony wynalazek. Uchyliłam jedno oko i nacisnęłam na pierwszy lepszy klawisz. Wyświetlacz zaświecił niepostrzeżenie, odruchowo przymrużyłam powieki. Na tapecie miałam zdjęcie moje i Roni jak robiłyśmy sobie małą sesję po zakupach. Na samo wspomnienie tamtej radosnej chwili uśmiechnęłam się mimowolnie. Skupiłam się jednak na małych cyferkach z boku ekranu, które układały się w godzinę 7:45.
—  Cholera zaspałam ! – krzyknęłam zdenerwowana i zerwałam się z łóżka.
     Przestałam myśleć racjonalnie, w głowie miałam tylko wściekły wyraz twarzy mojej nauczycielki od historii, bo to właśnie z nią miałam pierwszą lekcję. Wbiegłam do łazienki i odkręciłam kurek z zimną wodą. Zaczęłam nią ochlapywać twarz, by się choć trochę otrząsnąć i wy budzić. Po porannej toalecie, w szybkim tempie przyszedł czas na spotkanie z garderobą.
              Otworzyłam szafę jednym sprawnych ruchem i zaczęłam w niej szperać. Chciałam znaleźć coś odpowiedniego. Z tego co widziałam na dworze świeciło słońce. Nie zastanawiałam się nad temperaturą. W moje dłonie wpadły krótkie dżinsowe spodenki. Złapałam jeszcze białą bokserkę i akwamarynowy, za duży sweter. Wpadłam do łazienki jak burza. Naciągnęłam na nogi spodenki i zapięłam biały biustonosz. Szybkim ruchem założyłam koszulkę i wtedy przypomniałam sobie, że nie mam transportu, bo autobus już dawno odjechał. Wyleciałam z pomieszczenia z niespotykaną szybkością. Zmierzałam do pokoju mojego przyjaciela.
— Zayn śmierdzielu wstawaj ! – krzyknęłam otwierając drzwi do jego królestwa. Panował tam mały bałagan. Na podłodze walały się ubrania, na biurku obok laptopa stały puste, brudne kubki,  a na łóżku leżał mulat bez koszulki. Przegryzłam dolną wargę. Jak nie zareagował postanowiłam się do niego przedrzeć. Sprawnie ominęłam różne dziwne przedmioty leżące na zakurzonej wykładzinie i dotarłam do dużego, dwuosobowego łoża. – Zayn musisz mnie odwieść do szkoły – szepnęłam mu do ucha. Zaczął coś mruczeć. Musiałam wymyślić coś innego – Kochanie otwórz oczka – wymruczałam i zaczęłam jeździć palcem po jego nagim torsie. Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Otworzył oczy. – No, a teraz wstawaj zawozisz mnie do szkoły, bo zaspałam ! – krzyknęłam i wstałam z łóżka. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie. Szok, oszołomienie, dezorientacja. – Za 10 minut na dole i bez dyskusji – dodałam otwierając drzwi.
               W odpowiedzi sapną, a później już tylko słyszałam jak wstaje z łóżka. „Szybko poszło” pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam już przy drzwiach na strych jak ktoś chrząknął za moimi plecami znacząco. Odwróciłam się i zobaczyłam jakąś śliczną, długonogą brunetkę. Uśmiechała się do mnie sympatycznie. Stała koło drzwi, które prowadziły do pokoju Stylesa.
— Schodami w dół i po prawej – powiedziałam. Nie musiała nawet pytać, od razu wiedziałam, że chce się zapytać o drogę do wyjścia. Już chciałam się odwrócić, kiedy usłyszałam skrzypnięcie. Z czystej ciekawości i złośliwości pozostałam na swoim miejscu i wpatrywałam się w zaistniałą sytuację.
        Zza drzwi wyłoniła się postać loczka w samych czarnych spodniach. Nie zważając na mnie uwagi przyciągnął dziewczynę do siebie i podał jej kawałek czerwonego, koronkowego materiału.
— Chyba o czymś zapomniałaś – wymruczał jej do ucha, po czym zaczął ją całować po szyi. Odchyliła głowę i dała się ponieść rozkoszy. Znów poczułam to dziwne ukłucie w klatce piersiowej. – Zadzwonię – wyszeptał kończąc swoje przedstawienie. Brunetka uśmiechnęła się i spojrzała w moją stronę. Jego wzrok podążył za nią. Wtedy mnie ujrzał. Uśmiechałam się złośliwie.
— Byłabym ci wdzięczna gdybyś nie robił z tego domu jakiegoś burdelu – powiedziałam, gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi wejściowych. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale ja się odwróciłam na pięcie i złapałam za klamkę – Aha i jeszcze jedno, ja tu nie pracuję, nie mam zamiaru codziennie rano udzielać instrukcji jak dojść do wyjścia twoim, panienkom. Jakbyś mógł z łaski swojej sam ich nakierowywać – dodałam i pewnym krokiem weszłam do siebie. Biedak pewnie tam stał zdezorientowany i nie wiedział co powiedzieć.
    „Punkt dla mnie”, pomyślałam i zaśmiałam się.
     Złapałam za leżący na łóżku sweter i torbę i wybiegłam z pokoju. Udało mi się po drodze zgarnąć paczkę moich ulubionych papierosów i zapalniczkę. Na boso biegłam po schodach i nerwowo grzebałam w szkolnej torbie. Szukałam kluczyków do samochodu Zayna, bo po wczorajszych zakupach dał mi je na przetrzymanie. Jak na złość nigdzie ich nie było.
— Eureka – powiedziałam sama do siebie, trzymając w dłoni pęk brzęczących z każdym moim ruchem kluczy.
       Zawitałam jeszcze do kuchni i zgarnęłam z blatu dwa jabłka. Przy stole siedział skacowany Harry. Wpatrywał się w swoje dłonie z uśmiechem. Nie mogłam się powstrzymać od komentarza.
— Co cieszysz się, bo zaliczyłeś kolejną naiwną laskę – powiedziałam i uśmiechnęłam się zadziornie. Podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy. Automatycznie odwróciłam się, bałam się, że ten jego wzrok mnie omami.  
— Nawet nie wiesz co to jest sex, jesteś za młoda – odpowiedział, a ja prychnęłam głośno.
— Zdziwiłbyś się – oznajmiłam i ugryzłam trzymany w dłoni owoc.
             Wyszłam z kuchni pozostawiając go samego ze swoimi myślami. Stopy wsunęłam w moje ulubione białe trampki i oparłam się o barierkę. Czekałam na tego lalusia.
— Zayn ! – krzyknęłam. Cisza.
           Trzask drzwi, stłumiony tupot stóp,  a później westchnięcie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam zaspaną twarz czarnowłosego. Uśmiechnął się i zbiegł po schodach.
— Wynagrodzę ci to, obiecuje – powiedziałam. Zrobiło mi się go szkoda, że go tak wcześnie zdarłam. To był jeden z nielicznych dni, w których mieli wolne i mogli się wyspać.
        Dave wyjechał na kilka dni do Hiszpanii odwiedzić rodziców, czyli moich dziadków. Też chciałam jechać, ale niestety szkoła…

    Chodzę teraz to innej placówki. Nie społecznej, a prywatnej. Co prawda większość uczennic to nadęte, zapatrzone w swoje odbicie lustrzane lale, a chłopcy to niewyżyci seksualnie zboczeńcy, ale da się przeżyć.

    Jechaliśmy w ciszy. Było słychać tylko odgłosy przeżuwania, konsumowanych owoców.
— Może się tu gdzieś zatrzymać, mam ochotę zapalić – poprosiłam.
       Znów grzebałam w torebce w poszukiwaniu fajek, ale jak na złość nie mogłam ich znaleźć. Mulat wykonał moją prośbę i już po chwili staliśmy w jakiś polach i rozkoszowaliśmy się dymem nikotynowym.
— Meg przyjeżdża dzisiaj – odezwał się mój towarzysz. Spojrzałam na niego zdezorientowana – Siostra Harry’ego, a dziewczyna Louisa – wytłumaczył. Wtedy skojarzyłam.
— I co w związku z tym ? – zapytałam podejrzliwie.
— Szykuje się impreza – odpowiedział beznamiętnie, wypuszczając dym z ust.
— O nie ! Ja się wypisuje ! – krzyknęłam,  a Zayn wybuchnął śmiechem.

                                                 ~*~

       Na historię nie poszłam, ale nie rozpaczam z tego powodu. Matma, angielski, hiszpański i w końcu długo wyczekiwana przerwa na lunch. Uwielbiałam ten odłamek czasu w szkole. Nie ze względu na jedzenie czy spotkanie z przyjaciółmi, bo takowych w szkole nie miałam, ale dlatego, że mogłam pobić sama ze sobą. Codziennie uciekałam za budynek szkoły w poszukiwaniu samotności. Był tam mały plac na którym rosła zielona trawa, od czasu do czasu koszona przez woźnego. Rzadko kiedy ktoś tam zaglądał. Z boku stała mała „szopa”, w której trzymano sprzęt sportowy. Młodzież udawała się tam często na tak zwany „szybki numerek”. Skąd to wiem ? Przesiaduje tam praktycznie co przerwę i dlatego dużo wiem o ludziach przebywających tam. Wiem kto z kim zdradza swoich partnerów, ale nie wykorzystuje tej wiedzy do niecnych czynów. Nie interesuje mnie czyjeś życie, nie jestem typem dziewczyny, która kocha skandale i ploteczki.
     Usiadłam na trawie i wyciągnęłam paczkę papierosów z torebki. Odpaliłam jednego i zanurzyłam go w swoich wargach. Kocham to uczucie. Odprężenie, przyjemne pieszczenie w płucach, spokój…. Tylko Zayn wie, że pale, zresztą on też. Zazwyczaj razem wychodzimy pod pretekstem „spaceru”.
Wyciągnęłam nogi z zamiarem złapania chociaż kilku promieni słonecznych. Miałam trochę posiniaczone nogi, ale trzeba było by się dokładnie przyglądnąć, by zauważyć.  Nie skupiałam się na tym. Kogo obchodzi moje życie prywatne.
     Przymknęłam powieki i odchyliłam głowę do tyłu.  
— Hej Lola – usłyszałam za plecami. Odwróciłam głowę i spojrzałam na przybysza. W moje skromne progi zawitał William Smoke, szkolna gwiazda futbolu, kapitan drużyny „Buldogi”. Wysoki, umięśniony, krótko obcięty blondyn z zielonymi oczami. Niedawno zerwał Sylvią, największym plastikiem w szkole. Wydawał się dość sympatyczny, ale po za urodą nie wyróżniał się niczym szczególnym – Mogę się dosiąść ? – zapytał, przerywając moje rozmyślania. Lekko zaskoczona, skinęłam głową.
   Usiadł naprzeciwko, na zielonej, niedawno skoszonej trawie. Wpatrywał się we mnie z szczerym uśmiechem. Czekałam aż coś powie, ale jemu chyba ta cisza nie przeszkadzała. Próbował coś wyczytać z moich oczu.  
— Skąd wiedziałeś, ze tu będę ? – swoimi słowami zniszczyłam „romantyczną” chwilę.
— Nie raz widziałem, jak zmierzasz w tym kierunku – odpowiedział niewzruszony. Teraz rozglądał się dookoła – Ładnie tu – dodał i znów jego wzrok powędrował na mnie.
— A w jakiej sprawie przyszedłeś ? Zazwyczaj nie zwracasz na mnie uwagi – powiedziałam stanowczo i śmiało. Nie miałam zamiaru go urazić, czy wyrzucać, ale przyznam, że zaskoczył mnie swoim przyjściem.
— Wiesz …. – przerwał spuszczając głowę – bo ja chciałem cię zaprosić na … - znów przerwał. Wydawał się strasznie zestresowany. Bawił się swoimi palcami – na randkę – dokończył – Wiesz kino, lody czy coś – zaczął się tłumaczyć . Zastanawiałam się czy to ze stresu czy po prostu bredzi.
— Trochę mnie zaskoczyłeś….
— Jak nie chcesz iść, to powiedz nie obrażę się – powiedział i uśmiechnął się smutno, nie odwracając wzroku od swoich dłoni.
— Kto powiedział, że nie chcę. Spotkam się  tobą z miłą chęcią – czułam, że pożałuje tych słów, ale było mi go strasznie szkoda. Nie umiałam odmówić patrząc w te jego zielone smutne oczy.
Uśmiechnął się i szybko wstał, po czym przytulił mnie mocno. Nie opierałam się, choć czułam lekkie zażenowanie.
- Wpadnę po ciebie o 19 – powiedział i odszedł nawet nie czekając na moją odpowiedź.
„Dziwny jakiś”, pomyślałam.

        Autobus znów się spóźnił i w domu byłam dopiero po szesnastej. Przygnębiona weszłam do środka i ściągnęłam buty. Ciągle w mojej głowie siedziała ta sytuacja z Willem. O co mu chodzi ? Dlaczego akurat ja, przecież jest tyle ładnych dziewczyn ? Z zamyślenia wyrwały mnie jakieś trzaski i głośna muzyka dochodząca z salonu. Od razu włączyła mi się lampka, odpowiadająca za bezpieczeństwo. Wsunęłam się w głąb mieszkania i co zobaczyłam ? Sprzątających chłopaków.
       Harry ubrany w niebieski fartuszek w szkocką kratę, coś gotował w kuchni, a zapachy roznosiły się po pomieszczeniach i dekoncentrowały domowników. Louis i Zayn robili porządek w salonie, a Niall mył schody. Ten ostatni lekko mnie zaskoczył. Spodziewałam się go raczej w kuchni przy loczku.
Nigdzie nie widziałam Liama. Rozglądałam się w poszukiwaniu piątego chłopaka, ale jakby wyparował. Może porozdzielał zadania i poszedł do siebie.
         Bez słowa poszłam w stronę mojego pokoju. Zauważyłam, że Harry mnie dostrzegł, wiec mogłam być spokojna. Wpadłam na strych i pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na rozbabrane łóżko. W pomieszczeniu był bałagan. Wszędzie były moje ubrania, albo porozrzucane notatki. „Dobrze, że nie ma Dava, bo nieźle by mi się dostało”, pomyślałam i uśmiechnęłam się do swoich myśli. Podniosłam się i zaczęłam powoli sprzątać. Skoro chłopcy wzięli się za porządku dobrowolnie to ja też mogłam. Wszystkie ubrania wepchnęłam do szafy, a kartki poskładałam na kupkę i złożyłam na małej ławie w saloniku.
          Nudziło mi się. Nie chciałam schodzić na dół, ale też nie chciałam siedzieć u siebie bezczynnie. Stukałam palcami o drewniany parapet i patrzyłam w przestrzeń.
        Spojrzałam w bok, a moje oczy dostrzegły gitarę. Poczułam dziwną chęć zagrania na niej. Od razu odsunęłam tą myśl jak najdalej. Złapałam za ręcznik i weszłam do łazienki. Postawiłam na gorącą, długą kąpiel
         Siedząc w wannie, bawiłam się pianą, która otaczała mnie dookoła. Cieszyłam się jak małe dziecko i wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Piana mydlana jest jak szczęście. Na samym początku jest jej dużo, powoduje uśmiech na twarzach ludzi i radość w sercu. Ale po chwili znika powoli i definitywnie, pozostawiając po sobie tylko przyjemne wspomnienia.
         Jednym zwinnym ruchem ściągnęłam gumkę z włosów rozpuszczając je i zanurzyłam się w wodzie. Nie wiem ile tak leżałam, ale zdecydowanie to była najlepsza relaksująca kąpiel w moim życiu.
       Wyszłam z łazienki wyluzowana i odprężona, w samym ręczniku. Miałam przymknięte powieki, szłam instynktownie przed siebie. Usłyszałam chrząknięcie. Otworzyłam oczy i ujrzałam Harry’ego. Wpatrywał się we mnie zaskoczony. Wybałuszył oczy i zacisnął wargi.
— Chłopcy kazali przekazać, że za dziesięć minut kolacja – powiedział oschle i wyszedł. Był jakiś spięty.

*Perspektywa Harry’ego*

     Jasna cholera ! Co to było ! Wybiegłem z jej pokoju, nie mogłem już dłużej na nią patrzeć. Pociąga mnie, tak cholernie mnie pociąga, ale nie może być moja. Nigdy jeszcze nie czułem takiego pożądania. Chęć bycia najbliżej niej, dotknięcia jej jedwabnej skóry, pocałowania jej wiśniowych ust …. Harry ogarnij się !
Sam ją odpychałem, ale tak będzie najlepiej i dla mnie, i dla niej.

-----------------------------------------------------------------
Rozdział jest dość normalny i przeciętny, ale to jest wprowadzenie do dalszych sytuacji. Ostrzegam, że piszę wątkami, więc nie wszystko jest powiązane. Nawiązuję do poprzednich rozdziałów, ale nie koniecznie jest to kontynuacja. Jeżeli chodzi o ten wątek to mogę wam już dzisiaj powiedzieć, że będzie kontynuacja. Nie zraźcie się tym rozdziałem, bo obiecuję, że druga część będzie emocjonująca. 
A jeżeli chodzi o mojego bloga "Po dwóch stronach lustra", to chce was poinformować, że się zmieni. Tamta historia wydała nam się dość nudna i zwykła więc wymyśliłyśmy coś innego. Prologi o bohaterowie zostaną opublikowani pod koniec stycznia, tak przyjmujemy. 
Co myślicie o końcówce rozdziału ? O co znowu chodzi Harry'emu ? 
Muszę niestety już spadać, bo robię jutro imprezę urodzinową i muszę ogarnąć i wgl ;) 

Do zobaczonka za tydzień :)

sobota, 12 stycznia 2013

Ósmy

— Co wy nie widzicie ty iskierek radości w ich pięknych oczętach ? To tylko żart - powiedział Louis.
Momentalnie się wyprostowałam i spoważniałam. Wszyscy wpatrywali się w nas oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Spojrzałam na moją towarzyszkę spisku. Uniosła bezwładnie ramiona. Nie wytrzymałam wybuchłam śmiechem, po chwili dołączyła do mnie Roni. Praktycznie turlałyśmy się po schodach. Ja nie mogłam złapać oddechu, a co najgorsze bolały mnie żebra. Nie zwracałam na to uwagi, w końcu się dobrze bawiłam.
— Żałujcie, że nie widzieliście swoich min – powiedziałam Roni za co rzucił się na nią Lou z Zaynem. Zaczęli ją łaskotać, a ona piszczała na cały dom.
       Reszta dołączyła do mnie i śmialiśmy się wszyscy. W sumie to nie wszystkim było do śmiechu. Moje szczęśliwe i roześmiane oczy natrafiły na wzrok Harryego. Jego zielone tęczówki lustrowały mnie od stóp do głów, z nienawiścią i obrzydzeniem. Przestałam się śmiać. Przed oczami stanął mi wyraz twarzy mojego ojca. Takie same oczy i jeszcze ten cwaniacki uśmieszek. Lokowaty patrzył na mnie tak samo. Nawet mnie nie znał. Byłam przerażona, a moim ciałem władał strach. Wiedział, że sprawia mi ból i perfidnie utrzymywał kontakt wzrokowy. Nie wytrzymałam. Podniosłam się, na jednej ręce, ze schodka i pobiegłam do siebie. Tak cholernie się go bałam.

*Oczami Harryego*

— Co jej się stało ? – zapytał zdezorientowany Niall. Wpychał do ust kolejną sztukę zielonej, kwaśnej żelki. Wszyscy się uspokoili i spoglądali po sobie.
— Ześwirowana już do końca – odezwałem się, przy okazji śmiejąc się pod nosem. Jak dla mnie mogłaby się wyprowadzić w każdej chwili, a im szybciej tym lepiej. Robiła z siebie taką sierotkę, udawała skrytą i biedną. Nie lubię ludzi, który użalają się nad sobą.
— Jak możesz tak mówić ? – zapytał spokojnie Liam. Reszta się wstrzymała od zabrania głosu i czekali na moją odpowiedź. Milczałem, ale nie było mi głupio czy coś. Patrzyłem dumnie każdemu prosto w oczy – To miła i sympatyczna dziewczyna, trochę zagubiona, co nie znaczy, że musisz się tak zachowywać. Może już czas spróbować się z nią zakolegować – dodał widząc, ze nie mam zamiaru odpowiadać. Prychnąłem najgłośniej jak się dało.
— Po moim trupie – odpowiedziałem i udałem się do swojego pokoju.
Jak ta sytuacja ich zmieniła. Gdzie są moi dawni przyjaciele, sprzed wprowadzenia się tutaj tego czegoś. Zawsze wyluzowana czwórka najważniejszych osób w moim życiu, tak po prostu się zmieniła…

*Oczami Loli*

    W pomieszczeniu było ciemno. Idealną cisze od czasu do czasu przerywały uderzające w szybę krople wody. Na dworze była ulewa. Czyżby pogoda wiedziała jak się czuje ? Może to mama płacze razem ze mną.
    Leżałam zwinięta na moim łóżku, przykryta śnieżnobiałą kołdrą. Trzęsłam się i zalewałam łzami. Nie mogłam zamknąć oczu, bo gdy powieki opadały pokazywał się obraz mojego ojca. Te oczy pełne nienawiści i pogardy przeszywające moje ciało. Następnie wracało do mnie wydarzenie sprzed godziny. Te zielone tęczówki próbujące mnie dobić. Rozpadałam się na małe kawałeczki, a najgorsze jest to, że nie miał kto mnie poskładać.
   Wyciągnęłam z pod poduszki dobrze mi znany czarny zeszyt. Zaświeciłam lampkę i złapałam za długopis. Ręka zawisła nas białą, kratkowaną kartką. Nie miałam pojęcia co napisać, ale wiedziałam, że coś muszę, bo to mi pomoże.

„Mamuś,
 Znów go widziałam. Może nie w pełnej okazałości, ale te oczy… Mieszkam z chłopakiem, który nienawidzi mnie tak bardzo jak ojciec. Najgorsze jest to, że wcale nie żywię do niego urazy. Jakby teraz przyszedł i przeprosił z pewnością bym mu wybaczyła. Co on ma w sobie takiego ? Nie wiem. Niebezpiecznie mnie do niego ciągnie. Muszę to zahamować i zaczął go ignorować. Tak będzie najlepiej i najwygodniej. Ja zapomnę, on będzie żył w swoim poukładanym, idealnym świecie gwiazdy”

      Schowałam zeszyt i zgasiłam lampkę. W pomieszczeniu znów zapanował zmrok. Przekręciłam się na lewy bok i powoli, niepewnie przymknęłam powieki. Zapisanie kolejnej strony moimi przemyśleniami, pomogło. Wyrzuciłam to z siebie. „Dobrze, że reszta mnie toleruje”, z ta myślą przeniosłam się w objęcia Morfeusza.

„– Ty mała dziwko, myślałaś, że dam ci tak sobie odejść ! – krzyknął mi prosto w twarz. Po moich nozdrzach rozszedł się zapach kilkuprocentowego alkoholu.
Znów się bałam, moja siła odeszła, a odwaga wyparowała. Patrzył na mnie wściekły. Jego jasnozielone tęczówki wpatrywały się we mnie z taką nienawiścią. Czekałam na kolejny jego ruch. W najlepszym wypadku zaciągnął by mnie z powrotem do mojego pokoju i dokończył to co zaczął. Niestety dzisiaj nie miałam szczęścia. Odwrócił mnie tyłem do ściany i popchnął z całej siły. Biodrem uderzyłam o ostry kant komody, która stała niedaleko. Ból rozniósł się po całym ciele, a z rany wyleciało trochę krwi. Zlekceważyłam to. „Nie pierwsza, nie ostatnia”, pomyślałam.
Leżałam na ziemi i płakałam. Nagle z pokoju wyszedł jego kolega i widząc mnie w takim stanie rzucił się na mnie i zaczął obmacywać. Krzyczałam i piszczałam, ale to nic nie dawało. Ojciec tylko stał, patrzył na nas i śmiał się głośno. Jego ręce wędrowały po moim ciele powodując ból. Nawet sobie nie zdawał sprawy jak ja się czułam, dla niego to była zabawa z „małą dziwką”. Najgorzej było jak ten mężczyzna włożył swoją przepoconą, brudną dłoń w moje spodnie. Poczułam na udach jego paznokcie. Nie wiedziałam co mam zrobić, modliłam się o śmierć. Jak wpakował mi rękę do majtek…..”

—  Nieeee ! – krzyknęłam i usiadłam na łóżku. Szybko się podniosłam.
      Wbiegłam do łazienki. Płakałam spazmatycznie. Włączyłam gorącą wodę i w ubraniach weszłam pod strumień. Rękami pocierałam o swoje ciało, próbując zmyć z niego dotyk tego faceta. Nadal czułam jego dłonie wędrujące po moim ciele, nieprzyjemne drapanie na udach. Byłam strasznie spanikowana, nie mogłam się uspokoić. Z tego wszystkiego zaczęłam używać paznokci. Tak bardzo chciałam, żeby to uczucie zniknęło. Nie przejmowałam się tym, że sama siebie ranie i zadaje sobie jeszcze większy ból. Nie myślałam nad tym jak będę późnij wyglądać.
       Sukienka była przemoczona, a ciało czerwone, obolałe i poranione. Wrząca woda nie pomagała, a wręcz każdy jej strumień sprawiał, że wszystko piekło. Nie dawałam za wygraną. Niewidzialne dłonie nadal błądziły po moim ciele. Płakałam coraz bardziej, powoli wpadałam w tak dobrze mi znaną histerię. Moje nogi odmówiły współpracy. Kolana się ugięły. Runęłam.
     Siedziałam skulona, a strumienie wody spadały bezwładnie na moją głowę i plecy. Pojedyncze krople wędrowały po całym moim ciele. Nie ruszałam się. Nie mogłam, a może nie chciałam ? Znów poczułam dziwną potrzebę i pragnienie zobaczenia matki, ulżenia sobie. Czyżbym znów chciała nie żyć ? Nie mogłam, nie mogłam zostawić Dava, nie chciałam go ranić i tracić. A może tak byłby lepiej ? Harry by się ucieszył, a reszta może by uroniła kilka łez, ale szybko by zapomnieli. Może to dobry pomysł ?!
— Matko święta, Lola co ci jest ? – usłyszałam męski głos,  nie miałam siły podnieść głowy.
      Ktoś wyłączył wodę. Poczułam powiew lodowatego powietrza. Przez moje ciało przeszedł niemiły dreszcz. Przyciągnęłam nogi do siebie i zacisnęłam je w żelaznym uścisku. Czyjaś gorąca dłoń dotknęła mojego ramienia. Podniosłam raptownie głowę ze strachu. Zobaczyłam zmartwioną twarz mulata.

*Oczami Zayna*

     Podniosłem jej ciało do góry. Nie pomogła mi zbytnio. Jej stopy opadły na zimną posadzkę. Stała samodzielnie. Jej oczy były puste, wydawała się nieobecna. Kruche, zazwyczaj blade ciało, było zaczerwienione i w niektórych miejscach zadrapane. Bałem się o nią, ale byłem też zły. Ściągnąłem z niej delikatnie, przemoczoną sukienkę. Nie protestowała. Stała przede mną w białej, koronkowej bieliźnie, wydawała się niewzruszona obecną sytuacją. Dopiero teraz zauważyłem, że jej ciało zdobią siniaki i drobne rany. W niektórych miejscach można było dostrzec białe blizny. Jedna wyróżniała się spośród innych. Była w kształcie litery L, znajdowała się na prawym ramieniu. Przejechałem po niej opuszkiem palca. Dziewczyna zadrżała. Bała się mnie ?  
    Biodro zdobiły ciemnoniebieskie szwy. Oplatały kawałek skóry. Byłem w lekkim szoku, ale próbowałem tego nie okazywać. Złapałem za kremowy ręcznik, który wisiał na kaloryferze i otuliłem ją nim. Przejeżdżałem dłońmi po materiale z zamiarem wytarcia mokrego ciała dziewczyny. Jak była w miarę sucha, ściągnąłem moją białą koszulę i narzuciłem jej na ramiona i zapiąłem pierwsze guziki.
       Jej wyraz twarzy nie zmieniał się. Przygnębienie, smutek, cierpienie i bojaźń, biły od niej bez przerwy. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Usiadłem na łóżku, a ją posadziłem sobie na kolanach, w takich sposób, że oplatała moje biodra swoimi nogami. Spojrzała na mnie, a z jej lazurowych oczu wypłynęły świeże łzy. Otarłem je kciukiem i przyciągnąłem do siebie mocniej. Nie sprzeciwiała się. Wtulona w mój nagi tors jedną rękę położyła na moim karku, a drugą na plecach. Nogi zacisnęły się w moim pasie, a głowę wtuliła w obojczyk. Czułem jak po moim torsie spływają jej słone łzy. Zacząłem się lekko kołysać i głaskać ją po włosach. Panowała cisza. Powoli się uspokajała.
       Minęło kilka minut, ale nie dłużyły mi się. Jej oczy produkowały coraz mniej łez, a ciało się już tak nie trzęsło. Czułem, że wraca do żywych i czuję się już lepiej. Jak dobrze, że postanowiłem do niej przyjść. Mogło się to skończyć bardzo źle. Jakby stała jej się krzywda  to na pewno Dave by sobie tego nie wybaczył, zresztą ja też. Sama myśl, że to by się działo piętro wyżej jest przytłaczająca. Pewnie wszyscy byśmy się obwiniali, no może nie wszyscy…
        Harry zachowuje się jakoś dziwnie. Myślałem i chyba nie tylko ja, że jak ta dziewczyna przekroczy próg tego domu to on się na nią rzuci i zacznie ją podrywać. A on ? Nawet się z nią nie przywitał. Dodatkowo przyprowadza sobie codziennie jakieś nowe laski. Chyba myśli, że my nic nie zauważyliśmy… Przecież wszyscy słyszą jak rano ktoś wymyka się z jego sypialni. W nocy nie jest lepiej. Śmiechy i inne różne odgłosy. To serio wkurza wszystkich, ale nie wolno nic powiedzieć, bo on się od razu obraża.
— Dziękuje – usłyszałem cichy szept. Spojrzałem na Lolę. Wpatrywała się we mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć, nagle odebrało mi mowę. Jej tęczówki przeszywały mnie, próbując coś wyczytać z moich.
— Za co ? – udało mi się wydusić.
— Za to, że jesteś Zayn. Nikt mnie nigdy tak nie wspierał jak ty – odpowiedziała i uśmiechnęła się blado.
— Przyjaciół trzeba wspierać – odpowiedziałem i również skusiłem się na mały uśmieszek.
      Siedzieliśmy razem kilka godzin, a właściwie leżeliśmy. Głowa koło głosy, ręka koło ręki. Śmialiśmy się i opowiadaliśmy o swoim dzieciństwie. Właściwie to ja mówiłem najwięcej. Słuchała mnie, ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Od czasu, do czasu posłała mi nieśmiały uśmiech. Nagle wstała. W mojej koszuli wyglądała rozkosznie. Tak słodko, seksownie, ale za razem dziewczęco. Nie patrzyłem na nią z pożądaniem, bo nie czułem do niej tego „czegoś”. Traktowałem ją jak siostrę i przyjaciółkę.
— Gdzie idziesz ? – spytałem wybijając się z transu. Podniosłem się na łokciach i lustrowałem ją wzrokiem od stóp do głów.
— Zachciało mi się pić, pójdę do kuchni i zrobię gorącą czekoladę, też chcesz ? – zapytała.
— Jasne, może pójdę z tobą ?
—  Spokojnie dam sobie radę. Poczekaj tutaj, chyba musimy pogadać.
      Nie odpowiedziałem. Kiwnąłem tylko głową i zanim się obejrzałem zniknęła z mojego pola widzenia. Leżałem i czekałem aż wróci.

*Oczami Loli*

          Wiedziałam, że muszę mu to wszystko wyjaśnić. W pewnym sensie byłam na to gotowa. Czekałam na taką osobę jak on. Wiem, że mogę mu powiedzieć wszystko.
        Wyszłam ze strychu. Dość niepewnie stawiałam kolejne kroki. Nie chciałam go spotkać, nie teraz. Choć w sumie to mi nie groziło, bo on o tej porze zazwyczaj wyrywa laski w jakiś klubach. Nie dobrze mi się robiło na myśl, że w tym domu zostało przelecianych tyle dziewczyn. Moim zdaniem uprawianie sexsu to poważna sprawa, to zapieczętowanie uczucia jakie łączy dwoje ludzi. Zawsze marzyłam o idealnym pierwszym razie. Ja, mój ukochany, świece, przyjemna muzyka, czułość, namiętność… Niestety nie było mi dane tego doświadczyć.
        Ani się obejrzałam, a stałam w kuchni. Zeschnięcie nagich stóp z zimną posadzką, z każdym krokiem było milsze. Zaczęłam szperać po szafkach w poszukiwaniu brązowego, czekoladowego proszku, ale jakoś nie mogłam znaleźć.
— Widziałam go tu ostatnio – mruknęłam sama do siebie.
       Rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu, ale nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy. Usłyszałam kroki. Automatycznie odwróciłam wzrok w stronę wejścia w celu sprawdzenia kim jest przybysz. Zobaczyłam brązową czuprynę, wystarczyło. Odwróciłam się. Nie chciałam na niego patrzeć, bałam się jego przeraźliwych oczu, które kochało tyle nastolatek. Przegryzałam dolną wargę i wbiłam wzrok w brązowy kawałek blatu. Usłyszałam, że ktoś jeszcze wchodzi, ale bałam się odwrócić.
— O Lola jakie masz ładne nakrycie –  moich uszu doszedł znajomy mi głos. Postanowiłam na niego spojrzeć. Nie myliłam się. W wejściu stał Louis i patrzył na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Nagle jego wzrok przeskoczył na mojego nagie nogi.
— Byłabym wdzięczna jakbyś nie patrzył na mnie jak na kawałek steku – odpowiedziałam z poważną miną. Irytowało mnie to.
— No to już wiem, gdzie jest Zayn – powiedział krótko po czym się odwrócił – Liam nie musisz się już martwić ! Nasz kochany słodziak siedzi na strychu u Loli ! – krzyknął głośno. Dźwięki wydobywające się z jego ust rozchodziły się po pomieszczeniach i odbijały się od ścian tworząc echo. Zaśmiałam się cicho pod nosem – Jest taki miły, że pożyczył jej swoją koszulę, by nie paradowała w bieliźnie po domu ! – dodał, a ja poczerwieniałam. Tylko nie wiem czy ze złości, czy z zawstydzenia. Spuściłam głowę i znów się zaśmiałam, ale tym razem nieco ciszej. – W sumie to jestem mu wdzięczy, bo mogę sobie popatrzeć na takie piękne nogi – dodał spoglądając na mnie.
— Tomlinson nie przeginaj pały – wysyczałam przez zęby. Nienawidziłam jak ktoś komentował mój wygląd, nawet jak to były komplementy.
   Usłyszałam jego słodki śmiech i momentalnie podniosłam głowę. Wtedy w oczy rzucił mi się loczek siedzący przy stole. Wpatrywał się w swoje dłonie. Dziwak jakiś.
— Lola żyjesz ? – usłyszałam krzyk dochodzący ze schodów, a później kroki. Naszym oczom ukazał się Zayn – Tyle cię nie było, że zacząłem się martwić – dodał wchodząc do pomieszczenia. Uśmiechał się promiennie.
— Stęsknił się – powiedział Lou i wybuchł śmiechem. Usiadł Harryemu na kolanach. Patrzyłam na nich zaskoczona – Co się stało kochanie, że taki smutny jesteś ? – zapytał. Nie wiedziałam co mam zrobić. Odwrócić głowę ?
  Ze zrobionym gorącym napojem szłam po schodach. Bałam się, że się potknę i wyleje to wszystko na siebie. Udało się dotarłam do celu.
  Usiadłam na sofie obok mulata i podałam mu pełny kubek. Nie odzywaliśmy się. Wiedziałam, że muszę mu to wszystko wyjaśnić, ale nie wiem czy byłam gotowa na takie posunięcie. Nikomu o tym wcześniej nie mówiłam, no może oprócz Dava, ale on jest z rodziny. Przegryzłam dolną wargę.
— Jeżeli nie jesteś jeszcze gotowa to poczekam – odezwał się mulat. Odłożyłam kubek na stolik. Odwróciłam się w stronę chłopaka i podkuliłam nogi. Patrzyłam mu prosto w oczy. Czekoladowe tęczówki wyrażały ciekawość. „On wszystko widział, powiedz mu”, usłyszałam w głowie.
— Jak miałam dziesięć lat zmarła moja ukochana mama. Nie mogłam się z tym pogodzić. Była ona kompozytorką i tekściarką. Razem śpiewałyśmy, pisałyśmy piosenki i tworzyłyśmy muzykę. To ona pokazała mi świat nut i melodii, nauczyła mnie kochać. Była matką, ale i najlepszą przyjaciółką. Pewnego dnia zemdlała w łazience po kąpieli. Myśleliśmy, że to z przemęczenia, więc nie pojechaliśmy do szpitala. Niestety takie sytuacje zaczęły się powtarzać coraz częściej. Wysłałam ją do lekarza – przerwałam – Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Weszła do domu zapłakana. Od razu ją przytuliłam. Wtedy powiedziała, że ma raka mózgu. Płakałyśmy obydwie przez kilka godzin – znów przerwałam, a po moim policzku spłynęła pierwsza łza – Było coraz gorzej. Medycyna nie dawała jej nawet roku. Przyrzekłam sobie wtedy, że koniec z muzyką. Od tamtej pory nie grałam na żadnym instrumencie, nie śpiewałam, a nawet nie słuchałam piosenek. Nie chce. W dzień jej śmierci powiedziała jedno zdanie, którego nigdy nie zapomnę „Ile razy przez okno lub przez jakąś szparę zaświeci słońce to będę ja, nie odejdę”. – przerwałam i dałam upust swoim łzom – To dla niej się nie poddałam i żyłam dalej, udając, że wszystko jest okey. Później było już tylko gorzej. Wyjechałam z ojcem z Hiszpanii. Mówił, że nie możemy zostać w tym miejscu, bo wszystko mu przypomina żonę. Zgodziłam się. Zamieszkaliśmy w Londynie, z dala od rodziny. Zaczął pić. Na początku myślałam, że to przejściowe, ale myliłam się. Wszystkie smutki topił w alkoholu – wzięłam głęboki oddech – Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Miałam niecałe piętnaście lat. On… - przerwałam – mnie gwałcił. Co dwa, trzy dni przychodził zalany i rzucał się na mnie. Bił, poniżał i gwałcił. Nikomu nie mówiłam, bo nawet nie miałam komu. Wstydziłam się tego wszystkiego – spojrzałam na Zayna. Był w wielkim szoku – Tamtego wieczoru przyprowadził kolegę. Wiedziałam co mnie czeka, wiedziałam co nastąpi. Zaczął się do mnie dobierać, ale sprzeciwiłam się mu po raz pierwszy. Chciałam uciec, ale złapał mnie. Popchnął na komodę tak mocno, że upadłam- uniosłam koszulkę, która zakrywała szwy – Wtedy przeszedł ten jego kolega. Macał mnie po całym ciele. Włożył rękę w moje spodnie. Pamiętam ten dotyk, śmiechy. Mieli ubaw. Jak poczułam jego dłoń w majtkach odepchnęłam go. Wtedy mnie skopali i wyszli. Nie wytrzymałam, chciałam nie żyć, odejść z tego pieprzonego świata, nie żyć, chciałam w końcu być szczęśliwa i zobaczyć moją mamę. Pocięłam się, ale to nic nie dało więc połknęłam kilka tabletek i zasnęłam. Znalazła mnie sąsiadka – wzięłam głęboki wdech. Patrzyłam w okno na piękny księżyc w pełni – Dave dowiedział się, że istnieje i chciał mnie odnaleźć. Udało mu się. Cholernie się ucieszyłam, że nie muszę wracać do ojca. Jesteście najlepszą rzeczą jaka spotkała mnie w dotychczasowym życiu – zakończyłam moją historię. Zapadła cisza. Czekałam aż coś powie.
— Choć tu – wyszeptał i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w jego tors.

------------------------------------------------------------
Z góry przepraszam za beznadziejny rozdział, ale nie mam weny normalnie nie wiem co napisać. Mam tyle fajnych pomysłów, ale na następne rozdziały ;c No i macie dziewczęta Lola zwierzyła się Zaynowi. 
Jutro WOŚP ! Stoję pod kościołem, pewnie zajebiście zmarznę, ale oj tam liczy się cel. Przypominam wam o tym, że warto pomagać i od czasu do czasu możecie sobie odmówić jakiejś przyjemności i wspomóc takie akcje ;)  
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Proszę o szczere opinię ;) 

Na dzisiaj chyba tyle :) Do zobaczonka za tydzień :D
Copyright © 2016 HOPE , Blogger