niedziela, 9 lutego 2014

Dwudziesty Czwarty

Była to niebieska ramka, dość sporych rozmiarów, z doklejonym u góry napisem "Uśmiechnij się!". W środku zaś znajdowało się zdjęcie wszystkich chłopaków, razem z Dave'em. Kupiłam ją zanim się pogodziliśmy. W sumie to teraz pewnie dostał być coś innego, ale wtedy nie miałam pojęcia co mu podarować. Jedyne co wiedziałam to, to że jest bardzo związany z chłopakami, więc postanowiłam to jakoś uwiecznić.
~*~

Po Wigilii usiedliśmy wszyscy na sofie w salonie. Każdy się trzymał za brzuch, a panowie nawet nie wstydzili się rozpiąć guzika od spodni. Ja na szczęście włożyłam sukienkę wykonaną z koronki w kolorze miętowym. Była ona na grubych szelkach, a w pasie była zwężana gumką, by podkreślić talię. Na nią narzuciłam biały sweterek, a na stopy założyłam białe baleriny.
Siedzieliśmy w ciszy, choć w sumie od czasu do czasu ktoś westchnął. Znudzona i wypoczęta wstałam i poszłam do kuchni trochę posprzątać. Tak po prawdzie to nikomu się nic nie chciało, więc panował dość spory bałagan. Wróciłam do salonu.
— Może chce ktoś coś do picia? – zapytałam.
— COLE! – krzyknęli wszyscy wspólnie. Zaśmiałam się i przyniosłam im to o co prosili.
Posprzątałam w kuchni i bez pożegnania poszłam do siebie do pokoju.
Wzięłam telefon w dłoń i przysiadłam na łóżku. Wcześniej znalazłam zdjęcie, które dostałam od Pablo. Odwróciłam je i sprawnie przepisałam numer. Nie zastanawiając się ani chwili nacisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał, drugi.. Ręce zaczęły mi się trząść, bałam się.
— Halo? – w końcu się ktoś odezwał. Otworzyłam usta, ale nic się z nich nie wydobyło.
— Pablo? – wyszeptałam, ale dosyć głośno by usłyszał.
— Lola? Myślałem, że już się nie odezwiesz! Jezu dziecko! – krzyknął.
— Przepraszam cię, ale tak wiele się wydarzyło, że zupełnie zapomniałam… – przerwałam nie wiedząc co powiedzieć, bo jak nazwać tą sprawę, która się tyczyła nas obojga.
— To może opowiesz mi jak się spotkamy? To dla mnie bardzo ważne, proszę Cię.. – mówił tak jakoś inaczej.
— Jest jeden problem… Jestem już w Londynie.. – powiedziałam speszona. Było mi głupio, że wyjechałam tak bez pożegnania.
— Ale jak to? – zapytał zdezorientowany. Wyobraziłam go sobie jak przysiada zawiedziony i zrobiło mi się tak przykro i głupio.
— No właśnie wynikły takie dość nieciekawe sytuację i musiałam wrócić… – odpowiedziałam siadając wygodnie z nadzieją, że ta rozmowa się przeciągnie. Miło mi się z nim rozmawiało.
— No to opowiadaj .. – poprosił i zaśmiał się tak jak wtedy w tej kawiarni.
Przez pół godziny streszczałam mu cały ten czas kiedy nie rozmawialiśmy. Były chwile, w których słyszałam jego śmiech i takie, w których się nie odzywał. Był dobrym słuchaczem. Pominęłam część o śnie z mamą. Nie chciałam nikomu tego mówić, to moje wspomnienia.
— No to faktycznie trochę się działo… – odezwał się gdy skończyłam mówić – Ten chłopiec… Harry, tak? – mruknęłam ciche „mhm” i czekałam na dalszy ciąg wypowiedzi – Wydaje mi się, że powinniście w końcu szczerze porozmawiać, bo inaczej nic wam się nie uda… Kilka całusów o niczym nie świadczy – powiedział, a ja się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że mi pomaga, że mu o tym powiedziałam.
— Pablo… Nie mogę Cię o to prosić, ale czy mógłbyś do mnie przyjechać? Chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać… Sam rozumiesz… – wyszeptałam niepewnie. Nie chciałam mu niczego narzucać.
— Jejku! To doskonały pomysł, wsiadam w najbliższy samolot i lecę do ciebie – powiedział prze szczęśliwy. Miałam wrażenie, że jest w moim wieku, tak się zachowywał. Uśmiechnęłam się – Wiesz Lola? Dziękuję Ci, że chcesz ze mną utrzymywać kontakt… - szepnął poważnie, tak jak nigdy.
— A ja dziękuję, że się pojawiłeś… Do zobaczenia Pablo – powiedziałam i nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłam się.
Odłożyłam telefon na szafkę i oparłam się o ramę łóżka. Zaprosiłam Pablo do siebie, a właściwie do Dave, ale po co? Bo mi się dobrze z nim rozmawiało? Nie, chciałam poznać prawdę, chciałam porozmawiać z kimś kto kochał mamę tak bardzo jak ja. Tylko on mnie zrozumie.

~*~

Postanowiłam chwilę porozmawiać z Zayn’em, bo dawno nie rozmawialiśmy. W sumie byłam zła na niego za to jak mnie potraktował, i że w ogólne się nie odzywa, odkąd przyjechałam. Wyszłam ze strychu i zaniepokoiła mnie cisza, która od razu uderzyła w moje uszy. Wystawiłam głowę za barierkę i nasłuchiwałam. Widocznie wszyscy się rozeszli. Podreptałam do drzwi pokoju, który znałam jak własną kieszeń. Zastukałam w drewnianą deskę i czekałam na jakiś odzew. Gdy minęły trzy sekundy i nikt po drugiej stronie się nie odezwał postanowiłam wejść.
Pierwsze co zobaczyłam przy uchyleniu drzwi to Zayn’a, który leżał na plecach i palił papierosa. Pokój był lekko zadymiony, bo okno było otwarte i trochę się już wywietrzyło. W sumie zapach tytoniu mi nie przeszkadza, a wręcz kiedyś go kochałam, dawał mi takie odprężenie.
Weszłam do środka i zamknęłam za sobą cicho drzwi. Rozejrzałam się po pokoju, w którym był jeszcze większy bałagan niż zazwyczaj. Potknęłam się o jakąś bluzę zwiniętą w kulkę, która leżała po środku pokoju, niedaleko wejścia. Obeszłam łóżko dookoła i położyłam się obok niego. Wymacałam ręką paczkę papierosów i zapalniczkę. Wkładając jednego do ust zapaliłam go. Rozkoszowałam się jego smakiem, tak dawno nie paliłam. Wydmuchałam z ust biały dym i uśmiechnęłam się szeroko. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tym wyjątkowym smakiem.
— No więc co się dzieje? – zapytałam po chwili. Odwróciłam głowę w bok i spojrzałam na mojego towarzysza, który chyba dopiero teraz zauważył, że leże obok niego.
— Wisisz mi fajkę – powiedział, wcale nie odpowiadając na moje pytanie, a wręcz je ignorując.
— Co ci się Zayn dzieje? – znów ponowiłam swoje wcześniejsze pytania z nadzieją, że w końcu odpowie.
— Daj mi spokój Lola – powiedział stanowczo zapalając kolejnego papierosa – Chce spokojnie zapalić – dodał. Zdenerwowałam się lekko, więc postanowiłam się uspokoić.
— Przecież nie wszystko jest stracone.. Jeszcze wszystko można naprawić.. – zaczęłam próbować go pocieszyć, podtrzymać na duchu i zachęcić do działania. Ale zostało mi przerwane.
— Nic nie wiesz, więc przestań się wtrącać… - powiedział obojętnie. Miarka się przebrała.
— Nie rób z siebie takiej ofiary! Do cholery nic się nie stało! Możesz wszystko naprawić, ale ty zwyczajnie nie chcesz! – zaczęłam krzyczeć. Usiadłam wygodnie, opierając się na ręce – Jesteś dupkiem! Pomagałeś mi, więc teraz ja chciałam Ci pomóc, a ty mnie odpychasz! Mam tego dość! Daj znać jak mój przyjaciel znów wróci… – powiedziałam i wyszłam z pokoju.
Z papierosem w dłoni zbiegłam na dół. W przedpokoju złapałam kurtkę i narzucając ją na ramiona wyszłam przed dom. Zamierzałam wypalić tego papierosa w samotności, a że w domu nie mogłam się ujawnić zostało mi tylko zimne podwórze.
Z nerwów trzęsły mi się dłonie, a może z zimna. Byłam wściekła na tego egoistę.
— Nie ładnie wyglądasz z papierosem - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego. Wyciągnął dłoń przed siebie - Oddaj - poprosił. Nie stawiałam się i podałam mu go - Dziękuję - dodał rzucając go na ziemie i przygniatając butem - Nie pal już proszę... - szepnął przytulając mnie.

*Oczami Roni*

Znów leżałam i wpatrywałam się w sufit, tak było łatwiej. Łzy płynęły po policzkach, a ja czułam jak się powoli rozpadam na malutkie kawałeczki. Przymknęłam powieki chcąc w jakiś sposób się odprężyć, ale to nic nie dało. Chciałam wyłączyć myślenie, wspomnienia... Chciałam przestać się zastanawiać, ale nie mogłam. Czułam, że się rozpadam i nie mogłam nic z tym zrobić. Tylko on mógł mnie uratować, ale najwidoczniej nie chciał.
Spoczywałam na jasnoniebieskich płytkach w łazience Niall'a. Koło mnie leżała już druga butelka wina. Upijałam się w święta, tak było łatwiej zapomnieć. Starałam się wziąć w garść, ale najwidoczniej nie umiałam, a może nie chciałam umieć.
Przewróciłam się na brzuch i zaczęłam się przyglądać bladoniebieskiemu ręcznikowi, który wisiał na przeciwko. Czułam jak alkohol buzuje w moich żyłach i mnie pobudza. Chciałam zrobić coś ryzykownego, poczuć adrenalinę, poczuć się wolna. Ślamazarnie się podniosłam z podłogi i powoli ruszyłam w stronę drzwi.
Chwiałam się, ale odważnie stawiałam kolejne kroki. Łzy nadal spływały po moich bladych policzkach. Właściwie nie wiedziałam dokąd idę. Szłam instynktownie. Gdy byłam na korytarzu, niedaleko drzwi strychu, zachwiałam się i nie mogąc utrzymać pionu upadłam na drzwi. Podtrzymałam się rękoma i chciałam się podnieść, ale nie miałam siły. Przeklęłam pod nosem i poddałam się. Nagle owe drzwi się otworzyły i zanim się obejrzałam leżałam przed czyimiś stopami.
— Roni? – usłyszałam pytanie. Jęknęłam i nie mogąc już walczyć z ciężkimi powiekami zapadłam w wymarzony sen.

-----------------------------------------------------------
Rozdział nie jest poprawiony i właściwie jest nudny, no ale nie miałam na niego pomysłu. Mam nadzieję, że wam się spodoba i przeczytacie go z przyjemnością :)

No nie mam pomysłu co jeszcze napisać kochane! 
W razie co znajdziecie mnie: 
Moje gg: 50101507

Koniecznie zajrzyjcie, na prawdę warto! 

Całuje i ściskam, zaczarowana!


Copyright © 2016 HOPE , Blogger