piątek, 25 kwietnia 2014

Pierwszy (Część Druga)

Pierwszy (Część Druga)

30 styczeń

Mały pokoik Roni, który obecnie zamieszkiwałam ja, w niczym nie przypominał mojego strychu. 

Ściany w kolorze woskowym obwieszone wszelkimi możliwymi ramkami bądź zdjęciami i innymi pamiątkami. Do tego metalowe łóżko w kolorze waniliowym z ciekawymi zdobieniami oraz fioletowa narzuta, która dodawała takiego pazura temu pokojowi. Czarny, okrągły, ogromny żyrandol, który mi osobiście się nie podobał. Mała szafeczka przy łóżku, pasująca do reszty, na na niej świecznik, który kontrastował z narzutą i żyrandolem. Do tego kilka napisów na ścianie, świątecznych światełek, przy których genialnie się czyta i zasypia. Jedyny minus tego wszystkiego to, to że łazienkę musiałam dzielić ze starszą panią, z którą mieszkała moja przyjaciółka. Bardzo miła kobieta i bardzo lubiłam z nią pogawędzić przed wyjściem lub wieczorem przy kolacji.               Nie wytłumaczyłam dlaczego właściwie się przeprowadziłam do pokoju mojej przyjaciółki. Miałam ferie i postanowiłam zacząć pracować. Znalazłam pracę w kawiarni, w której byłam dzień po sylwestrze, a stąd miałam do niej bliżej. Często musiałam otwierać lokal, co wiązało się ze wczesnym wstawaniem, więc to było najlepsze wyjście. 
Ubrana i umalowana postanowiłam wyjść już do pracy.  

Miałam na sobie czarne, dopasowane spodnie, koszulę z jasnego jeansu z kołnierzem, a na to biały sweterek, nie za krótki i nie za długi. Czarne buty, ocieplane białym futerkiem. Na ramiona założyłam płaszcz w kolorze mosiądzu z czarnymi guzikami i czarną torbę, w której mieściłam wszystko co było mi potrzebne.                                                                   Zegar wybił szóstą rano. Wymknęłam się z domu, najciszej jak mogłam, by nie obudzić przemiłej staruszki. Zbiegłam po schodach, nadal nie mogłam się przyzwyczaić, że to czwarte piętro. Byłam zmuszona po nich chodzić kilkanaście razy na dzień. Jest to czasem dość męczące, zresztą ja nie jestem do takich spacerów przyzwyczajona. Pewnie spaliłam już, co najmniej trzy kilo. Do tego mój transport po mieście był bardzo ograniczony, wszędzie chodziłam pieszo. Choć nie powiem, służyło mi to, czułam się jakaś taka bardziej energiczna i radosna. 
Gdy tylko wyszłam na ruchliwą ulicę. Ludzie już jechali do pracy, tak jak i ja. Miałam ochotę napisać do Harry'ego, ale u niego była jeszcze noc. Nie chciałam go budzić, bo był bardzo zmęczony po koncercie. Dużo pracowali, ale o dziwo zawsze znalazł czas dla mnie. Często powtarzał mi, że mnie kocha. Zachowywaliśmy się jak prawdziwa para, choć to był związek na odległość, nie narzekaliśmy. 
Przebiegłam na drugą stronę i szybkim krokiem szłam w stronę ulicy, na której była kawiarenka. Truchtałam, na tyle na ile pozwalały mi jeszcze zaspane kończyny, bo wiedziałam, że jeszcze chwila, a będę spóźniona. Moja szefowa była tolerancyjna, ale nie chciałam tego nadużywać. 
Szybko otworzyłam lokal i już przy lekkim uchyleniu drzwi poczułam zapach mielonej kawy. Zamknęłam za sobą i zostawiłam klucz w zamku. Od razu poszłam na zaplecze i zostawiłam tam swoje osobiste rzeczy w metalowej szafce na kod. Założyłam firmowy fartuszek, który wpasowywał się w kolorystykę lokalu i podeszłam do blatu, przy którym pracowałam. Zaparzyłam sobie kawę, pościerałam stoliki i poukładałam wszystkie krzesła. Gdy już lokal wyglądał tak jak miał wyglądać postanowiłam go otworzyć. Przewróciłam karteczkę na drugą stronę i otworzyłam drzwi. 
Pracę czas zacząć. 

~*~

O czternastej wyszłam z kawiarni i złapałam taksówkę. Miałam dziś wrócić do domu. Wieczorem w mojej szkole miał odbyć się bal, na który postanowiłam pójść. Nigdy nie chodziłam, więc czemu miałabym teraz nie pójść. Tylko w domu miałam wszystkie sukienki, głównie po to tam jechałam. No i jeszcze, żeby w końcu zobaczyć dziewczyny. Czasem wpadały do mnie, ale bardzo rzadko. Zresztą wszystkim nam brakuje czasu. Roni niedawno wróciła z Francji, była tam na kolejnych mistrzostwach. Z tego, co wiem wieczorem znów wychodziła tym razem na piłkę, czasem lubiła sobie pograć. Natomiast Meg dorabiała sobie w studio, gdzie nagrywają chłopcy. Podobno Paul coś jej załatwił. Ma niesamowite ucho. A Blair, starała się doprowadzić ogródek w około domu do porządku. Wszelkie remonty, przede wszystkim łazienki na dole i malowanie ścian w korytarzach, też należały do jej tymczasowych obowiązków.
Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam. 
Spacerkiem szłam w stronę wejścia i rozglądałam się na boki, faktycznie Blair usunęła kilka nie potrzebnych grządek. Śnieg już stopniał, więc było to dostrzegalne. Pomimo tego, że wyszło słońce i robiło się coraz piękniej na dworze czułam, że niedługo znów zrobi się chłodniej. 
Nie pukałam, po prostu weszłam, przecież to też mój dom. Rozebrałam się i postanowiłam znaleźć domowników. 
- Roni? Meg? Blair? - krzyczałam, ale nikt nie odpowiadał. To dziwne, bo przecież drzwi były otwarte. No, ale na reszcie dostrzegłam narzeczoną wujka siedzącą na sofie z słuchawkami w uszach. Podeszłam do niej od tyłu i zasłoniłam jej dłońmi oczy. Podskoczyła przestraszona i obróciła się w moją stronę - Zamykaj drzwi, bo cię okradną! - krzyknęłam do niej z uśmiechem. 
- Lola, aleś ty mnie wystraszyła! - odkrzyknęła wciąż trzymając dłoń na klatce piersiowej. Oddychała trochę szybciej niż zazwyczaj, starała się uspokoić. Spojrzała na zegarek, który ozdabiał jej nadgarstek - No tak zapomniałam, że miałaś przyjechać.. Jejku, ale ten czas leci, co zjesz? - zapytała bez ogródek i ruszyłyśmy wspólnie w stronę kuchni. 
- Może zrób jakaś swoją specjalność, hm? - zaproponowałam, siadając na jednym z wysokich krzeseł. Kiwnęła rozentuzjazmowana głową i zabrała się za pracę. Oczywiście od razu postanowiłam jej pomóc. 

~*~

- Oj Harry nie narzekaj, przecież jesteś wielką gwiazdą! Coś za coś - powiedziałam. Rozmawiałam z loczkiem przez skayp'a już od jakiejś godziny i w tym samym czasie przygotowywałam się na bal. 
- No wiem i jestem z tego powodu szczęśliwy, ale wolałbym teraz siedzieć tam z tobą - oznajmił z radosnym uśmiechem, który przyozdabiały dwa piękne dołeczki. 
- Nie podlizuj się kochany. 
- Uśmiechnij się - poprosił, a ja od razu to wykonałam. Odpowiedział mi tym samym - No pokaż się piękna - dodał. Odsunęłam się nieco do tyłu.                       Miałam na sobie białą sukienkę z rękawem trzy czwarte. Z przodu był delikatny dekolt, a z tyłu kobieco wycięte plecy, w kształcie litery 'V'. Talie upiększała granatowa, dość gruba wstążka z tyłu związana w kokardę. Do tego, tego samego koloru guziczki przy początkach rękawów oraz na plecach pod rozcięciem. Była ona niedużo przed kolano oraz miała dwie kieszenie, praktycznie niewidoczne w rozkloszowanym dole. Na stopy ubrałam ciemnoniebieskie szpilki na niedużym obcasie, a włosy podkręciłam lokówką. Srebrna biżuteria dodawała elegancji temu ubiorowi.                                                                                                               - Wyglądasz prześlicznie - powiedział zszokowany i zachwycony. Uśmiechnęłam się niewinnie.

- Dziękuję - odpowiedziałam rumieniąc się - Ty w tym dresie też wyglądasz niczego sobie - zaśmiałam się, chcąc zmienić temat. Średnio lubiłam być w centrum uwagi. Z powrotem usiadłam przy laptopie.
- A kto tam będzie na tym balu?
- Kilka osób z mojej klasy, trochę z innych klas.. No wiesz mieszanka towarzyska - powiedziałam poprawiając włosy.
- A ten taki Will? - zapytał mając na myśli chłopaka, z którym się kiedyś umówiłam. Byliśmy na randce, ale nie skończyło się to za dobrze (przyp. rozdział X).
- No tak, właściwie to on mnie zaprosił... - odpowiedziałam. Nabrał powietrza w usta i wypuścił z głośnym świstem.
- No to już wiem dlaczego się tak wystroiłaś - przemawiały przez niego nerwy.
- Oj no weź zazdrośniku! - chciałam jakoś załagodzić sytuację, ale chyba to nic nie dało.
- Masz tam nie iść - zażądał oschle.
- Chyba żartujesz - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Nie wkurzaj mnie Lola! - krzyknął. Tym razem się nie poddam, nie ma takiej opcji.
- To Ty mnie nie wkurzaj Harry!
- Jak z nim pójdziesz, to możesz już do mnie nie dzwonić.
- I dobra, Cześć.
Rozłączyłam się rozzłoszczona. Spojrzałam na zegarek, spakowałam wszystkie swoje rzeczy i zeszłam na dół. Ubrałam płaszcz i pożegnałam się krótko z Blair. Widziała, że coś jest nie tak, ale nie dopytywała. Nie lubiłam tego i ona doskonale o tym wiedziała.
Wyszłam z domu mocno tupiąc nogami o asfalt, próbowałam wyrzucić z siebie tę złość. Brałam głębokie wdechy, ale to nic nie dawało. Postanowiłam się przejść na nogach, pomimo niewygodnych butów i lekkiego ziąbu na dworze. Kroczyłam powoli i zdecydowanie, starając się nie myśleć o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Zamierzałam się doskonale bawić na balu, nie po to tyle na niego czekałam.
Kroczyłam przez pusty park, w ciemnościach. Nie bałam się. Za dużo złości się we mnie kłębiło.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Gdy tylko go znalazłam wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak?
- Lola? Gdzie jesteś? Czekam już przy wejściu.. - Will.
- Już niedaleko, tylko przejdę przez park i jestem prawie na miejscu - odpowiedziałam podkręcając tempo.
Rozłączyłam się i z powrotem wcisnęłam komórkę do małej kieszonki.
Nagle poczułam uderzenie w tył głowy. Nie mogąc utrzymać równowagi, więc ani się obejrzałam, a opadłam na ziemną ziemie. Jęknęłam głośno. Przed oczami mi się ściemniło, widziałam jedynie ciemną plamę. Wyciągnęłam przed siebie ręce chcąc złapać się jakiejś niewidocznej gałęzi, która wyciągnie mnie z tej przygnębiającej ciemności. Nic takiego się nie wydarzyło, a ja zapadłam w nieprzewidzianą śpiączkę.

---------------------------------------------------------
Rozdział jest nieco szybciej niż wszyscy przypuszczali! 
Taki ze mnie lisek chytrusek! 
Drugą część czas zacząć i tym oto niewyjaśnionym akcentem go rozpoczynam. 
Jest dosyć krótki, ale treściwy. Chyba zawarłam w nim wszystko, co chciałam, żeby się w nim znalazło. 





Jeśli coś ktoś ode mnie by chciał, lub ma ochotę popisać, to kontakt do mnie: 
gg: 50101507


mail: yourselfbe950@gmail.com


Pierwsza kłótnia kochanków najbardziej boli! Och już widzę te komentarze :)
A właśnie a pro po komentarzy... Mam wrażenie, że jest ich coraz mniej... Smutno mi, bo jest dużo obserwujących.. Ehh...Chyba, że blogger ze mną w kulki leci i coś jest tu popsute.. 
No więc wprowadzam limit, bo chyba tak będzie najbezpieczniej... 
Chce wiedzieć, co myślicie o tych rozdziałach, to dla mnie jak najbardziej ważne! 

20 komentarzy=nowy rozdział! 

Jak myślicie, co będzie dalej? Może jakieś intrygujące pomysły, hm? :) 
A i jeszcze jedno! Może chcecie, żebym założyła coś gdzie będę was informowała o nowych rozdziałach, bo jak wiecie pojawiają się one w różnym czasie? :) 
Całuje was mocno! Zaczarowana ♥

sobota, 19 kwietnia 2014

Dwudziesty Dziewiąty (Koniec Części Pierwszej)

Dotarłam do małej przytulnej kawiarenki. Dzięki kilku funtom w kieszeni kurtki mogłam zamówić gorącą czekoladę, żeby się rozgrzać. Lokal swoim przepięknym wykończeniem zachęcał do wejścia, zachwycał oraz dawał trochę radości w ten ponury, zimowy dzień. Gdy tylko usiadłam na jednym z miękkich i wygodnych krzeseł zaczęłam się rozglądać. Wybrałam miejsce w kącie, gdzie nikt prócz kelnerki nie będzie zwracał na mnie uwagi. Dodatkowo po lewej stronie miałam okno.
Ogólna kolorystyka dość sporego pomieszczenia skupiała się na kolorze szarym i różowym, co idealnie ze sobą współgrało. Panele, blat przy, którym się zamawia oraz stoliki i kawałek ściany były wykonane z jasnego drewna. Do tego prześlicznie szklane lampiony połączone zapewne kablami, czarnymi. Szare fotele i różowe dodatki. Przecudowne miejsce. Aż chciałoby się uśmiechać.
Od razu po zamówieniu gorącego napoju ściągnęłam przemoczoną kurtkę oraz trampki. Nogi podwinęłam do góry i usiadłam po turecku, próbując jakoś rozgrzać zmarznięte stopy. Z kieszeni powyciągałam wszystkie szpargały łącznie z pieniędzmi i rozłożyłam je na stole. Kliknęłam jedyny przycisk na telefonie i ekran rozbłysnął, ukazując mi godzinę dziewiętnastą i cztery nieodebrane połączenia. Szybko wystukałam sms’a do wujka, że jestem bezpieczna i nic mi nie jest, i odłożyłam telefon. Spojrzałam za okno tępo wpatrując się w przemoknięty i przemarznięty krajobraz.
Naprzeciwko szary budynek, pewnie mieszkalny, wyglądający na brało stary. W nim kilka białych poobdzieranych okien, a w nich firanki. W niektórych ładne, zadbane, wyprasowane, w innych wyszarzałe, pomięte i pewnie dawno nie zmieniane. Ten świat jest taki różnorodny… Może nie powinnam się czepiać Harry’ego za to jaki jest.. Może powinnam dać mu spokój i spróbować być jego zwykłą koleżanką z domu?
Znów sięgnęłam po telefon, odblokowałam go i zaczęłam pisać wiadomość…

„Harry nie powinnam była…” Usuń..
„Nie jestem Twoją matką, żeby Ci mówić co masz robić…” Usuń…
„Kocham Cię…” Zawahałam się, ale ostatecznie wcisnęłam odpowiedni według mnie przycisk… Usuń…


„Przepraszam” I taka właśnie wiadomość powędrowała do loczka. Kilka sekund później otrzymałam wiadomość, która potwierdzała dostarczenie. Odetchnęłam z ulgą i odkładając komórkę zanurzyłam usta w pysznej gorącej czekoladzie, którą niedawno przyniosła kelnerka. 

~*~

2 stycznia. Dzień wyjazdu chłopaków. Trasa. Dwa miesiące. Harry. 
Zegarek wybił godzinę dziewiątą, powinnam wstać jeżeli chce odwiedź chłopaków na lotnisko. Nie mogę, nie chce. Harry. Westchnęłam i przekręciłam się na drugi bok. Nie odpisał, nie odezwał się, nie pokazywał się. Może się pakował i nie miał czasu? Może nie jest zły. Sama siebie oszukiwałam by poczuć się lepiej. Idiotka. 
Odrzuciłam kołdrę z wielką niechęcią i usiadłam powoli pozwalając nogą swobodnie zwisać. Westchnęłam kilka razy patrząc przez okno na przeciwko. Delikatne promienie słońca wpadały przez okno wprost na moje bose stopy. Poruszałam zabawnie palcami i uśmiechnęłam się. 
Nie jest źle, przecież mam jeszcze siebie. 
Kilkoma szybkimi krokami pokonałam dystans dzielący mnie od łazienki. Stojąc przy lustrze zabrałam się za rozczesywanie moim poplątanych, niesfornych włosów. Szybka pielęgnacja twarzy odświeżyła nieco jej wygląd i mnie rozbudziła. 
Z powrotem podreptałam do sypialni i otworzyłam ogromną szafę. Miałam dość sporo ubrań, ale większość była Roni, w końcu często u nas nocowała. Na nogi naciągnęłam bordowe wygodne spodnie, a na górę założyłam białą bokserkę. Dobrałam do tego zestawu jeszcze jakiś sweter i odłożyłam go na sofę. Włączyłam radio i znów pobiegłam do łazienki. Zaczęłam robić swój dzienny makijaż. Nałożyłam na całą twarz krem matująco-nawilżający, bo tak na prawdę tylko ten działał. Szybkie machnięcie tuszem po rzęsach i byłam gotowa. Pod głosiłam muzykę i ścieląc łóżko nuciłam ją sobie. Zaczęłam powoli się poruszać, co przekształciło się w nieudaną próbę tańca. W końcu złapałam za oba rogi prześcieradła i zaczęłam obrać się w kółko trzymając je w dłoniach. Czułam się jak taka baletnica. Zaśmiałam się głośno i opadłam na moje niepościelone łóżko. 
Usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam głowę. 
- Uznałem, że chyba czas porozmawiać... - odrzekł zestresowany Harry. Stał przede mną w swoich ulubionych spodniach dresowych i białym podkoszulku. Nerwowo bawił się palcami i uciekał wzrokiem. 
- Jasne, usiądź - powiedziałam i przeszłam razem z nim do salonu. Opadłam na mój ulubiony fotel, a on spoczął na przeciwko mnie. Żadne z nas nie odezwało się słowem. On ukradkiem na mnie zerkał, kiedy ja bezczelnie się w niego wpatrywałam. 
- Czuje coś do Ciebie - oznajmił, a moje serce zabiło trzy razy szybciej. Tylko, dlaczego wyznawał mi to właśnie teraz, kiedy miał wyjeżdżać? - Ale wiem, że to nie miałoby sensu... Że zaraz bym coś spieprzył... - przerwał swoją wypowiedź. Wzięłam głęboki wdech zdając sobie sprawę, że przed chwilą właściwie go wstrzymywałam - Lola ja właśnie, dlatego że nie chce Cię zranić staram się to wszystko hamować.. Zrozum mnie, przecież wiesz jaki jestem.. - dodał patrząc mi prosto w oczy. Czułam jak mnie niebezpiecznie pieką, zwiastowało to niechciane łzy - Nie nadaje się do związku... Jestem dupkiem, miałaś rację... - mówił tak jakby chciał przekonać i mnie, i siebie - Jak przyjadę i dalej oboje będziemy do siebie czuć to, co czujemy teraz... Może spróbujemy... Potraktujmy to jak taki test uczuć, dobrze? - zapytał. Przegryzłam dolną wargę nie wiedząc co odpowiedzieć. Bałam się otworzyć usta, wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Bałam się, że nie dam rady dłużej utrzymać smutku w sobie. 
Kiwnęłam głową. Wstał, ale wcale nie kierował się do wyjścia, wręcz przeciwnie. Podszedł bliżej, chyba chciał mnie przytulić. 
- Nie żegnajmy się - powstrzymałam go. Zrobił zdziwioną minę - Jak mnie dotkniesz będę tęsknić jeszcze bardziej, nie utrudniajmy tego proszę - mówiłam dość otwarcie, a łzy nadal spokojnie spoczywały w moim wnętrzu. 
- Jak sobie życzysz - powiedział i uśmiechnął się niemrawo - Pa Lola, zobaczymy się niedługo. 
- Pa Harry - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. 
Wyszedł. 


~*~

Pojechali na lotnisko beze mnie. Nie umiałabym patrzeć jak odlatuje na tak długo. Wycałowałam chłopaków i wujka. Siedziałam na sofie zastanawiając się czy dobrze zrobiłam. Czuje się źle, okropnie, najgorzej. Czuje jakby coś ze mnie uleciało, a właściwie niedługo wyleci na dwa miesiące. Zabrał ze sobą cząstkę mnie, a ja jeszcze głupia nie chciałam się z nim żegnać. Uniosłam się dumą, bo tak mi było wygodniej. Zdenerwowana na samą siebie zrzuciłam talerz na podłogę. Rozbił się na małe kawałeczki. Nie dało mi to ulgi. Tylko jedna rzecz mogła mi pomóc. 
Do tylnej kieszeni spodni wpakowałam telefon, w rękę złapałam kluczę i pieniądze. Pobiegłam do przedpokoju na stopy naciągnęłam czarne botki ze srebrnymi zdobieniami, na ramiona narzuciłam moją kurtkę. Wybiegłam z domu, zamknęłam go i ruszyłam w stronę postoju taksówek. Szybko wsiadłam do pierwszej lepszej i poprosiłam na lotnisko. 
Właściwie sama nie wiedziałam poco tam jadę i. co ja mu powiem. Układałam sobie w głowie jakąś spójną wypowiedź. Jak już mniej więcej wiedziałam, co chce mu przekazać okazało się, że jesteśmy na miejscu. Nie pytając o cenę, rzuciłam taksówkarzowi banknoty i wybiegłam z taksówki. 
Gdy tylko przeszłam przed wielkie, przeszklone drzwi zaczęłam się rozglądać dookoła. Wszędzie było pełno młodych dziewczyn, które krzyczały w niebo głosy. Zatkałam uszy i poszłam na przód. Zaczęłam się przeciskać przez ten krzyczący tłum. Swoją drogą te dziewczyny musiały ich na prawdę tak bardzo kochać skoro stały tu tyle, żeby tylko ich zobaczyć. Zapatrzona w przestrzeń zauważyłam, że stoję przed bramką dzielącą fanki od chłopaków. Harry stał dosłownie na przeciwko mnie. Złapaliśmy kontakt wzrokowy. Zdziwiony moim przyjściem pokazał na mnie palcem, krzyknął coś do Zayn'a i podbiegł w moją stronę. 
- Co tu robisz? - zapytał. 
- Nie puszczę Cię bez pożegnania - odkrzyknęłam. Dwóch ochroniarzy pilnowało loczka z boku, on natomiast złapał mnie po bogach i zdecydowanie uniósł do góry. Nie było to proste, bo przeszkadzały mu w tym inne fanki.  
Z jego pomocą przedostałam się na drugą stronę. Złapałam go niepewnie za rękę i rozglądnęłam się. Winda. Pociągnęłam go i pędem ruszyliśmy. Dysząc głośno wpadliśmy do małego pomieszczenia, a drzwi zamknęły się zaraz za nami. Zostaliśmy sami. Machina ruszyła, a ja chcąc temu zapobiec wcisnęłam wielki, czerwony przycisk z napisem "Stop". 
Nie czując skrępowania rzuciłam się loczkowi na szyję i objęłam go mocno. Czułam jak jego dłonie zaciskają się na dole moich pleców w desperackim geście zatrzymania. Chcieliśmy mieć siebie. Teraz. To była nasza mała chwila. Głośno oddychałam mu wprost do ucha. Czułam jego ciepły tors osłaniany jedynie przez cienką koszulkę. 
Odsunęłam się po chwili, nadal trzymając go za szyję. On również mnie obejmował. Spojrzałam mu prosto w oczy. 
- Kocham Cię Harry... - szepnęłam i czując jak rumień rośnie na moich policzkach spuściłam głowę - Daj nam szanse proszę... - dodałam już nieco głośniej. Złapał mnie za pod brudek i uniósł moją głowę. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy szukając w nich tego czegoś. 
Bałam się tego, co zrobi. Nie chciałam znów poczuć tego żalu i smutku. Nie chciałam znów być odrzucona. 
Pochylił się i niespodziewanie złączył nasze wargi w pełnym emocji pocałunku. Z początku bardzo delikatny, wręcz było to jedynie stykanie się ust, a po chwili przerodził się on w pełen tęsknoty. Desperacko próbowałam go przyciągnąć bliżej siebie, nie chcąc go stracić. On zresztą też trzymał mnie tak pewnie i mocno dając mi poczucie bezpieczeństwa. Nasze języki stykały się leciutko powodując w moim ciele dreszcze. 
Po chwili, gdy już oboje nie mieliśmy siły ani powietrza oderwaliśmy się od siebie. Wziął wdech i uśmiechnął się promiennie. 
- Ja Ciebie też kocham Lola - te słowa sprawiły, że poczułam taką rozrywającą mnie radość. 
Oczy powiększyły swoje rozmiary, usta wygięły się w promiennym uśmiechu, a ciało przestało mnie słuchać. Przyległam do niego znów. Czułam jak szybko bije mu serce, moje serce. 
- Byłem głupi, przepraszam... - powiedział - Chcąc Cię nie ranić robiłem to nieświadomie, raniąc przy tym siebie... Ale koniec z tym! - dodał pewnie, a ja znów poczułam jak uśmiech wskakuje na moją twarz - Czas robić to na co mam ochotę. 
Cmoknęłam jego pełne wargi. Byłam szczęśliwa. 

~*~

Chłopcy po długich pożegnaniach odlecieli, a moja miłość razem z nimi. Gdy wracałam do domu samochodem dostałam jeszcze kilkanaście sms'ów od Harry'ego. Były one dość zwyczajne, ale dla mnie bardzo ważne. 
- Lola? A co się wydarzyło w tej windzie ? - zapytała Roni przez łzy.
Siedziałyśmy wszystkie na sofie i oglądałyśmy jakiś denny dramat zachodząc się własnymi łzami. Ja, Roni, Meg i Blair. Nasze miłości odleciały i miały wrócić za dwa miesiące. 
- Nic takiego - odpowiedziałam i skupiłam się na odpisaniu na wiadomość. 
Harry napisał, że właśnie dotarli do hotelu i pewnie położą się spać. 
"Słodkich snów loczku :)" Wystukałam na klawiaturze. 
"Tobie również blondyneczko. Odezwę się z samego rana :*". 

"Mamo, mam już wszystko czego pragnęłam. Znów zaznałam tej tak bardzo pożądanej od lat miłości. Dał mi ją Harry, dziękuję że go sprowadziłaś na moją drogę życia. Wiem, że to Ty. Kocham Cię"

------------------------------------------
Dotrwaliśmy do końca części pierwszej tego opowiadania.
Czy zakończyła się ona tak jak chciałyście? Spodziewałyście się takiego rozdziału? A może was zawiodłam tym zamieszaniem? 
Odpowiedzi piszcie w komentarzach, bo bardzo jestem ciekawa, co o tym myślicie :)
Jestem chora i uważam, że jestem mistrzynią, że udało mi się napisać ten rozdział! 
Jest poplątany, wiem, ale odzwierciedla to ich sytuacje. 
Nie liczcie na piękną i cudowną miłość. To jest historia pełna niepowodzeń, więc nastawcie się na wielki zamęt! 
Następny rozdział za 2 tygodnie, chyba że uda mi się napisać go wcześniej, choć szczerze w to wątpię. 
Wesołych Świąt, Jajowatego jajka czy jak to się tam mówi! 




Jeśli coś ktoś ode mnie by chciał, lub ma ochotę popisać, to kontakt do mnie: 
gg: 50101507
mail: yourselfbe950@gmail.com

Miłego wieczora wam życzę :)

Całuje was mocno kochane, Zaczarowana

niedziela, 6 kwietnia 2014

Dwudziesty Ósmy

Dwudziesty Ósmy
Sylwester... Niezwykle, zwykły dzień.
Chłopcy wymyślili, że zrobimy sobie wspólnego sylwestra, że koniec roku spędzimy razem. Każdy mógł zaprosić kogoś bliskiego. Dave zabierał Blair i mojego tatę na jakiś bankiet, zapewne nudny, ale nie mógł odmówić. Czyli teoretycznie zostaliśmy sami. Dzień wcześniej były urodziny Meg, które swoją drogę spędziliśmy zwyczajnie, bo tak sobie zażyczyła jubilatka. Jak to powiedziała "nie chce siedzieć z kacem na sylwestra". Ona i Lou miziali się w jego pokoju, a reszta nudziła się przed telewizorem omawiając plan imprezy z okazji końca roku.
Więc od rana zaczęliśmy nieco sprzątać, by dom wyglądał jako tako. Ja zajęłam się kuchnią, w której było chyba najwięcej roboty. Wysłałam Niall'a i Harry'ego na wielkie zakupy. Lodówka świeciła pustkami, bo wszystko co zostawiła nam babcia zostało już zjedzone.
Zabrałam się za zmywanie blatów, a później za pakowanie naczyń do zmywarki. Robiłam to niechętnie, bo nie miałam ani ochoty,  ani siły na jakieś porządki. Wyciągnęłam z szafek wszystkie większe miski i powycierałam wszystkie szklanki. W sumie gości miało być około dwadzieścia.
Zostawiając porządek na dole podreptałam po schodach na strych. Musiałam się już zacząć przygotowywać na wieczór. Roni miała się zjawić za jakąś godzinę i wspólnie z Meg miałyśmy się wystroić. Najlepiej jest zacząć od prysznica. Jak pomyślałam tak zrobiłam.


~*~


Trzy kobiety, trzy onieśmielające kreacje, trzy piękności.
Roni. Ubrana jak codziennie, elegancko, kobieco, niewinnie. Tym razem wybrała delikatną kreację, która idealnie odzwierciedlała prawdziwą ją. Biała sukienka wykonana z niezwykle uroczej koronki. Bez dekoltu, z odkrytymi plecami. Obcisła od pasa w górę, a na dole lekko rozkloszowana. Włosy pokręciła i związała niechlujnie. Do tego delikatny makijaż i jakieś dopasowane, nie ekstrawaganckie kolczyki. Na stopy ubrała swoje najwygodniejsze szpilki w odcieniu matowej bieli. Wyglądała prześlicznie. Koronka dodawała jej dziewczęcego uroku, a odkryte plecy kobiecości. Idealny zestaw.
Megan. Kobieta z idealnymi proporcjami ciała, o których marzy każda z nas. Tego wieczoru postawiła na elegancję, jak to ona. Sukienka w kolorze wpadającym w brzoskwiniowy. U góry przyozdobiona koronką, a na dole rozkloszowana materiałem podobnym do tiulu. Do tego na ramiona zarzuciła białą marynarkę, a na szyję gustowny i zwyczajny naszyjnik, który ozdobił jej dekolt. Na palca włożyła piękny i dość sporych rozmiarów pierścionek. Do tego zwykłe szpilki w odcieniu nieco ciemniejszym niż kolor sukienki. Włosy związane w kucyka z boku, lekko pofalowane. Na uszach miała zwykłe małe perełki. Makijaż delikatny, pasujący do jej urody. Wyglądała kobieco i z klasą, jak to ona.
No i ja. Nie lubię się stroić i wiedzą o tym wszyscy, którzy mnie znają. Za namową dziewczyn ubrałam

szpilki, które przyniosła mi Meg ze swojej szafy pełnej wszystkiego, jak to Lou mówi. Czarna koszula w białe, dość spore groszki. Do tego czarna skórzana spódnica, również rozkloszowana. Szpilki z odkrytymi palcami w kolorze pudrowego różu, z czarnymi akcentami. Włosy po prostu umyłam i rozczesałam. Na uszy ubrałam moje ulubione kolczyki, czyli średniego rozmiaru różyczki w kolorze butów, na śrubkę. Nadgarstek zdobiła srebrna bransoletka, zwyczajna. Jeżeli chodzi o makijaż to podkręciłam i wydłużyłam nieco rzęsy oraz musnęłam usta moim ulubionym błyszczykiem. Zostałam sobą.


- Wyglądacie niesamowicie - szepnęłam do nich jak wspólnie przeglądałyśmy się w lusterku mojej szafy.
- Ty również Lola - powiedziała Roni i przytuliła mnie mocno. Po chwili dołączyła do nas rozczulona Megan.
- Powiedzcie mi dziewczyny, dlaczego my tak mało czasu spędzamy razem, hm? - powiedziała do nas rozżalona. To prawda, ona zawsze jakoś od nas odstaje. Często się mijamy, pomimo tego, że się lubimy.
- Chyba czas to zmienić, w końcu idzie nowy rok - obwieściłam i cmoknęłam jedną, i drugą w policzek.
- Pasowało by już zejść, bo i tak jesteśmy spóźnione - powiedziała Meg poprawiając włosy. W tym samym momencie Roni telefon zaczął głośno dzwonić.
- Maddie ? ... Już jesteś? Dobrze to schodzę.. No paaa - zakończyła rozmowę. Patrzyłyśmy na nią zaciekawione - Zaprosiłam koleżankę, bo nie miała co robić w sylwestra... - powiedziała i zaczęła schodzić po schodach.
- Ale Ty jesteś dobroduszna - zaśmiała się siostra Harry'ego, a my jej zawtórowałyśmy. I tak oto w dobrych humorach i nastawione na dobrą zabawę schodziłyśmy na dół.
W tych butach schody wydawały się bardziej strome niż zazwyczaj. Powoli robiłam krok za krokiem dzielnie trzymając równowagę.
Na dole czekali już wszyscy, właściwie zabawa się już powoli rozkręcała. Widocznie wszyscy dorośli już wyszli z domu. Słysząc nasze śmiechy i kroki przy schodach pojawili się Zayn i Louis cierpliwie oczekujący na swoje piękne ukochane. Roni od razu cmoknęła mulata w usta, a on szepnął jej coś do ucha, zapewne chwaląc jej wygląd. Meg z Lou bez słowa pobiegli w tłum reszty znajomych. Stałam sama po środku ostatniego schodka rozglądając się nieświadomie za Harry'm. Gdy dostrzegłam jego loczki ruszyłam w jego stronę. Wspólna podróż samochodem kilka dni temu zbliżyła nas do siebie na nowo. Znów zachowywaliśmy się jak przyjaciele i nie było czuć tego skrępowania. W sumie powinnam za to podziękować mojemu wujkowi.
Położyłam dłoń na ramieniu bruneta, a gdy się odwrócił dostrzegłam jakąś blondynkę, z którą dotychczas rozmawiał. Oczy mu błyszczały z ekscytacji.
Przyjrzałam się jej dokładnie. Biały uśmiech, który wzbudzał zachwyt, pełne czerwone usta i błyszczące błękitne oczy. Do tego blondy włosy, które okalały jej twarz. Miała na sobie białą sukienkę z ozdobną górą, jasnoróżowe szpilki z ćwiekami na obcasie. Jej palec zdobił pierścionek w kształcie kokardki. Ideał.
Doszukiwałam się w niej jakiejś sztuczności, czegoś co mogło by zniechęcić, na marne.
- O Lola! - odezwał się Harry. Zlustrował mnie wzrokiem - Pięknie wyglądasz - dodał. Wymusiłam uśmiech. Odwrócił się z powrotem do pięknej blondynki - To Maddie, koleżanka Roni - przedstawił mi swoją rozmówczynie.
- Hej, jestem Lola - przedstawiłam się i podałam jej dłoń, którą z szczerym uśmiechem uścisnęła.
- Miło mi poznać - powiedziała. Zapadła niezręczna cisza i poczułam się zbędna.
- Nie będę wam przeszkadzała, miłej zabawy - powiedziałam znów wymuszając uśmiech i odeszłam nie czekając na odpowiedź. Udałam się do barku z nadzieją, że będę mogła się w spokoju upić.
Myślałam, że ten wieczór spędzę bez alkoholu, ale jednak życie czasem nas popycha do różnych rozwiązań.

~*~

Minęła już trzecia godzina. Siedziałam na krześle i sączyłam już czwartego drinka, dość mocnego. Już po drugim czułam jak wiruje mi w głowie, więc teraz gdybym wstała zapewne leżałabym na ziemi. Westchnęłam patrząc po ludziach, którzy bawili się fenomenalnie.
- Lola? Dlaczego siedzisz tutaj tak sama? - przekręciłam głowę w bok i ujrzałam Paula.
- A co mam innego robić - bąknęłam znudzona i z powrotem wlepiłam wzrok w ludzi. Ujrzałam Maddie tańczącą z Harry'm. Jego ręce były wszędzie. Spuściłam głowę czując jakby małe igiełki wbijały się w moje oczy i wymuszały przez to łzy. Paul się nie poddawał. Stanął przede mną i próbował coś ze mnie wyciągnąć - Zabierz mnie stąd - szepnęłam, nie zważając na to co mówił wcześniej. Zrobił to o co go poprosiłam.
Jednym sprawnym ruchem wziął mnie na ręce i wyniósł z zatłoczonego salonu. W dłoni wciąż zaciskałam szklankę z niedokończonym alkoholem, mając nadzieję że jeszcze go  dokończę. Zostałam wyniesiona na strych do mojej małej samotni. Paul położył mnie na sofie i usiadł na przeciwko. Wyprostowałam się i upiłam sporego łyka trunku. Następnie wstałam lekko się kołysząc i wyciągnęłam z pod poduszki paczkę papierosów. Zapaliłam jednego i zaciągnęłam się porządnie. Z powrotem opadłam na sofę,  a nogi wyłożyłam na stół strącając przy tym telefon i dzbanuszek, który przy upadku potłukł się na małe kawałeczki. Zaśmiałam się głośno, przymknęłam powieki, odchyliłam głowę do tyłu i rozkoszowałam się nikotyną, która wędrowała po moim układzie oddechowym.
- Coś się stało? - zapytał niepewnie Paul.
- Tak - odpowiedziałam krótko nie chcąc zagłębiać się w szczegóły. Po chwili raptownie usiadłam - Czułeś kiedyś taki żal rozpierdalający cię od środka? Taką nienawiść do osoby, którą darzysz jakimś tam uczuciem? - zapytałam szczerze.
- Ja... - przewał zaskoczony moimi pytaniami i jadem, który w nie wpakowałam.
- Nie odpowiadaj.. Nie istotne - dodałam znów opadając bezwładnie głową na zagłówek - Jestem skończoną kretynką! Kto mi się kazał zakochiwać? Nikt, więc po chuj to zrobiłam...
- Lola, uspokój się.. - przewał mi Paul podchodząc do mnie. Usiadł obok i złapał za rękę.
- Zostawcie wy mnie wszyscy w spokoju! - krzyknęłam wyrywając mu dłoń - Pierdolona kretynka! - krzyknęłam, a następnie poczułam jak moje oczy wypełnia gorący płyn. Chciałam go wstrzymać, ale nie było mi dane. Zanim się zabrałam za hamowanie łez, one bezwładnie wypłynęły, pokazując moją słabość.
Paul widząc mój stan przyciągnął mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Chwilę posmarkałam, popłakałam. Rozkleiłam się, ale to był czas na powstanie. Nie dam się już tak poniżać, jestem silna. Wraz z moim cierpieniem spłynął makijaż.
Odkleiłam się od bruneta i podeszłam do lustra. Wytarłam policzki zabrudzone tuszem, który spłyną i przeczesałam włosy. Usłyszeliśmy odliczanie na dole. Uśmiechnęłam się do mojego towarzysza i pokazałam by podszedł. Otworzyłam okno na oścież przy okazji zgarniając koc z łóżka. Podskoczyłam i usiadłam na parapecie. Paul stanął obok. Okryłam nas ciepłą tkaniną. Wspólnie patrzyliśmy na niebo i oglądaliśmy sztuczne ognie, w ciszy. Na naszych twarzach widniał szeroki uśmiech.
- Szczęśliwego Nowego Roku Paul - szepnęłam.
- Szczęśliwego Nowego Roku Lola - odszepnął.
Czas zacząć coś nowego. Spędzić ten rok po swojemu. Teraz czas na mnie.

~*~

Obudziłam się w dość niewygodnej pozycji. Wciąż byłam ubrana w sukienkę, a co gorsza na stopach miałam szpilki. Otworzyłam oczy osłaniając je przed słońcem. Głowa mi pękała, a promienie wcale mnie nie wspierały. Przeciągnęłam się i wtedy poczułam jakaś sylwetkę, która leżała obok mnie. Odwróciłam głowę i ujrzałam słodko śpiącego Paul'a. Wtedy przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Powinnam go przeprosić za mój wybuch złości.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i znów poczułam ten przeszywający ból w skroniach. Zmusiłam się do wstania i podreptałam w stronę łazienki. Po drodze jakoś udało mi się pozbyć butów. Odkręciłam kran i nie przejmując się niczym napiłam się wody. Jedyne czego pragnęłam to zatamować to cholerne pragnienie.
Po względnym napojeniu się ruszyłam w stronę szafy, z której wyjęłam dresy i jakąś koszulkę. Zdjęłam wczorajsze ubrania i wpakowałam się pod prysznic. Tego było mi trzeba.

~*~

Zegar wybił godzinę szesnastą. Siedziałam w salonie z Roni, która zakładała mi Instagram'a. Nie paliłam się
do tego, ale ona uważała, że powinnam go mieć za wszelką cenę. Wyciągnęła rękę z telefonem przed nas i kazała mi zrobić głupią minę. I tak oto powstało pierwsze zdjęcie na mojego Instagram'a. Zaśmiałam się widząc jak śmiesznie wyglądamy. Moja kochana wariatka.
Nagle po schodach ktoś zaczął schodzić. Odwróciłyśmy się. Harry i Maddie. Razem.
- Proszę, proszę, proszę... Miło, że wstaliście - zaśmiała się Roni. Blondynka miała na sobie jego koszulę. Spuściłam głowę i udawałam, że robię coś bardzo interesującego na telefonie. Opadli na sofę obok. Ktoś westchnął.
- No jak wam się spało dziewczyny ? - zapytał Harry.
- Dobrze - odpowiedziałam krótko, nie podnosząc głowy.
- Tylko tyle Lola? Szybko zniknęłaś z Paul'em... - zaczęła głupio temat Roni.
- O jejku spiłam się to mnie odniósł na strych - ucięłam temat.
- Oj no nie wstydź się... Pewnie było ostro - powiedział Harry, a Maddie zaśmiała się głupkowato z jego komentarza.
- Zamknij się - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Spokojnie - powiedział i uniósł ręce do góry w geście obronnym. Wstałam i ruszyłam w stronę schodów - Za to my bawiliśmy się wspaniale, do samego rana - zaakcentował. Odwróciłam się i zobaczyłam jak się całują. Wszystko we mnie pękło, jak bańka mydlana. Przestałam się kontrolować.
- W co Ty grasz człowieku ? - krzyknęłam i od razu zwróciłam na siebie uwagę wszystkich domowników siedzących w kuchni i w salonie - Chcesz mi pokazać jaką gwiazdą jesteś i że możesz mieć każdą?! Otrząśnij się wreszcie i zdejmij tą maskę cholernego dupka i flirciarza. To, że tak pokazują Cię media, nie znaczy, że jesteś taki na prawdę - wykrzyczałam. Po chwili dopiero zrozumiałam, że to wszystko wypływa z moich ust, że to nie są tylko moje myśli - Najpierw mnie nienawidzisz z niewiadomych powodów, później chcesz się przyjaźnić, całujesz mnie nie raz, a na końcu dajesz mi kosza! Czego Ty ode mnie oczekujesz?! - dodałam. To był ten czas, czas na wygarnięcie wszystkiego, ale czy miejsce również było odpowiednie? - Poznałam prawdziwego Harry'ego i to w nim się zakochałam - ponownie wyznałam mu swoje uczucia zdumiona tym, że jestem taka odważna. A może jednak porywcza? - A tego kretyńskiego klona Harry'ego nie chce znać - zakończyłam. Po policzku poleciały mi strugi łez. Wytarłam je rękawem bluzy. Widząc zdziwienie wszystkich zgromadzonych poczułam jak się kurczę, chciałam się zapaść pod ziemie. Rozglądnęłam się przerażona. Zanim ktokolwiek zareagował porwałam kurtkę z przedpokoju i wybiegłam z domu. W trampkach na śnieg, ze wstydem na karku, z czystym sercem, z miłością.

---------------------------------------------------
Mam dla was taką małą niespodziankę! 
Stwierdziłam, że muszę lecieć z historią trochę dalej, bo czas mnie goni nieubłaganie. 
Więc tutaj macie kolejny rozdział, można powiedzieć, że decydujący. 
No i co... Następny pewnie za dwa tygodnie, choć nic nie wiadomo :)

Jeśli coś ktoś ode mnie by chciał, lub ma ochotę popisać, to kontakt do mnie: 
gg: 50101507
mail: yourselfbe950@gmail.com

No cóż, całuje was mocno, mam nadzieję, że wam się podoba (Mi tak średnio). Miłego tygodnia! 
Zaczarowana :*
Copyright © 2016 HOPE , Blogger