Dom. Mój dom.
Miejsce, w którym podświadomie czuję się bezpiecznie i nie doszukuje się spisków.
Łóżko, które kocha i zawsze przyjmie.
Ściany, które emanują radością.
Pomieszczenia, które kryją w sobie wspomnienia, dobre i złe.
Sofy, które przesiąknięte są sekretami.
Gitara, która daje mi uśmiech.
Łazienka, która przyprawia mnie o dobry nastrój.
To jest, to czego nie ma żaden szpital.
Dom to również ludzie, których towarzystwa nie brakowało mi nigdy. Niestety pojawił się inny problem.... Ja po prostu nie potrzebowałam ich towarzystwa. Wręcz starałam się ich sprawnie odrzucić, tłamsząc w sobie późniejsze wyrzuty sumienia.
Owszem czasem miałam ochotę z kimś posiedzieć, ale jak szybko ona nadchodziła, tak szybko zamieniała się w wątpliwość. Bałam się spędzać z kimkolwiek czas, nie chciałam rozmawiać. Nic mnie tak nie cieszyło jak kiedyś, a każdy poranek sprowadzał na mnie coś w stylu udręki.
Kolejne ciche śniadanie.
Cichy odpoczynek.
Kolejny cichy obiad.
Cichy odpoczynek.
Kolejna cicha kolacja.
Cichy odpoczynek.
Cichy prysznic.
Cichy wieczór.
Cichy sen.
Cicha noc.
Dzień w dzień to samo. Rutyna, która z jednej strony cholernie mi ciążyła, a z drugiej dawała takie poczucie stabilności i bezpieczeństwa.
Czasem wpadał Harry. Polegało to na tym, że ostrożnie badał moje reakcję, a jak już zrozumiał, że się nie boję siadał obok mnie na łóżku i mówił. Po prostu narzucał na mnie stertę informacji, czasem na prawdę nudnych i bezsensownych. To dawało mi odpoczynek. Wyłączałam wtedy wszelkie myślenie, wszelkie wspomnienia, wsłuchiwałam się w jego melodyjny głos i kodowałam każde słowo.
Kilka razy, gdy czułam się wyjątkowo źle, zdarzyło mi się do niego napisać wiadomość, by przyszedł. Ani razu się nie odezwałam. Nie dopytywał, nie zadawał mi żadnych pytań, nie okazywał mi litości. Uśmiechał się, czasem żartował, a w takich momentach nawet mi czasem udało się uśmiechnąć. Poprawiał włosy, tak jak tylko on potrafi.
Chyba dodawał mi otuchy w tym wszystkim. Mówię chyba, ponieważ nie jestem pewna, co dawała mi jego obecność...
Moje ciało wciąż obklejone było różnymi opatrunkami, a moje biedne żebra nadal scalały się powoli, co wiąże się z gipsem. Obok łóżka stał stojak, na którym wisiał woreczek z przeźroczystym płynem, to on przez ostatnie dni dawał mi siłę. Mało jadłam.
Dziwiło mnie tylko jedno. Dlaczego nie przychodzi do mnie policja? Może to ostatnia rzecz, o której powinnam pomyśleć, ale na prawdę mnie to niepokoiło. Często uspokajałam się, że tego powodem jest to, że nic nie mówię i oni o tym wiedzą. Choć z drugiej strony wydaje mi się, że powinni próbować, mają taki obowiązek. Chyba.
Wszystko było takie niejasne, takie przerażające.
Tak bardzo bałam się świata, który mnie otaczał.
~*~
Weszłam do kuchni małymi krokami rozglądając się na boki. Chyba nikogo nie było. Zostawili mnie samą?
Odłożyłam na blat telefon i zaczęłam przeglądać szafki w poszukiwaniu czegoś smacznego, a konkretniej mojej ukochanej czerwonej herbaty. Gdy nadzieja na to, że się nie skończyła zaczęła powoli odpływać dostrzegłam ją na lodówce. Zaśmiałam się w duchu do siebie, przecież zawsze tam ją zostawiałam. Nic się nie zmieniło.
Postawiłam wodę, zalałam wrzątkiem torebkę, a następnie czekałam aż się zaparzy.
Naciągnęłam na dłonie sweter, od tego porwania uporczywie starałam się zasłonić każdy nawet najmniejszy skrawek mojego ciała. Nosiłam dresy, jakąś bluzkę, a na to rozciągniętą bluzę. Zakryta = bezpieczna.
W lodówce znalazłam spray z bitą śmietaną. Nacisnęłam lekko spust i odrobina wyleciała mi na palec. Włożyłam go do ust i oblizałam ze smakiem. Nie chciałam więcej, więc z powrotem odłożyłam go na poprzednie miejsce. Szurałam papciami po płytkach, co wydawało nieprzyjemny dźwięk, który następnie odbijał się od wszystkich ścian. Ruszyłam w stronę schodów z gorącą herbatą. Spojrzałam w stronę salonu.
Wtem w oknie ujrzałam twarz.
Konkretnie jego twarz.
Piwnica, gwałt, krzyk, płacz..
Powietrze zatrzymało się w moich płucach, a serce ze zdumienia stanęło.
Uśmiechał się tak obleśnie jak wtedy. Krzyknęłam łapiąc powietrze.
Upuściłam kubek.
Roztrzaskał się u moich stóp na małe kawałeczki.
Wrzątek prysnął na moje nogi.
Kolana odmówiły mi posłuszeństwa.
Upadłam na pupę.
Przytuliłam się do zgiętych nóg i zachodziłam się płaczem.
Zostaw mnie... szeptałam pod nosem.
- Lola ?! Co się dzieje?! - ktoś wbiegł do domu, krzycząc. Myślałam, że to on. Wszystko zlewało mi się w całość. Ogromna plama, która nie pozwalała mi nic dostrzec.
Zakrztusiłam się łzami i zaczęłam pokaszliwać.
Ktoś klęknął obok mnie i podniósł moje ręce. Od razu przestałam kaszleć.
Opadłam na tą osobę, a ona przytuliła mnie mocno.
Czułam, że jestem bezpieczna. Znałam ten zapach.
Lekko nami kołysał uspokajając mnie.
- Dzwoń na policję! Mamy go! - kolejne słowa jakie usłyszałam. Ledwo do mnie dotarły przez błonę, która chroniła mnie przed światem.
Później wszystko działo się już bardzo szybko. Zostałam odniesiona na strych, położona na łóżku i uspokajana jakąś nuconą melodią. Następnie doszły mnie dźwięki syren. Kilka lekkich szarpnięć. Nie mogłam otworzyć oczu, czułam, że zasypiam. Pamiętam jeszcze, że ktoś dotykał moje nogi. Zapadłam w niespodziewany sen...
~*~
"Szmata, szmata, szmata...!
Nie śpij do cholery!
Głupia pizda, za kogo ty się masz!
Obudź się kurwa!
Otworzyłam oczy. On. Obleśny wzrok. Obleśny uśmiech. Najbardziej znienawidzona przeze mnie twarz.
Wpatrywał się we mnie bezczelnie.
Zaczęłam odpychać go rękami, ale on sprawie je unieruchomił.
Uderzył mnie w twarz.
Będziesz teraz grzeczna, czy jeszcze raz?..."
Przebudziłam się. Po moim czole spływała stróżka kleistego potu. Odruchowo starłam go wierzchem dłoni. Uchyliłam jedną powiekę i poczułam coś nieprzyjemnie piekącego na łydkach. Przerażona chciałam usiąść, ale czyjaś ręka mi to uniemożliwiła.
- Oblałaś się wczoraj herbatą. Lekarze ci je opatrzyli, to tylko maść - powiedział spokojnie ktoś obok, a właściwie wyszeptał. Kiwnęłam delikatnie głową, ale nie za bardzo wiedziałam kto to może być.
Błona, która wciąż mnie chroniła, nie chciała do mnie dopuszczać niczego.
Ostatnimi siłami przekręciłam głowę w bok i ujrzałam delikatny uśmiech, przyozdobiony dołeczkami. Oraz ciemne loczki okalające jego twarz. Uśmiechał się delikatnie, a jego zęby błyszczały niczym sznur białych pereł. Odważyłam się na niewinny uśmiech, który sprawił, że w jego oczach błysnęła ulga.
Siedział na skraju mojego łóżka nie za bardzo wiedząc jak powinien się zachować. Czułam taką niemą prośbę o bliskość. On jej potrzebował.
Poklepałam miejsce obok siebie dając mu znak by się położył. Zrobił to bez zawahania. Leżeliśmy na plecach w ciszy. Nie przeszkadzała mi ona. Poczułam jak przysuwa powoli dłoń do mojej. Wzięłam głęboki wdech i wykonałam pierwszy ruch. Splotłam nasze palce i w jeden sekundzie poczułam spokój, i bezpieczeństwo.
To on był tą błoną, to on mnie chronił i dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Wydawało mi się, że sama ją wytworzyłam, ale to nie prawda. Gdy on był obok uspokajałam się.
Ścisnęłam mocniej jego palce, a po moich policzkach popłynęły łzy. Łzy szczęścia. Od razu je zauważył. Usiadł i rozłączając nasze dłonie spojrzał na mnie od góry. Nie bałam się, nie jego.
- Co się dzieje? Wystraszyłem Cię? ... Przepraszam.. - szepnął przestraszony. Traktował mnie jak małą porcelanową laleczkę, która w każdej chwili może się zbić. Taka byłam.
Znów się uśmiechnęłam, ale teraz szczerze. Pociągnęłam go za rękę i na wewnętrznej stronie jego dłoni narysowałam palcem kontury serduszka. Zrozumiał mój przekaz od razu, bo jego usta wygięły się w radosnym uśmiechu.
- Ja ciebie też kocham - szepnął i cmoknął mnie w wierzch dłoni.
~*~
Zegar wskazywał godzinę szesnastą. Słyszałam śmiechy dochodzące z salonu, co oznaczało, że wszyscy tam siedzieli. Niepewnie robiłam kroki po schodach starając zachowywać się jak najciszej potrafiłam. W połowie drogi usłyszałam rozmowę, która dotyczyła mojej osoby. Zatrzymałam się w pół kroku i skupiłam się by usłyszeć choć trochę.
- Dobrze, że go złapali - powiedziała bodajże Roni.
- Lola wie, że on na prawdę tu był ? - zapytał ktoś inny, mężczyzna.
- Nie - odpowiedział Harry.
Czyli to mi się nie przywidziało, on na prawdę był w ogródku i mógł mnie zaatakować znów. Ten koszmar mógł wrócić...
Piwnica, gwałt, krzyk, płacz..
Oddech ugrzęzł w moim gardle na wspomnienie tego koszmaru. Przysiadłam oszołomiona. Przymknęłam powieki i starałam się nabrać powietrza w płuca. Gdy mi się to udało z oczu wypłynął wodospad łez.
Znów, Znów, Znów...
Dziwka, dziwka, dziwka...
ZEMSTA!
Te wszystkie słowa rozchodziły się w moich uszach tworząc przerażające echo.
Ten głos.
Ten uśmiech.
Te oczy.
- Lola! - znajomy krzyk wyrwał mnie z amoku. Wiedzieli, że słyszałam, że wiem i, że przeżywam.
Wspomnienia wracały i zasłaniały mi obraz. Przysłaniały mi rzeczywistość.
- Nieee! - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam, chcąc odsunąć od siebie wszystkie te przeraźliwe obrazy. Kręciłam głową i uporczywie zaciskałam powieki, ale to nic nie dawało. One były w mojej głowie i wracały z ogromną siłą.
- Czytam w twoich myślach
I znam twoją historię.
Widzę, przez co przechodzisz.
To uciążliwa wspinaczka
I przykro mi ale
I Ty będziesz musiał przez nią przejść.
Nie poddawaj się,
Bo możesz wygrać - zanucił kawałek mojej piosenki. Słysząc słowa, które napisałam sama, które przypominały mi o mamie, zbudowałam w sobie ogromną ścianę i zaczęłam nią wszystko odpychać. Zacisnęłam zęby i powieki zwalczając w sobie te wspomnienia.
Szybki oddech, serce walące w piersi. Spokój, rzeczywistość. Udało mi się.
Otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam to Harry'ego, który wciąż śpiewał moją piosenkę. Położyłam ręce na jego ramionach i przyciągnęłam go do siebie. Wtuliłam się w niego. Tym gestem chciałam mu podziękować, że mnie z tego wyciągnął.
Czułam jego silne dłonie na plecach, czułam się znów bezpiecznie.
------------------------------------------------------
No i mamy rozdział!
Przepraszam was za to, że trochę z tym zwlekałam, ale jak wiadomo problemy ma każdy.
Ja się ze swoimi staram uporać i chyba idzie mi całkiem nieźle.
Dam radę! Zawsze daje!
No, ale wracając. Rozdział podoba mi się tak średnio, ale włożyłam w niego całe moje serce, więc mam nadzieję, że to docenicie i, że wam się spodoba.
Jeszcze jedna sprawa! Usunęłam gg, więc jedyny kontakt do mnie to mail!
yourselfbe950@gmail.com