niedziela, 25 maja 2014

Trzeci (Część Druga)

Dom. Mój dom.
Miejsce, w którym podświadomie czuję się bezpiecznie i nie doszukuje się spisków.

Łóżko, które kocha i zawsze przyjmie.
Ściany, które emanują radością.
Pomieszczenia, które kryją w sobie wspomnienia, dobre i złe.
Sofy, które przesiąknięte są sekretami.
Gitara, która daje mi uśmiech.
Łazienka, która przyprawia mnie o dobry nastrój.
To jest, to czego nie ma żaden szpital.
Dom to również ludzie, których towarzystwa nie brakowało mi nigdy. Niestety pojawił się inny problem.... Ja po prostu nie potrzebowałam ich towarzystwa. Wręcz starałam się ich sprawnie odrzucić, tłamsząc w sobie późniejsze wyrzuty sumienia.
Owszem czasem miałam ochotę z kimś posiedzieć, ale jak szybko ona nadchodziła, tak szybko zamieniała się w wątpliwość. Bałam się spędzać z kimkolwiek czas, nie chciałam rozmawiać. Nic mnie tak nie cieszyło jak kiedyś, a każdy poranek sprowadzał na mnie coś w stylu udręki.

Kolejne ciche śniadanie.
Cichy odpoczynek.
Kolejny cichy obiad.
Cichy odpoczynek.
Kolejna cicha kolacja.
Cichy odpoczynek.
Cichy prysznic.
Cichy wieczór.
Cichy sen.
Cicha noc.

Dzień w dzień to samo. Rutyna, która z jednej strony cholernie mi ciążyła, a z drugiej dawała takie poczucie stabilności i bezpieczeństwa.
Czasem wpadał Harry. Polegało to na tym, że ostrożnie badał moje reakcję, a jak już zrozumiał, że się nie boję siadał obok mnie na łóżku i mówił. Po prostu narzucał na mnie stertę informacji, czasem na prawdę nudnych i bezsensownych. To dawało mi odpoczynek. Wyłączałam wtedy wszelkie myślenie, wszelkie wspomnienia, wsłuchiwałam się w jego melodyjny głos i kodowałam każde słowo.
Kilka razy, gdy czułam się wyjątkowo źle, zdarzyło mi się do niego napisać wiadomość, by przyszedł. Ani razu się nie odezwałam. Nie dopytywał, nie zadawał mi żadnych pytań, nie okazywał mi litości. Uśmiechał się, czasem żartował, a w takich momentach nawet mi czasem udało się uśmiechnąć. Poprawiał włosy, tak jak tylko on potrafi.
Chyba dodawał mi otuchy w tym wszystkim. Mówię chyba, ponieważ nie jestem pewna, co dawała mi jego obecność...

Moje ciało wciąż obklejone było różnymi opatrunkami, a moje biedne żebra nadal scalały się powoli, co wiąże się z gipsem. Obok łóżka stał stojak, na którym wisiał woreczek z przeźroczystym płynem, to on przez ostatnie dni dawał mi siłę. Mało jadłam.
Dziwiło mnie tylko jedno. Dlaczego nie przychodzi do mnie policja? Może to ostatnia rzecz, o której powinnam pomyśleć, ale na prawdę mnie to niepokoiło. Często uspokajałam się, że tego powodem jest to, że nic nie mówię i oni o tym wiedzą. Choć z drugiej strony wydaje mi się, że powinni próbować, mają taki obowiązek. Chyba.
Wszystko było takie niejasne, takie przerażające.
Tak bardzo bałam się świata, który mnie otaczał.

~*~

Weszłam do kuchni małymi krokami rozglądając się na boki. Chyba nikogo nie było. Zostawili mnie samą?
Odłożyłam na blat telefon i zaczęłam przeglądać szafki w poszukiwaniu czegoś smacznego, a konkretniej mojej ukochanej czerwonej herbaty. Gdy nadzieja na to, że się nie skończyła zaczęła powoli odpływać dostrzegłam ją na lodówce. Zaśmiałam się w duchu do siebie, przecież zawsze tam ją zostawiałam. Nic się nie zmieniło.
Postawiłam wodę, zalałam wrzątkiem torebkę, a następnie czekałam aż się zaparzy.
Naciągnęłam na dłonie sweter, od tego porwania uporczywie starałam się zasłonić każdy nawet najmniejszy skrawek mojego ciała. Nosiłam dresy, jakąś bluzkę, a na to rozciągniętą bluzę. Zakryta = bezpieczna.
W lodówce znalazłam spray z bitą śmietaną. Nacisnęłam lekko spust i odrobina wyleciała mi na palec. Włożyłam go do ust i oblizałam ze smakiem. Nie chciałam więcej, więc z powrotem odłożyłam go na poprzednie miejsce. Szurałam papciami po płytkach, co wydawało nieprzyjemny dźwięk, który następnie odbijał się od wszystkich ścian. Ruszyłam w stronę schodów z gorącą herbatą. Spojrzałam w stronę salonu.
Wtem w oknie ujrzałam twarz.
Konkretnie jego twarz.
Piwnica, gwałt, krzyk, płacz.. 
Powietrze zatrzymało się w moich płucach, a serce ze zdumienia stanęło.
Uśmiechał się tak obleśnie jak wtedy. Krzyknęłam łapiąc powietrze.
Upuściłam kubek.
Roztrzaskał się u moich stóp na małe kawałeczki.
Wrzątek prysnął na moje nogi.
Kolana odmówiły mi posłuszeństwa.
Upadłam na pupę.
Przytuliłam się do zgiętych nóg i zachodziłam się płaczem.
Zostaw mnie... szeptałam pod nosem.

- Lola ?! Co się dzieje?! - ktoś wbiegł do domu, krzycząc. Myślałam, że to on. Wszystko zlewało mi się w całość. Ogromna plama, która nie pozwalała mi nic dostrzec.
Zakrztusiłam się łzami i zaczęłam pokaszliwać.
Ktoś klęknął obok mnie i podniósł moje ręce. Od razu przestałam kaszleć.
Opadłam na tą osobę, a ona przytuliła mnie mocno.
Czułam, że jestem bezpieczna. Znałam ten zapach.
Lekko nami kołysał uspokajając mnie.
- Dzwoń na policję! Mamy go! - kolejne słowa jakie usłyszałam. Ledwo do mnie dotarły przez błonę, która chroniła mnie przed światem.
Później wszystko działo się już bardzo szybko. Zostałam odniesiona na strych, położona na łóżku i uspokajana jakąś nuconą melodią. Następnie doszły mnie dźwięki syren. Kilka lekkich szarpnięć. Nie mogłam otworzyć oczu, czułam, że zasypiam. Pamiętam jeszcze, że ktoś dotykał moje nogi. Zapadłam w niespodziewany sen...

~*~

"Szmata, szmata, szmata...! 
 Nie śpij do cholery!
 Głupia pizda, za kogo ty się masz!
 Obudź się kurwa!
 Otworzyłam oczy. On. Obleśny wzrok. Obleśny uśmiech. Najbardziej znienawidzona przeze mnie  twarz.
 Wpatrywał się we mnie bezczelnie. 
 Zaczęłam odpychać go rękami, ale on sprawie je unieruchomił. 
 Uderzył mnie w twarz. 
 Będziesz teraz grzeczna, czy jeszcze raz?..."

Przebudziłam się. Po moim czole spływała stróżka kleistego potu. Odruchowo starłam go wierzchem dłoni. Uchyliłam jedną powiekę i poczułam coś nieprzyjemnie piekącego na łydkach. Przerażona chciałam usiąść, ale czyjaś ręka mi to uniemożliwiła. 
- Oblałaś się wczoraj herbatą. Lekarze ci je opatrzyli, to tylko maść - powiedział spokojnie ktoś obok, a właściwie wyszeptał. Kiwnęłam delikatnie głową, ale nie za bardzo wiedziałam kto to może być. 
Błona, która wciąż mnie chroniła, nie chciała do mnie dopuszczać niczego.
Ostatnimi siłami przekręciłam głowę w bok i ujrzałam delikatny uśmiech, przyozdobiony dołeczkami. Oraz ciemne loczki okalające jego twarz. Uśmiechał się delikatnie, a jego zęby błyszczały niczym sznur białych pereł. Odważyłam się na niewinny uśmiech, który sprawił, że w jego oczach błysnęła ulga.
Siedział na skraju mojego łóżka nie za bardzo wiedząc jak powinien się zachować. Czułam taką niemą prośbę o bliskość. On jej potrzebował.
Poklepałam miejsce obok siebie dając mu znak by się położył. Zrobił to bez zawahania. Leżeliśmy na plecach w ciszy. Nie przeszkadzała mi ona. Poczułam jak przysuwa powoli dłoń do mojej. Wzięłam głęboki wdech i wykonałam pierwszy ruch. Splotłam nasze palce i w jeden sekundzie poczułam spokój, i bezpieczeństwo.
To on był tą błoną, to on mnie chronił i dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Wydawało mi się, że sama ją wytworzyłam, ale to nie prawda. Gdy on był obok uspokajałam się.
Ścisnęłam mocniej jego palce, a po moich policzkach popłynęły łzy. Łzy szczęścia. Od razu je zauważył. Usiadł i rozłączając nasze dłonie spojrzał na mnie od góry. Nie bałam się, nie jego.
- Co się dzieje? Wystraszyłem Cię? ... Przepraszam.. - szepnął przestraszony. Traktował mnie jak małą porcelanową laleczkę, która w każdej chwili może się zbić. Taka byłam.
Znów się uśmiechnęłam, ale teraz szczerze. Pociągnęłam go za rękę i na wewnętrznej stronie jego dłoni narysowałam palcem kontury serduszka. Zrozumiał mój przekaz od razu, bo jego usta wygięły się w radosnym uśmiechu.
- Ja ciebie też kocham - szepnął i cmoknął mnie w wierzch dłoni.

~*~

Zegar wskazywał godzinę szesnastą. Słyszałam śmiechy dochodzące z salonu, co oznaczało, że wszyscy tam siedzieli. Niepewnie robiłam kroki po schodach starając zachowywać się jak najciszej potrafiłam. W połowie drogi usłyszałam rozmowę, która dotyczyła mojej osoby. Zatrzymałam się w pół kroku i skupiłam się by usłyszeć choć trochę. 
- Dobrze, że go złapali - powiedziała bodajże Roni. 
- Lola wie, że on na prawdę tu był ? - zapytał ktoś inny, mężczyzna. 
- Nie - odpowiedział Harry. 
Czyli to mi się nie przywidziało, on na prawdę był w ogródku i mógł mnie zaatakować znów. Ten koszmar mógł wrócić...
Piwnica, gwałt, krzyk, płacz.. 
Oddech ugrzęzł w moim gardle na wspomnienie tego koszmaru. Przysiadłam oszołomiona. Przymknęłam powieki i starałam się nabrać powietrza w płuca. Gdy mi się to udało z oczu wypłynął wodospad łez. 

Znów, Znów, Znów...
Dziwka, dziwka, dziwka... 
ZEMSTA! 

Te wszystkie słowa rozchodziły się w moich uszach tworząc przerażające echo. 
Ten głos.
Ten uśmiech. 
Te oczy. 

- Lola! - znajomy krzyk wyrwał mnie z amoku. Wiedzieli, że słyszałam, że wiem i, że przeżywam. 
Wspomnienia wracały i zasłaniały mi obraz. Przysłaniały mi rzeczywistość. 
- Nieee! - krzyknęłam najgłośniej jak umiałam, chcąc odsunąć od siebie wszystkie te przeraźliwe obrazy. Kręciłam głową i uporczywie zaciskałam powieki, ale to nic nie dawało. One były w mojej głowie i wracały z ogromną siłą. 
Czytam w twoich myślach 

  I znam twoją historię.

 Widzę, przez co przechodzisz.
 To uciążliwa wspinaczka
 I przykro mi ale
 I Ty będziesz musiał przez nią przejść.
 Nie poddawaj się,
 Bo możesz wygrać - zanucił kawałek mojej piosenki. Słysząc słowa, które napisałam sama, które przypominały mi o mamie, zbudowałam w sobie ogromną ścianę i zaczęłam nią wszystko odpychać. Zacisnęłam zęby i powieki zwalczając w sobie te wspomnienia.

Szybki oddech, serce walące w piersi. Spokój, rzeczywistość. Udało mi się.
Otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam to Harry'ego, który wciąż śpiewał moją piosenkę. Położyłam ręce na jego ramionach i przyciągnęłam go do siebie. Wtuliłam się w niego. Tym gestem chciałam mu podziękować, że mnie z tego wyciągnął.
Czułam jego silne dłonie na plecach, czułam się znów bezpiecznie.

------------------------------------------------------
No i mamy rozdział! 
Przepraszam was za to, że trochę z tym zwlekałam, ale jak wiadomo problemy ma każdy. 
Ja się ze swoimi staram uporać i chyba idzie mi całkiem nieźle. 
Dam radę! Zawsze daje! 

No, ale wracając. Rozdział podoba mi się tak średnio, ale włożyłam w niego całe moje serce, więc mam nadzieję, że to docenicie i, że wam się spodoba. 

Jeszcze jedna sprawa! Usunęłam gg, więc jedyny kontakt do mnie to mail! 
yourselfbe950@gmail.com

ASK!

Całuje was mocno kochane, Do następnego!
Zaczarowana ♥


piątek, 2 maja 2014

Drugi (Część Druga)

"Nie widziałam nic prócz ciemności, która otaczała mnie z każdej możliwej strony. Leżałam w kącie na jakimś małym, nieco przemoczonym materacu. Moje obie dłonie były mocno przywiązane do wystającego ze ściany, zardzewiałego drążka. Szlochałam cicho, bo wiedziałam, że jak będę głośniej znów przyjdzie i zrobi to co wcześniej.
Moje rajstopy były całe dziurawe, a sukienka cała brudna. Wszystko mnie bolało, wręcz przestawałam już czuć jakiekolwiek cierpienie, jakie mi zadawał. Nie czułam już sensu, by żyć. Nie chciałam tego. Nawet jak mnie szukają, tu mnie nie znajdą, jestem zbyt głęboko pod ziemią. Doskonale to sobie zaplanował.
Zgrzyt zamka wywołał w moim ciele kolejną falę strachu. Wstrzymałam oddech i nastawiłam się na najgorsze. Znów to zrobi, jestem tego pewna.
Kolejny doskonale mi znany dźwięk zakołysał w moich uszach, pociągną za sznureczek, który zapalał małe, nikłe w dużym pomieszczeniu światło. Poruszyłam jedną nogą, czując, że mi zdrentwiała. Na stopach nadal miałam niewygodne szpilki. Przerażona popatrzyłam w stronę drzwi i zobaczyłam jego parszywą gębę. Podszedł bliżej i usiadł niedaleko mnie na krześle. Zaczął się mi przyglądać robiąc niezidentyfikowane miny. Brzydziłam się nim i tym co mi zrobił.
- Widzę, że rany się goją - wydawał się jakiś taki zainteresowany mną. Przyglądał się swojemu dziełu.
Poważnie rozcięta warga, która z każdą minutą puchła coraz bardziej, podbite oko nie jednokrotnie, rozcięty łuk brwiowy, z którego od czasu, do czasu sączyła się krew nieraz zakrywając mi pole widzenia. Nie mogłam jej zetrzeć i to mnie najbardziej irytowało. Kilka siniaków na twarz oraz wiele bolesnych obrażeń na reszcie ciała.
- Kiedy mnie stąd wypuścisz? - zapytałam naiwnie. Wydawał się zaskoczony, bo wcześniej nie mówiłam ani słowa. Nawet nie krzyczałam, gdy gwałcił mnie po raz kolejny. Zaśmiał się głośno.
- Nigdy - odpowiedział. Przełknęłam głośno ślinę, a  z oczu poleciał mi potok łez na myśl, że mam tu zostać na zawsze.
- Policja na pewno już mnie szuka, zobaczysz niedługo mnie znajdą, a ty zgnijesz w więzieniu - nabrałam odwagi, ale widząc jego wzrok od razu moje usta się zamknęły, bojąc się cokolwiek wypowiedzieć.
- Wyobraź sobie, że już u mnie byli. Kilka małych kłamstw wystarczyło, by mi uwierzyli. Nie licz na odratowanie, zostaniesz tu na zawsze - powiedział pewny siebie i zaśmiał mi się prosto w twarz.
- Dlaczego mi to robisz? - wyjąkałam niepewnie.
- Bo jesteś taką samą dziwką jak twoja matka - oznajmił pochylając się do przodu. Włożył w te słowa tyle jadu i nienawiści. Znał prawdę, musiał ją znać inaczej by się tak na mnie nie mścił - Śledziłem cię od dawna, więc wiem, że poznałaś swojego biologicznego tatusia. I co jest lepszy ode mnie? - zapytał retorycznie.
- Każdy by był lepszy - uleciało z moich ust zanim zdołałam się ugryźć w język. Od razu pożałowałam tego, co powiedziałam.
Ukląkł przede mną i znów uśmiechnął się obleśnie.
- Sama się o to prosisz - powiedział. Zbliżył się i rzucił się na mnie bez ostrzeżenia. Jego dłonie odnalazły drogę. Nie miałam siły się już bronić, leżałam bez ruchu zaciskając mocno powieki z przerażenia i bólu "

Wspomnienia z ostatnich dni zlewały mi się w jedną całość. Doprowadzało mnie to do istnego szału.

Z jednej strony wolałabym nie pamiętać nic, a z drugiej te luki bardzo mi przeszkadzały.
Już drugi dzień leże w szpitalnej sali, znowu. Wszystkie chwile sprzed wprowadzenia się do wujka, a szczególnie ostatnia wizyta w tym miejscu, wracały do moich myśli i nękały mnie nieprzerwanie. Czułam ten strach, co kiedyś. Nie tylko przed nim, ale i przed ludźmi.
Wiem, że rodzina się chciała ze mną koniecznie zobaczyć, ale ja kategorycznie zabraniałam pielęgniarce wpuszczać ich do mojej małej salki. Źle robiłam, wiedziałam o tym. Chodzi o to, że nie chciałam by mnie taką zobaczyli. Moja twarz była zmasakrowana i pozaklejana plastrami. Trzy złamane żebra również dawały o sobie znać. Nawet moje własne ciało nie dawało mi zapomnieć.
Do sali weszła niska blondynka, sprawdziła wszystkie maszyny, zapytała jak się czuje, poinformowała mnie o nadchodzącym obchodzie i wyszła.
Znów wróciłam do rozmyślania... Sama się zamęczałam, ale nie mogłam tego zatrzymać.
Najbardziej dręczyła mnie myśl, że on wiedział. Znał prawdę o tym, że nie jest moim ojcem. Wydawało mu się, że w takiej sytuacji to, co robi jest bezkarne. Chciał się zemścić, tak paskudnie i egoistycznie zemścić. Nie na mnie, a na mojej mamie. Doskonale wiedział, że by ją to zabolało, taki miał w tym cel.
Straciłam wszystko. Życie, siebie.. Tak długo nad tym pracowałam, tak bardzo chciałam stworzyć nowy wizerunek, swoje życie na nowo... Nic z tego. W jednej chwili wszystko nad czym pracowałam runęło jak domek z kart pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia.
Poczułam jak oczy mnie pieką, po policzku płynie łza. Językiem oblizałam swoje spierzchnięte usta i nie zatrzymując płaczu przymknęłam powieki.
Nacisnęłam wielki czerwony guzik na białym pilocie, wzywając kogoś z personelu. Potrzebowałam snu, natychmiast. Tylko wtedy mogłam nie myśleć, tylko to dawało mi wytchnienie.
Do sali wpadła ta sama pielęgniarka. Za pewne zauważyła łzy, ale nie dopytywała. Wychrypiałam prośbę o leki nasenne, a ta jedynie kiwnęła głową. Po kilku minutach poczułam jak zmęczenie ogarnia całe moje ciało, a powieki bezwładnie się przymykają. Zasnęłam na pozór spokojnym snem.

"- Jedz - powiedział mi rzucając przed nogi tackę z dwoma kromkami suchego chleba. 
Żołądek wydał z siebie kolejny protest prosząc o cokolwiek do spożycia, a do ust napłynęła ślina. Byłam tak głodna, że nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Drżącą dłonią złapałam jedną z nierówno ukrojonych kromek i odgryzłam kawałek. Z każdym gryzem czułam niesamowitą ulgę. Miałam wrażenie, że mój żołądek właśnie w tej chwili się uśmiecha. Z ust wymsknęło mi się westchnięcie. 
- Wodę przyniosę ci później - burknął, siadając na tym samym krześle, co zawsze. Znów chciał rozmawiać, bo gdyby tak nie było przeszedł by do rzeczy - Wiesz Lola wypuściłbym cię, ale jakoś mam wrażenie, że od razu pobiegłabyś na psy, a ja przecież nie chce siedzieć za kratkami - oznajmił. Zdziwiły mnie jego słowa, ale nie zastanawiałam się nad nimi szczególnie. Żądza jedzenia mną zapanowała - Szkoda, że nie jestem twoim ojcem - dodał. Na te słowa przestałam wgryzać się w kromkę chleba i spojrzałam na niego zdziwiona - No co się tak patrzysz? Myślisz, że sprawia mi to przyjemność ? - to pytanie retoryczne? Chyba zrobiłam dziwną minę, bo jego oczy niebezpiecznie pociemniały - Jesteś tak do niej podobna i to mnie chyba najbardziej denerwuje. - oznajmił. 
- Czemu mnie po prostu nie zabijesz? - zadałam pytanie. Naszła mnie fala odwagi, ale jak szybko przyszła tak szybko odeszła. 
- To by było za proste... - zamyślił się na chwilę - To zemsta.. Żeby twoja matka wiedziała, że jest i zawsze będzie nikim - odpowiedział. zachłysnęłam się powietrzem. 
- Ale dlaczego ja? 
- To dla twojego dobra. Nie chce żebyś była taką samą dziwką jak ona - powiedział, a moim ciałem zawładnęło przerażenie. Cofnęłam się - Chce cię czegoś nauczyć - dodał robiąc dziwną minę. 
- Jesteś wariatem! - krzyknęłam. Pożałowałam tego natychmiast. 
Rzucił się na mnie, znów. Wpakowałam ręce pod moją sukienkę i zdarł z moich bioder majtki. Czułam chłód, który muskał moje uda. Widząc jak rozpina rozporek zaczęłam się wiercić, chciałam się jakoś wyrwać. Siedział na mnie więc nic nie mogłam zrobić. Pochylił się do przodu, zamknął moje ręce w swoich dłoniach. 
Zrobił to, znów. 
Płakałam i krzyczałam, znów
Chciałam umrzeć, znów. 
Nie dawałam rady, znów. 
Skrzywdził mnie, znów"

*Oczami Harry'ego* 
Siedziałem na korytarzu przed salą, w której znajdowała się ona, już drugi dzień. Nie chciała nas widzieć, nikogo. Przerażała mnie myśl, że już mnie nie chce. Przez te dni, w których jej nie było wpadałem w jakiś szał. Ta niewiedza i bezradność mnie denerwowała. Wiedziałem, że to on. Byłem tego pewien. Był sprytniejszy niż my wszyscy, już dawno to sobie zaplanował. 
Gdyby nie ta starsza pani, nie wiem jakby się to skończyło... 
Schowałem twarz w dłoniach czując jak po moich policzkach spływają kolejne łzy. Z tego, co mówił lekarz to mało mówiła, a wręcz w ogóle. Nie jadła, nie piła, nie mówiła, unikała kontaktu i dalej unika. Pragnąłem ją przytulić, ale nie mogłem nic zrobić. 
Usłyszałem krzyk z sali, w której leżała. Nie zastanawiając się długo, nie czekając na reakcję innych, wbiegłem do środka. Zobaczyłem jak krztusi się własnym płaczem, jak próbuje usiąść, ale gips jej to utrudnia, jak w jej tęczówkach majaczy strach. 
Spojrzała na mnie i się nieco uspokoiła. Widziałem jej twarz. Pełno opatrunków, które zasłaniały jej rany. Czerwone od płaczu oczy, podpuchnięte wargi, fioletowe oko. Przełknąłem ślinę nie wiedząc, co zrobić. Zaraz za mną do pomieszczenia wszedł Dave. 
- Chodź Harry, ona musi odpoczywać - powiedział ciągnąc mnie za ramię. 
Spojrzałem na blondynkę, która w tej samej chwili wskazała krzesło obok łóżka. Nie powiedziała nic. Zatrzymałem Dave'a i pokazałem mu gest dziewczyny. Zostawił mnie i sam wyszedł. Ja natomiast podszedłem do jej łóżka, po czym usiadłem obok. Dokładnie mnie obserwowała, ale z jej ust nie wydobyło się ani jedno słowo. Usiadłem wygodnie na metalowym krzesełku. Wyciągnąłem rękę przed siebie i chciałem złapać ją za rękę. Odsunęła się przestraszona. Widząc to zabrałem dłoń i spuściłem głowę. 
Moja Lola się mnie boi. 

*Oczami Roni*
- Przepraszam, ale mam do państwa prośbę - powiedziała pielęgniarka wychodząca na korytarz. To już piąty dzień, jak tu siedzimy na zmianę i czekamy. Spojrzałam na nią zainteresowana - Pacjentka będzie dziś brała kąpiel i potrzebna jest jakaś kobieta, która ją zna i ewentualnie doda jej otuchy - oznajmił nam o co chodzi. Nie miałam wyjścia i pomimo wielkiego strachu postanowiłam pomóc - Tylko proszę jej się dokładnie nie przyglądać, nie robić przerażonej miny i ciągle mówić, nie jest istotne o czym - poprosiła. Kiwnęłam głową, dając znak, że rozumiem. 
Bałam się tego, co zobaczę. 
Weszłam do sali za kusą blondynką i spojrzałam na Lolę siedzącą na łóżku. Z tego co zauważyłam to miała na sobie jedynie szlafrok. Kilka opatrunków już zostało ściągniętych, ale nadal nie wyglądała dobrze. Jej oczy były takie puste, bez wyrazu. 
- Hej Lola - szepnęłam podchodząc do niej. Ostrożnie wyciągnęłam dłoń, podała mi swoją z lekkim wahaniem. 
Poprowadziłam ją do łazienki, która znajdowała się w pokoju. Pielęgniarki zajęły się zasłanianiem gipsu folią, a ja przysiadłam na jakimś krzesełku. Szlafrok został ściągnięty, a ja w pełni zobaczyłam jej ciało. Starałam się nie okazywać swoich emocji i wciąż się uśmiechałam, tak jak kazała mi pielęgniarka.
- Wiesz, że chłopcy napisali nową piosenkę, niedługo ma być jej premiera - zaczęłam opowiadać - Jest świetna, wszyscy śpiewają po kolei. Na prawdę godna podziwu - mówiłam dalej, co mi ślina na język przyniesie - No i ostatnio trochę sprzątaliśmy u ciebie w pokoju i Niall znalazł twoją piosenkę, ona też jest fantastyczna. Pokazaliśmy ją Dave'wowi, ale on powiedział, że już ją widział...
Wciąż do niej mówiłam, starałam się jej bacznie nie przyglądać i się uśmiechałam, ale miałam wrażenie, że to nic nie daje. Ona siedziała niewzruszona, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji  i chyba mnie w ogóle nie słuchała.
Gdy tylko pielęgniarki poprosiły mnie bym wyszła, od razu to zrobiłam. Wraz z trzaśnięciem drzwi po moich policzkach poleciały łzy. Mogłam w końcu okazać jakieś emocję. Od razu doskoczył do mnie Zayn i trzymając mnie w ramionach kołysał się lekko.
- Co się stało? - spytał po kilku minutach uspokajania mnie. Ciągle miałam przed oczami obraz jej pokiereszowanego, wychodzonego, skrzywdzonego ciała. To było ponad moje siły.
- Z nią naprawdę jest źle... - szepnęłam płacząc - Wszędzie ma siniaki, takie fioletowe, małe rany, duże też... Nie mogłam na to patrzeć... A jej twarz.. Nie wyrażała żadnych emocji... - mówiłam nieskładnie, jąkając się - Martwię się o nią - dodałam wtulając głowę w ramie mojego chłopaka.

*Oczami Loli*
Leżenie w tym szpitalu mnie już przytłacza. Ten zapach przyprawia mnie o wymioty, ta sterylność doprowadza mnie do szału, a na kolor biały już nie mogę patrzeć ze spokojem. Chce już do domu, ale to chyba nie jest możliwe jak na razie.
Westchnęłam patrząc na datę w telefonie, który przynieśli mi wczoraj. Nie był to ten, co miałam wcześniej, tylko jakiś nowy.
Jedenasty luty. Dni mijały mi dość szybko i samotnie. Raz tylko był przy mnie Harry, właściwie sama go poprosiłam by został, ale od tamtej pory go nie widziałam. Może przeraził się moim wyglądem ?
Nie miałam na nic siły, bo w mojej kroplówce wciąż był lek przeciwbólowy, który działał, ale i jednocześnie mnie osłabiał. Często też prosiłam o leki nasenne, choć koszmary mnie nie opuszczały. Westchnęłam i oblizałam swoje spierzchnięte wargi.
Podniosłam się delikatnie do góry i wspomagając się łokciami na wpół usiadłam.
Poruszałam palcami u stóp, wszystko w porządku.
Zgięłam kolana, wszystko w porządku.
Napięłam mięśnie ud, wszystko w porządku.
Do sali weszła nagle jakaś brunetka w okularach. Nie miała tego obrzydzonego już fartucha, tylko była normalnie ubrana. Czarna marynarka, tego samego odcienia spodnie z kantem i biała koszula. Usiadła na krześle Harry'ego i założyła nogę na nogę. Ściągnęłam brwi, zastanawiając się o co chodzi. Nie odpowiedziała na moje nieme pytanie. Zaglądnęła do jakiegoś zeszytu, który przyniosła ze sobą.
- Witaj Lolitto - odezwała się po kilku minutach ciszy. Nie lubiłam jak ktoś się tak do mnie zwracał, więc zrobiłam zniesmaczoną minę. Kiwnęłam głową na przywitanie, wciąż jej się przypatrując. Coś mi się w niej nie podobało.
- Pewnie zastanawiasz się kim jestem. Już spieszę z odpowiedzią, jestem psychologiem i przyszłam tu z tobą porozmawiać - oznajmiła jakimś takim pustym tonem. Nic nie powiedziałam, nie czułam takiej potrzeby - Słyszałam, że mało rozmawiasz - dodała patrząc na mnie wyczekująco. Nadal nic - Boli cię coś? - kiwnęłam przecząco głową. Uśmiechnęła się i odznaczyła coś w swoim zeszycie - Chce Ci pomóc, ale do tego potrzebna mi jest rozmowa z tobą - powiedziała powoli i spokojnie. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się urażona. Zwracała się do mnie jak do kogoś nienormalnego. Nie spodobało mi się to - Dlaczego nie chcesz mówić?- dalej próbowała. Nic z tego, odpuść sobie.
Westchnęła i wstała z krzesła. Nie żegnając się wyszła z pomieszczenia zamykając za sobą cicho drzwi.
Złapałam telefon w dłoń i zaczęłam szukać potrzebnego mi numeru. Znalazłam szybko i od razu postanowiłam napisać wiadomość. "Przyjdź do mnie, proszę.." Wyślij.
Nie czekałam długo. Po piętnastu minutach pojawił się. Miał rozczochrane włosy i zapadnięte oczy. Wyglądał na zmęczonego. Bez słowa przysiadł na krzesełku i wpatrywał się we mnie, próbując z twarzy wyczytać jak się czuję. Udało mi się do niego lekko uśmiechnąć, co chyba dało mu ulgę. On również się uśmiechnął ukazując mi swoje słodkie dołeczki. Widziałam jak głowa mu leci i ledwo ją utrzymuje. Niepewnie poklepałam miejsce na mojej kołdrze. Spojrzał zdziwiony.
- Mogę położyć sobie tu głowę ? - zapytał jakby nie dowierzał.  Kiwnęłam głową. Pochylił się do przodu i  automatycznie opadł na zieloną pościel. Zasną natychmiast z lekkim, prawie niewidocznym uśmieszkiem na ustach.
Powoli wyciągnęłam dłoń przed siebie i dotknęłam jego włosów. Przeszedł mnie dreszcz, ten doskonale mi znany dreszcz. Położyłam odważnie rękę na jego włosach, czując ich miękkość. Pogłaskałam go delikatnie i zabrałam ją z powrotem. Przyłożyłam ją do policzka i uśmiechnęłam się. To dobry znak.

------------------------------------------------
No, więc mamy kolejny rozdział. Muszę się pochwalić, że zaczęłam ostatnio pisać coś nowego. Nie wiem jak to nazwać... Może kiedyś tu coś z tego wstawię, ale wróćmy do rozdziału!
Ja nie jestem z niego jakoś szczególnie zadowolona. Wszystko miało wyglądać nieco inaczej, ale postanowiłam, że zrobię to w ten sposób. Zobaczymy co będzie później. Mam nadzieję, że nie spitole tego opowiadania :)

30 komentarzy= nowy rozdział! 

Życzę wam miłego weekendu majowego! Słoneczka, uśmiechu, radość i spędzonego czasu z rodziną! 
Następny rozdział najpóźniej za dwa tygodnie, może wcześniej, ale nic nie obiecuje!
Całuje was mocno skarbeczki, Zaczarowana! 

Copyright © 2016 HOPE , Blogger