Dziewięcioletnia dziewczynka błądzi po szpitalnych korytarzach. Obok niej idzie wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna i trzyma ją za małą, kruchą rączkę. Oboje smutni i zamyśleni. Oczy przepełnione bólem i cierpieniem.
W końcu wchodzą do jednej z sal. Na środku stoi łóżko, a w nim blada, chuda, zmęczona kobieta. Długie, kręcone, hebanowe włosy opadają bezwładnie na jej kościste ramiona. Szafirowe oczy błyszczą w promieniach słońca, które wpadają do pomieszczenia przez niewielkie okno. Uśmiecha się, choć widać po jej wychudzonej twarzy, że nie ma już siły. Dziewczynka podbiega do swojej mamy i mocno się do niej przytula. Koścista ręka kobiety, opada na ramię dziecka.
- Mamusiu, proszę nie odchodź – szepcze blondyneczka. Po jej różowym policzku spływają pojedyncze łzy.
-Moja mała śmieszka... - szepcze ciemnowłosa i uśmiecha się promiennie, przynajmniej próbuje – Nie odejdę, pozostanę na zawsze w twoim serduszku.. – dodaje i całuje swoją jedyną córeczkę w małe czółko. Teraz płaczą już obie.
Nagle urządzenie, którego miarowe pikanie było słychać w pomieszczeniu, cichnie. Kobieta opada na poduszkę i nieruchomieje. Płacz małego dziecka i jej ojca unosi się w całym szpitalu..."
Mieszkaliśmy wtedy w Hiszpanii, a konkretnie w małej, rodzinnej mieścinie pod Barceloną. Piękny, słoneczny kraj, w którym wszystko emanuje ciepłem i radością. Ale nawet ta aura nie pomagała zapomnieć.
Po śmierci mamy każdy dzień wyglądał tak samo i wywoływał te same emocje oraz łzy. Ból rozrywał moje serce, a nienawiść do muzyki rosła w siłę. Cisza wciąż wypełniała każdy kąt naszego domu, a w powietrzu unosiło się parzące w oczy cierpienie. Nie mogłam tego wytrzymać. Codzienne, potajemne, wieczorne spacery na cmentarz, mówienie do nagrobka, nucenie tych samych melodii, które tak kochała. Nie daliśmy rady.
Spakowaliśmy się w niecały tydzień, zabraliśmy tylko najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy. Nie żegnając się, wyjechaliśmy z kraju. Tata kupił dom na przedmieściach deszczowego i wilgotnego Londynu, stolicy Anglii. Pogoda doskonale odzwierciedlała to, co czuliśmy. Nikt nas nie znał, nikt o nic nie pytał, a przede wszystkim nikt nie składał nam kondolencji i nie mówił jak bardzo nam współczuje – to nam pomogło i dzięki temu było nam lżej.
Snułam się po kątach i rozpakowywałam szare, pełne wywołujących ból wspomnień, kartony. Natomiast tata wpadł w wir imprez, a jego mózgiem zawładną wysokoprocentowy alkohol. Zanurzył smutki w kieliszku, to wszystko go przerosło, było mu ciężko.
Jeden wieczór diametralnie zmienił moje życie. To wtedy zaczęłam się bać.
Moim marzeniem była śmierć, tylko ona mogła uwolnić mnie od ciążących mi wspomnień.
Świetne, czekam na 1 rozdział - weny ; DD
OdpowiedzUsuńSuper!!!
OdpowiedzUsuńJa czekam na pierwszy rozdział <3
Smutno się zaczyna :( Tak wiem jestem do tyłu ale postaram się jak najszybciej przeczytać wszystko :D
OdpowiedzUsuńProlog może i smutny, ale za to bardzo fajnie wprowadza w świat głównej bohaterki. :)
OdpowiedzUsuńJuż lecę czytać pierwszy rozdział, bo jestem ciekawa jak dalej się, to wszystko potoczy. :)
spontanicznie-o-1d.blogspot.com
Ojoj troche dużo rozdziałów
OdpowiedzUsuńAle prolog genialny
Wow, bardzo piękny i smutny prolog. Ale mnie zaciekawiłaś więc będę wpadać. Przy okazji zapraszam do mnie:) Co prawda nie piszę już o 1D, ale jeśli chciałabyś przeczytać jaki blog kiedyś o nich prowadziłam to tutaj: fantasy-one-direction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTeraz zapraszam na nowego bloga: zimowy-poranek.blogspot.com
Będę zaszczycona:)
Znalazłam tego bloga i musze przyznać ze jest świetny :D
OdpowiedzUsuń