piątek, 14 kwietnia 2017

Wiosna

Zaczynałam od nowa tak wiele razy i tak wiele razy parzyłam się na pierwszym zakręcie, uciekając jak tchórz. Zwalałam winę na brak weny, brak motywacji, a chwilami nawet na wyczerpanie, które jak się później okazało nie istnieje. Piszę, na nowo, od nowa, jak kto woli. Ważne, że to robię.
Jeśli ktoś mnie jeszcze pamięta, jeśli ktoś mnie jeszcze lubi i wierzy, że tym razem nie kłamie, to zapraszam. Może coś innego, może podobnego, jeszcze sama nie znam szkieletu tej historii. Po prostu wyjdzie co wyjdzie, a ja będę z tego dumna, bo zakwitłam na wiosnę....

https://www.wattpad.com/user/zaczarowana97

[Pewnie jutro coś się pojawi, więc jeśli jesteście ciekawi, to raz jeszcze zapraszam]

sobota, 16 maja 2015

Epilog

- Dolać pani soku, pani Patterson ? - zapytała moja asystentka stojąc nad biurkiem z dzbankiem ukochanego soku z świeżo wyciśniętych pomarańczy. Kiwnęłam jedynie głową, a następnie myślami wróciłam do wypełnianych wcześniej dokumentów. Wszystko mi się plątało, a obserwacje pacjenta, które miałam napisać szczegółowo, miejscami nie miały sensu. Poprawiłam okulary na nosie i westchnęłam głośno podnoszcząc wzrok na szklankę wypełniającą się sokiem - Pani Ewans przyjedzie nieco później, z tego co mówiła stoi w korku, ale sama pani wie jak ona jest roztrzepana - zaświergotała radośnie Alicja.
- Dobrze, akurat mam coś do skończenia. Pamiętasz o moich biletach na dziś wieczór? - zapytałam wpatrując się w teczkę wypełnioną po brzegi. Otworzyłam ją jednym ruchem i zaczęłam przeglądać zawartość.
- Oczywiście, wszystko już zaklepane. Ma pani lot o dwudziestej pierwszej trzydzieści, a na miejscu będzie pani około trzeciej - odpowiedziała rzeczowo, tak jak lubiłam - Mogę coś jeszcze dla pani zrobić? - zapytała rozglądając się w kółko, jakby szukała jakiegoś zajęcia.
- Nie, nie. Możesz już znikać do domu i pozdrów Shelly - uśmiechnęłam się patrząc jej prosto w oczy. Kiwnęła wdzięcznie głową, a jej usta ułożyły się w radosny uśmiech. Była szczęśliwa, bo w ostatnim czasie miałyśmy strasznie dużo pracy i siedziałyśmy po godzinach, co wiązało się z tym, że spędzała mało czasu ze swoją dwuletnią córeczką.
- Oczywiście pani Patterson. Do zobaczenia po weekendzie - dodała zanim wyszła z mojego gabinetu.
Zostałam sama, ale na niedługo. Jakieś dziesięć minut po wyjściu Alicji do moich drzwi zapukała moja stała pacjentka, pani Ewans. Jak zawsze była roztrzepana i niesamowicie rozczochrana. Na jednym ramieniu zwisała jej czarna torba z czegoś skóropodobnego, a w drugiej trzymała opakowanie z laptopem. Od razu położyła pakunki na wolnym fotelu i szybkimi ruchami zaczęła zdejmować z siebie kolejne warstwy ubrań. Jej płaszcz w pudroworóżowym kolorze by nieco ubrudzony z tyłu, jakby ktoś go ochlapał wodą z kałuży. Ubrana była w czarno białą sukienkę z motywem szachownicy. Przed kolano i bez dekoltu, czyli tak jak pani Ewans lubiła najbardziej.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale jechałam autobusem niestety, a wie pani jak to jest - powiedziała poprawiając blond idealnie ułożone włosy. Rozsiadła się na fotelu, obitym białą skórą, który zawsze zajmowali pacjenci. Sama zajęłam miejsce na przeciwko niej. Wyciągnęłam z szuflady mały notatnik, by móc zapisać swoje spostrzeżenia. Zawsze tak robiłam, bo moja pamięć niestety jest  niesamowicie ulotna.
- Żadna pani, już ci coś o tym mówiłam - uśmiechnęłam się grzecznie - Więc jak ci minął ten tydzień ? - zapytałam standardowo wpatrując się w kobietę wciąż poprawiającą sukienkę na kolanach - Wszystko w porządku?- dodałam niemal natychmiast. Wyglądała jakoś inaczej niż zawsze. Była niespokojna i jakaś taka nieobecna. Westchnęła i zaczęła zwijać w palcach rąbek sukienki.
- Chyba to już czas... - przerwała zawstydzona - Chce coś zmienić, chce zrobić krok do przodu... Nie dam rady dłużej tkwić w tym szklanym pudle, bo to po prostu mnie już męczy... - rozejrzała się po moim gabinecie jakby w poszukiwaniu czegoś na czym mogłaby skupić spojrzenie - Jestem z cudownym facetem, który... no cóż pod jakimś względem mnie... - przerwała i przełknęła wyraźnie ślinę - pociąga - wyrzuciła to z siebie i przelotnie spojrzała na moją twarz chcąc poznać moją reakcje. Ja jedynie mruknęłam dając jej znak, że słucham uważnie i napisałam na kartce "Chęć zmiany - emocjonalnie i fizycznie" - Nie chce żyć jak zakonnica tylko dlatego, że się boję... Strach jest naszym wrogiem, prawda? - zapytała patrząc mi wprost w oczy.
Przypomniałam sobie samą siebie przed kilkoma latami. Zmieniło się dosłownie wszystko. Po kilkunastu miesiącach spędzonych w ramionach terapii postanowiłam ukończyć psychologię i sama móc pomagać tak zagubionym ludziom jak ja kiedyś. To chyba pomogło mi bardziej niż te wszystkie rozmowy z obcymi ludźmi. Następnie wybrałam się na szybkie szkolenie w zakresie psychoterapi i już wtedy zaczęłam kształtować mój mały świat. Wynajęłam lokal, za który nie musiałam płacić strasznych pieniędzy. Gabinet urządziłam tak, żeby to miejsce dawało zaufanie obcym ludziom. Zwiedziłam wiele takich pokoi, przesiąkniętych luksusem i jasnymi kolorami. Przeszkadzało mi w nich to, że nie czułam się tam bezpiecznie. Było w nich tak nieprzytulnie i zimno, co wcale nie zachęcało do zwierzeń. Dlatego też własny zakątek pracy urządzałam dość długi czas. Wiedziałam czego brakowało mi w tych innych i co mnie osobiście by dodawało odwagi. Przede wszystkim chciałam, żeby wszyscy czuli się w nim dobrze, razem ze mną. Chciałam, żeby był przytulny, ale i jasny. Żeby był ciepły, ale nie przytłaczający. Żeby był mały, ale nie klaustrofobiczny. Miał być jaskinią sekretów innych ludzi, dlatego też praca nad jego wystrojem była bardzo precyzyjna i czasochłonna. Wydaje mi się, że wizje z głowy i papieru udało mi się przenieść w życie, w rzeczywistość. Miałam racje, że tak długo nad nim pracowałam, i że uparłam się, że musi być idealny. Wiele pacjentów powtarzało mi, że jest on taki jak ma być, że czują się w nim jak w domu, a o to mi właśnie chodziło.
Do tego wszystkiego starałam się ubierać normalnie. Nie formalnie, ale też nie w piżamę. Chciałam wyglądać jak zwykły człowiek, jak przyjaciel, brat, siostra bądź po prostu mama. Wtedy ludziom łatwiej jest mówić o czymś co ich boli, czego się boją, bez wstydu.
Po tym jak Harry odszedł i zostawił mnie samą z własnymi problemami. postanowiłam nie płakać. Nie tym razem. Kilka przemilczanych tygodni później, wyprowadził się. Kupił mieszkanie, co prawda niedaleko nas, kupił samochód, ale nie za drogi, no i wybrał samotność. Nikt nie miał do niego o to pretensji, bo w pewnym momencie mieszkanie w domu z czterema chłopakami, menadżerem i jego spodziewającą się dziecka żoną, własną siostrą i byłą, mogło być wykańczające. Niedługo po nim Louis i Meg kupili mały domek na obrzeżach Londynu i zaraz się tam przeprowadzili. Zayn i Roni nie czekali długo, wiedząc, że to co ich łączy jest prawdziwe, od razu wynajęli małe mieszkanie i wprowadzili się do niego nawet wcześniej nie kupując mebli. Liam i Niall zostali razem z nami, ale niestety niedługo. Gdy tylko Dave'owi i Blair urodził się mały synek, Nate, uciekli gdzie pieprz rośnie po pierwszej głośniej nocy. Zostałam z nimi sama, więc Dave postanowił kupić mniejszy dom. Nie zobaczyłam go wtedy jednak, gdyż nie mogłam patrzeć jak wszyscy idą do przodu, a ja stoję w miejscu i tylko trzymam ich za rękę. Wyjechałam do Hiszpanii do taty, na całe wakacje. Skończyłam szkołę dlatego też nie myślałam na ile tam zostanę. Chciałam go poznać, pobyć z nim, pobyć z dziadkami i resztą rodziny. Stamtąd od razu wyjechałam na studia, na które zresztą dostałam się fuksem, bo za późno wysłałam podanie. Zostałam w Dublinie do ukończenia nauki, po czym wyjechałam jak najdalej od wspomnień, a mianowicie aż do Nowego Jorku. Dokończyłam kursy i zaczęłam pracować. Z dwa razy byłam w Londynie, żeby odwiedzić wujka i zobaczyć rosnącego jak na drożdżach Nate'a. Kilka razy widziałam się z Niall'em, bo jak studiowałam w Irlandii to często mnie odwiedzał będąc u rodziny. Roni i Zayn często bywali w Ameryce, przez występny dziewczyny i zawsze wtedy u mnie nocowali. Tak na prawdę tylko z nimi utrzymywałam kontakt. Często opowiadali mi o reszcie chłopaków precyzyjnie omijając Harry'ego. Byłam im za to cholernie wdzięczna.
Jeśli chodzi o seks... Miałam kilka podejść na studiach z fajnymi chłopakami, których na prawdę lubiłam, ale nic z tego nie wyszło. Czułam, że mnie pociągają, że to już czas, że się nie boję, ale był jeden czynnik, który hamował mnie za każdym razem.
- Ufasz mu? - zapytałam po dłuższej chwili ciszy. Kiwnęła jedynie głową - Szanuje Cię? Czy czujesz to, że on cię szanuje? - padło kolejne pytanie z moich ust. Przekręciła głowę w bok, tak jak miałam w zwyczaju. Tak bardzo nie lubiła na mnie patrzeć jak opowiadała o swoim wnętrzu.
Dużo czasu zajęło mi otwarcie jej. Przez ponad pół roku pracowałyśmy nad tym, żeby chociaż chciała coś powiedzieć, żeby powiedziała to co czuje, to co siedzi w jej wnętrzu. To była długa droga pełna łez i bólu i przede wszystkim wspomnień, ale dałyśmy radę. Wtedy właśnie zauważyłam, że jak spogląda przez okno na przeciwległej ścianie to się otwiera. Tak jakby widok za nim ją uspokajał. Okazało się wtedy, że  zieleń drzewa, które jest tuż za szybą odpręża ją. Dzięki temu spostrzeżeniu wiedziałam czego ona potrzebuje, żeby szczerze porozmawiać.
- Tak. Czuje, że już nie boi się mnie przytulić, ale wciąż robi to delikatnie, jakbym była małą porcelanową laleczką, której nie chce za nic skrzywdzić. Czuję, że każdy jego nowy krok ku mojej osobie jest dokładnie przemyślany. Czuje, że robi wszystko bym czuła się dobrze i nie przekracza żadnej bariery. Wie co może, czego nie. Wie czego się boję, a co jest w porządku. Wie jak mi pokazać to, że dotyk może być przyjemny, nie zmuszając mnie przy tym. Jest kochany i taki troskliwy... Wierze w to, że gdybym powiedziała tak to kochalibyśmy się... - przerwała uśmiechając się uroczo, jakby rozmarzona - tak przyjemnie, tak cudownie i na pewno po wszystkim przestałabym się bać jego dotyku na zawsze... - mówiła cicho, ale wiedziałam, że szczerze - Ale co będzie jak on po wszystkim będzie chciał to robić ciągle? Będzie naciskał i dopytywał? Co jak znudzi mu się delikatność? Co będzie jak zachce czegoś więcej, jakiejś pikanterii ? - zapytała wciąż na mnie nie patrząc. Tak na prawdę nie wiedziałam co mogę jej odpowiedzieć. Pomogłam jej wyjść z tego strachu. Pomogłam jej zrobić krok na przód i namówiłam ją na stworzenie normalnego związku, i wyznaniu partnerowi prawdy. Pomogłam jej przejść przez to wszystko dzięki moim doświadczeniom, ale nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć na te pytania. Przecież u mnie nigdy nie było tego "potem".
- Wiesz... - zaczęłam układając sobie w głowie to co chce jej przekazać - Przede wszystkim powinnaś z nim wcześniej o tym porozmawiać. Poproś go by mówił co chce zrobić, żebyś nie była zaskoczona i przerażona - przerwałam upijając łyk soku - Powiedz, że chcesz spróbować, ale niczego nie obiecujesz. Przedstaw jasno swoje obawy co do tego, co będzie później. Wystarczy zwykła rozmowa, w której powiesz czego się spodziewasz, czego nie jesteś w stanie znieść... - zaczęłam się zastanawiać czy moje rady są w tej chwili czegoś warte. Co jeśli się mylę i to wcale nie pomoże. Przecież nie odbywałam takiej rozmowy, więc nie wiem co można się po niej spodziewać - Cóż... Najłatwiej będzie jak po prostu porozmawiacie - ukróciłam swój wywód nie będąc pewna jego słuszności.
- Myślisz, że to pomoże mi rozwiać te wszystkie myśli? Że gdy będziemy się kochać nie będą dręczyły mnie różne obrazy tego co potem ? - zadała kolejne pytania. Akurat na te potrafiłam odpowiedzieć bez zastanowienia.
- Myślę, że tak. Widzisz dla nas seks przez całe życie był czymś w rodzaju strachu, takiej traumy. Kojarzył się on nam z najgorszymi rzeczami i czynnościami. Ale prawda jest taka, że jeżeli dwoje ludzi się kocha to jest to najpiękniejsza chwila na całym świecie, nic się wtedy nie liczy, a obrazy przyszłości odlecą w niepamięć - odpowiedziałam uśmiechając się do niej - Jeżeli czujesz, że jesteś gotowa, że to jest facet, który da ci to szczęście, to bezpieczeństwo, którego wtedy potrzebujesz to nie wahaj się. Nie warto znajdować w sobie nowych wątpliwości. Przegoniłaś przeszłość, więc walcz o przyszłość.


Rodzinny obiad, na który się zdecydowałam był jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.
Dave dzwonił do mnie dość często, ale nigdy nie rozmawialiśmy o sprawach prywatnych ani nigdy mnie do niczego nie przymuszał. No i kilka dni temu chyba się za mną stęsknił, bo postanowił zamienić ze mną kilka słów przez telefon. Co prawda nie widzieliśmy się długo, a ja szczególnie nie napierałam na kontakt z Londynem, ale rozmowa się kleiła całkiem nieźle. Zapytał co u mnie. Czy kogoś mam. Jak mi się żyje. Jak się czuje. Jak mi idzie interes. Czy jestem szczęśliwa. Opowiedział o wyczynach swojego synka. No i na końcu poprosił, żebym przyjechała. Słyszałam w jego głosie rodzaj determinacji. Na początku chciałam zmyślić, że nie mam czasu, że moja praca wymaga całodobowego zaangażowania, że mam teraz ważnego pacjenta, ale ostatecznie się zgodziłam. Oznajmił spokojnie, że będą chłopcy, że chce byśmy się spotkali tak jak dawniej, że tego potrzebujemy wszyscy bez wyjątku... Nie umiałam powiedzieć nie, bo dawno się nie widzieliśmy, a w końcu rodzina to rodzina. Dodatkowo mały Nate jest moim chrześniakiem i pasowałoby się w końcu z nim zobaczyć. Postanowiłam się spakować i po prostu pojechać. Czas pogodzić się z Londynem i zakopać ten wojenny topór. Namawiałam moich pacjentów do zmian, a sama przez wiele lat nie umiałam ich dokonać we własnym życiu. To był właściwy moment.
Grzebałam widelcem w talerzu szukając w nim czegoś ciekawego. Wokoło mnie panowała bardzo radosna atmosfera.
Był Louis z Megan i ich córeczką Ill'ą, która cały czas siedziała tacie na kolanach wystraszona, i zawstydzona, a on po prostu głaskał ją po plecach..
Roni i Zayn, którzy wciąż pod stołem trzymali się za ręce jak za dawnych lat.
Niall z dziewczyną Emmą, którą poznał niedawno. Byli tacy szczęśliwi i zapatrzeni w siebie.
Liam z narzeczoną Caro. Oboje tacy zdystansowani i spokojni siedzieli obok siebie, i rozmawiali z wszystkimi grzecznie. Od czasu do czasu dziewczyna pochylała się w jego stronę i całowała go delikatnie w policzek bądź usta, a on uśmiechał się uroczo. Gdy na nią patrzył jego oczy błyszczały.
No i Dave z Blair, objęci jak za dawnych lat, oraz Nate'm. Chłopak ciągnął Ill'ę za sukienkę, bo chciał się z nią pobawić, a ta tylko kiwała przecząco głową.
Byłam sama. Nie miałam męża, chłopaka, partnera, ukochanego ani nawet wielbiciela. Miałam gabinet i Alicję oraz wdzięcznych mi za pomoc pacjentów. Do tego jeszcze dwupokojowe mieszkanie na trzecim piętrze w starej, ale pięknej kamienicy oraz masę roboty. Westchnęłam zasmucona. Chciałam ich zobaczyć i cieszyłam się z tego, że są szczęśliwi, ale bolało mnie to, że ja nie miałam tego uśmiechu.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi i mały Nate jakby zamroczony zostawił zawstydzoną Ill'ę i pobiegł otworzyć drzwi. W przedpokoju rozległy się jakieś głośne rozmowy i śmiechy, więc Blair od razu tam podreptała zapewne przywitać gości. Podniosłam głowę ciekawa tego co zobaczę i z nadzieją, że moje obawy się nie sprawdzą. Niestety wszystko sprawdziło się w momencie, w którym zobaczyłam brązową, krótko obciętą czuprynę. Przypomniałam sobie o naszyjniku zdobiącym mój dekolt i od razu wpakowałam go pod koszulkę. Poczułam jak stres oblewa moje ciało, a ze strachu zaczęły mi się trząść ręce. Nie widziałam go tyle czasu...
- Witam wszystkich - powiedział Harry wchodząc do salonu. Oczy zgromadzonych spoczęły na jego osobie albo nie na jego. Znikąd pojawiła się w drzwiach niewysoka, białowłosa kobieta o przepięknych kocich oczach. Ich szmaragdowy odcień odbijał się od światła lamp i błyszczał magicznie. Serce mi stanęło, a oddech zatrzymał się w płucach. Czułam się tak jakbym była w jakiejś klatce, w której nie ma powietrza. Pochyliłam się do przodu, by nikt nie widział łez wyczerpania spływających po moich policzkach. Zacisnęłam róg stołu w dłoniach i zmusiłam swoje płuca do pracy. Gdy pierwsza partia powietrza wpełzła do mojego organizmu, ciało odżyło. Dwa oddechy pomogły, ale tylko na niedługą chwilę. Poczułam dziwny skurcz żołądka, który zmusił moje nogi do biegu. Minęłam zdziwionego Harry'ego w drzwiach i skierowałam się od razu do łazienki. Zwróciłam wszystko co dzisiaj zjadłam. Tego bałam się najbardziej, tych przeklętych mdłości. Myślałam, że już odpuściły, a one jak zawsze pojawiły się w nieodpowiednim momencie.
Gdy umyłam twarz i przepłukałam usta postanowiłam wrócić do pozostałych. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami, po czym wyszłam z bezpiecznego pomieszczenia.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz fatalnie - oznajmił Zayn wstając z krzesła. Podszedł do mnie i od razu objął mnie w pasie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że prezentowałam się teraz okropnie.
- Witaj Lola, długo się nie widzieliśmy - przywitał się ze mną Harry podnosząc się, gdy tylko podeszłam do stołu - To Amy, moja nowa dziewczyna - przedstawił mi białowłosą, z którą przyszedł. Uśmiechnęłam się uprzejmie i podałam jej dłoń.
- Lola, miło mi cię poznać - perfidnie skłamałam. Usiadłam sobie na moim poprzednim miejscu i wzięłam głęboki oddech. Odsunęłam od siebie talerz z obrzydzeniem i dopiero po chwili zorientowałam się, że w pokoju panuje cisza, a wszyscy patrzą wprost na mnie.
- Jesteś na coś chora? - zapytał Dave obserwując mnie czujnie.
- Nie - odpowiedziałam niepewnie.
- No nie powiesz nam, że rzygałaś na widok Harry'ego - rzucił Louis, a ja w jednej minucie poczułam się jak dawniej. Uśmiechnęłam się widząc jak Meg szturcha go i mówi coś wściekła przez zaciśnięte zęby.
- Nie, nie - zaśmiałam się spuszczając wzrok i zakładając pasmo włosów za ucho - Ja po prostu... - ucichłam na chwilę, po czym uniosłam głowę i spojrzałam na bruneta o kręconych włosach - Jestem w ciąży - powiedziałam odważnie. Zapanowała jeszcze gęstsza cisza niż przed chwilą. Harry szybko wstał z krzesła wywracając je przy okazji.
- No to gratuluje - powiedział patrząc mi w oczy z przerażeniem - Który miesiąc?
- Czwarty, a dokładniej 16 tydzień - odpowiedziałam.
Domyślił się, bo zobaczyłam strach, którego nie widziałam w jego oczach już od bardzo dawna.



- Masz ochotę napić się herbaty? - zapytała Roni stojąc przy blacie. Kiwnęłam głową i zwinęłam się w kłębek na krześle. Luźna piżama podwinęła się nieco do góry, więc podciągnęłam skarpety Zayn'a. Tak bardzo lubiłam być w ich ciepłym i niedużym mieszkaniu. Drewniane krzesła, których lat świetności nie pamięta nikt, były tak wygodne jak żadne inne. Biała kuchnia przypominała mi dom babci, a zapach który się w niej unosił sprawiał, ze od razu stawałam się głodna.Poruszyłam się niespokojnie, szukając wygodnej pozycji i wbiłam wzrok w namalowaną różę na ścianie na przeciwko. 
Zobaczyłam go znowu, tak bardzo się zmienił. Nie wiedziałam, że kogoś ma... Gdybym wiedziała to nigdy bym nie przyjechała. Poczułam się jak piąte koło u wozu z balastem. Westchnęłam głośno zapominając, że nie jestem sama. Od jakiegoś czasu nie mogę przywyknąć do tego, że nie jestem w swoim pustym domu, że przede wszystkim jestem wciąż obserwowana. 
- Porozmawiasz w końcu z nami? - zapytał Zayn wchodząc do kuchni z ręcznikiem w dłoniach. Zaczął szybkimi ruchami wycierać mokre włosy, a ja od razu domyśliłam się, że dopiero co wyszedł spod prysznica. Ten dom był taki mały, a jednak nie słyszałam szumu wody. Często się tak wyłączałam i traciłam kontakt z rzeczywistością, ale ostatnimi czasy nasiliło się to do tego stopnia, że nie miałam pojęcia gdzie jestem i co się dzieje. 
Spojrzałam na brunetkę, która oparła się o blat i obserwowała mnie uważanie jakby szukała odpowiedzi wymalowanych na mojej twarzy. Spuściłam wzrok, wiedząc, że oczy są w stanie wyznać jej wszystko. Wiedziałam, że po tym jak wszyscy dowiedzą się prawdy, będę musiała z kimś o tym porozmawiać, ale liczyłam, że Dave będzie tym pierwszym. On natomiast tak na prawdę nie był w stanie zapytać mnie o nic. Do końca wieczoru siedział w ciszy, wciąż obejmowany przez zmartwioną Blair. W drzwiach, przed moim wyjściem, przytulił mnie jedynie i ucałował w czoło. 
- Czy ktoś cię skrzywdził? - zapytała nagle Roni zawstydzona, a ja w jednej chwili zrozumiałam dziwne zachowanie wujka. Czy on też tak pomyślał? Zayn odchrząknął. 
- Myślicie, że przeżyłabym kolejna taką sytuację? - odpowiedziałam pytaniem retorycznym. Chciałam trochę przedłużyć tą rozmowę, by zyskać czas. Chciałam ją delikatnie sprowadzić na inne tory, a później wymigać się zmęczeniem, bo wtedy mogłabym ustalić z NIM jakąś wersje wydarzeń.  
- Wydajesz się dużo silniejsza niż kiedyś - skwitował brunet. Udało się.
- Może dlatego, że dużo pracuje i nie mam czasu myśleć o niczym szczególnym - odpowiedziałam i od razu zaczęłam przeszukiwać głowę w zamiarze rozpoczęcia innego tematu - Znacie tą całą Amy? - zadałam pytanie, które wydawało mi się najsłuszniejsze i najmniej głupie w tej sytuacji. Roni westchnęła i zaczęła zalewać herbatę wrzątkiem, a Zayn usiadł na krześle na przeciwko mnie. 
- Wydaje mi się, że poznali się niedawno. Ostatnio był bardzo tajemniczy i nie chciał nic mówić na jej temat. Może to właśnie dlatego wszyscy zdziwili się tak tym, że przyszła z nim - oznajmił spokojnie mój przyjaciel. Chyba połknęli haczyk - No, ale prawdopodobnie są ze sobą od miesiąca - ulżyło mi. 
- Miła dziewczyna, ale kompletnie do niego nie podobna. Próbowałyśmy z nią porozmawiać, ale ona jedynie odpowiadała uśmiechami - odezwała się brunetka kładąc przede mną kubek z parującą cieczą. Zapachniało czerwoną herbata. Czując tę woń uśmiechnęłam się mimowolnie - Jest jakaś dziwna.
- Może on zabronił jej mówić - zamyślił się Zayn - To jakieś podejrzane i tyle... Przecież on nie lubi takich dziewczyn... Spójrz na Lolę, ona jest jej całkowitym przeciwieństwem - zakończył swój wywód patrząc prosto na mnie, a ja automatycznie się speszyłam i spuściłam wzrok na skarpety okalające moje zziębnięte stopy - Po tobie nie miał chyba nikogo, przynajmniej o nikim nam nie mówił - dodał. Roni usiadła mu na kolanach i cmoknęła go w czoło, a ja poczułam jak serce mi się kruszy z niepohamowanej zazdrości. 
- Wiecie jaki jest Harry, nigdy nie mówi o swoich uczuciach - odezwałam się w końcu - Na pewno miał jakieś dziewczyny...
- Ale nie chciał, żebyś się ty o tym dowiedziała - przerwała mi brunetka i uśmiechnęła się zwycięsko. Kiwnęłam głową z ukrytym żalem i wymusiłam uśmiech, udając, że to był pewien rodzaj nieśmiesznego żartu. 
- Nie zmieniaj tematu cwaniaro - obruszył się nagle chłopak i uśmiechnął się przebiegle. Udałam zaskoczoną - Zawsze tak robisz jak temat jest dla ciebie nieprzyjemny - rozgryzł mnie - I tak wyciągniemy z ciebie prawdę - dodał i uśmiechnął się przepięknie i uroczo. Nic się  nie zmienił. 
- Czyje to dzieciątko? Znamy go? Przystojny jest? - wyrzucała z siebie pytania Veronica. Westchnęłam nie wiedząc, na które mam odpowiedzieć. Było tyle ludzi, którym musiałam powiedzieć prawdę, bo przecież długo nie uda mi się ukrywać tego, że rośnie we mnie mała część mnie. 
- Nie chce o tym gadać. Będę miała dziecko, które pokocham najmocniej na świecie i będziemy sobie żyli razem, we dwoje - podkreśliłam ostatnie dwa słowa, akcentując je wyraźnie - Położę się już, bo w południe mam zabukowany bilet do Nowego Jorku - dodałam i wstałam z krzesła. 
Zgarnęłam kubek i wycmokałam im policzki, a następnie uciekłam do salonu na kanapę. Ułożyłam na niej poduszkę i koc po czym wyciągnęłam z torebki teczkę pani Ewans. Musiałam uzupełnić jej ostatnią wizytę. Nie mogę sobie robić w dokumentacji takich zaległości. Kartka z wczorajszą datą leżała przede mną pusta, a ja nie miałam pojęcia co mam napisać. Chęć zmiany jest oczywista jeżeli chodzi o terapie tego typu. Nie spotkałam jeszcze pacjenta, który by przyszedł do mnie z własnej woli i wybrał życie w strachu. Tego typu fobie trzeba leczyć, bo nie da się żyć z łzami w oczach przy każdym dotyku ukochanej osoby, a izolacja od świata może być gorsza niż rozmowa. 
Godzinę później zapełniałam kartkę niczym robot opisując każdy syndrom, każdy odwrócony wzrok, każdy uśmiech, każdą łzę i każde moje spostrzeżenie. Było mi łatwiej gdy nie musiałam używać tych wszystkich lekarskich pojęć. Pani Ewans była ciekawym przypadkiem, którego nie dało się wpasować do żadnego modelu psychologicznego. Była jak jajko niespodzianka. Codziennie miała inny humor, inne nastawienie, inne pomysły i przekonania. Raz miała motywację do zrobienie kroku w przód, raz nie. Przypominała mi jedną osobę. 
Nagle mój telefon zawibrował, a ja zignorowałam go w przekonaniu, że to sms od operatora sieci. Nie chciałam odrywać się od pracy i stracić tej pewno rodzaju weny. Chwile później znów się odezwał, ale tym razem dłużej, więc domyśliłam się, że ktoś dzwoni. Podniosłam urządzenie i bez zastanowienia przeciągnęłam zieloną słuchawkę. 
- Lolitta Patterson, słucham? - odezwałam się swoim formalnym tonem, będąc przekonana, że to któryś z pacjentów.
- Zejdź na dół - w słuchawce odezwał się zachrypnięty głos. Rozglądnęłam się po pokoju nie będąc pewna czy nie stoi gdzieś za szafą. 
- Zayn i Roni mnie nie wypuszczą - odpowiedziałam tym samym tonem. Odruchowo dotknęłam swojego delikatnie odstającego brzuszka. 
- Śpią już, proszę cię zejdź, musimy porozmawiać - poprosił łagodnie, a moje serce zabiło mocniej. 
- Daj mi chwile - szepnęłam i się rozłączyłam nie czekając na odpowiedź. 
Założyłam na stopy buty emu, a na ramiona narzuciłam kurtkę do biegania i dokładnie ją zapięłam, żeby maluch nie zmarzł. Otworzyłam cicho drzwi od salonu i wyszłam na palcach do przedpokoju. Po drodze zgarnęłam z komody kluczę by ich zamknąć. Schodząc po schodach na parterze zauważyłam zakapturzoną postać stojącą w rogu. Poprawiłam koka na czubku głowy i odchrząknęłam zatrzymując się na ostatnim schodku.
- To moje dziecko ? - zapytał, a ja mimowolnie poczułam się poruszona. Jak on mógł w ogóle w to wątpić?
- Jasne, że twoje, a kogo innego - syknęłam przez zaciśnięte zęby, nieco ostrzej niż miałam w zamiarze.
- Zakochałem się Lola... Amy jest... 
- Idealna, rozumiem - przerwałam i dokończyłam za niego zdanie - Nie oczekuje od ciebie niczego, nawet pieniędzy - dodałam zanim zdążył otworzyć usta. 
- Nie chce cię tak zostawić, przecież ja... - przerwał jakby nie mógł się pogodzić z tym określeniem - jestem ojcem tego dziecka - dokończył. Przeczesał włosy pod kapturem, a ja od razu poczułam zapach jego szamponu. Oddech mi ugrzęzł w płucach, ale zanim zdążył się tam zagnieździć na dłużej zmusiłam go do normalnego obrotu. 
- Harry... - przerwałam uspokajając rozdygotany głos - Nie mam ci za złe tego, że się zakochałeś... Nie można być złym za miłość... - podrapałam się po głowie wpatrując się w swoje czarne buty - Byłeś pierwszym, który... - nie mogłam tego powiedzieć na głos. "Się ze mną kochał, prawdziwie kochał..." dokończyłam w myślach - Ciesze się, że to właśnie ty... Dlatego też nie zabiorę Ci twojego szczęścia i pożyczę szczerze powodzenia w tej miłości. 
Ruszyłam w górę nie chcąc prowadzić dłużej tej rozmowy. Serce łamało mi się na kawałki, a łzy waliły w drzwi by móc wypłynąć. Nie mogę się rozpaść, nie teraz, nie tu.
- Poczekaj - poprosił. Wyszedł za mną i stanął tuż za moimi plecami. Położył mi rękę na ramieniu - Czy mógłbym... - słyszałam jak głęboki oddech wziął - go poczuć... ? - zapytał niepewnie, a ja się lekko uśmiechnęłam. 
- Ją - poprawiłam go i odwróciłam się. Zrobił zdziwioną minę - Będzie się nazywała Rosie - wyjawiłam mu, mój mały sekret. Nikomu o tym nie mówiłam, nawet tacie, a on o ciąży dowiedział się pierwszy. Rozpięłam kurtkę i podciągnęłam nieznacznie koszulkę, a następnie uśmiechnęłam się do niego by dodać mu odwagi. Wyciągnął dłoń i bez zawahania położył ją w miejscu, gdzie znajdował się owoc naszej miłości, byłej miłości. 
Nagle jego wzrok stał się nieobecny, jakby oczy zaszły mgłą. Ciepła dłoń przesuwała się po moim brzuchu, a on opuścił powieki rozkoszując się tą chwila. Pamiętam jak sama dowiedziałam się, że gdzieś tam w środku pod skórą, kształtuje się moja druga połowa, leżałam przez kilka godzin z ręką na brzuchu i uśmiechem na twarzy. To był dla mnie znak, że uprawianie seksu, nie musi przynosić tylko łez, bo jeśli kocha się drugą osobę można stworzyć coś magicznego. Moja mała córeczka....
- Kocham ją - powiedział nagle, a ja wytrzeszczyłam oczy i potrząsnęłam głową z niedowierzania - Już ją kocham... - dodał nie zabierając ręki - Obiecaj mi proszę, że pozwolisz mi się z nią widywać czasem... - poprosił, a ja jedynie kiwnęłam głową. Tak bardzo chciałam, żeby to mnie kochał, ale on pokochał już kogoś innego...
-----------------------------------------------------------------
To już chyba definitywny koniec, niestety lub stety. 
Nie zamierzam kontynuować tego opowiadania, ponieważ nie  czuje go już totalnie...
Kiedyś go poprawie na książkę, mam nadzieję, i wtedy może coś opublikuje, byście mogły przeżywać tę historię na nowo :)

Miło mi, że ze mną byłyście do samego końca :) 
Dziękuję za każdy komentarz, za wsparcie i po prostu za to, że doceniałyście moją ciężką pracę. Byłam silna i obiecałam sobie, że to skończę. Teraz uważam, że końcówka, która nie zdradza zbyt wiele jest jeszcze lepsza niż cokolwiek innego! Możecie same sobie dopowiedzieć resztę.

Wrócili do siebie? Może.
Urodziła dziecko i umarła? Może.
Była samotną matką z przesyłanymi alimentami? Może.
Wyszła za mąż i wspólnie z mężem wychowują dziecko jej i Harry'ego? Może.
Harry jest szczęśliwy z Amy? Może.
Nikt nigdy nie dowie się prawdy? Może.
Po kilkunastu latach żona Harry'ego dowie się prawdy? Może.

Napiszcie mi w komentarzu jak dla was kończy się ta historia. Jaki był wasz ulubiony moment?
Którego bohatera kochacie najbardziej?

Piszcie wszystko na co tylko macie ochotę, a ja obiecuje, że kiedyś wrócę :)

Całuje was mocno, po raz ostatni, Zaczarowana ♥

piątek, 9 stycznia 2015

Napisz do mnie!

Ostatnio pomyślałam, że chciałabym być w dawnych czasach. Zamiast pisania mail'i i sms'ów, które zaprzątają moją skrzynkę wirtualną, chciałabym dostawać i pisać listy. Może wtedy zasmakowałabym tej inności i niecodzienności.
Jeżeli, któraś z was jest zainteresowana wymianą korespondencji listownej ze mną niech wyśle mi mail na adres : yourselfbe950@gmail.com, a ja odeśle jej mój adres domowy. Same rozumiecie, że nie bardzo chce go publikować tutaj.To może być na prawdę fajna sprawa i zachęcam do tego wszystkich, bo warto czasem cofnąć się w czasy, w których nie było internetu i wziąć w dłoń pióro oraz kartkę!

Możecie napisać w każdej chwili. Ta propozycja nie ma terminu ważności :)

Całuję was mocno, Zaczarowana

środa, 24 grudnia 2014

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Jak zaczynałam blogować to zawsze na święta niektóre dziewczyny wstawiały krótkie felietony świąteczne, które w ogóle nie wiązały się z wcześniej pisaną historyjka. W związku z tym, że nie miałam za wiele czasu na napisanie czegoś świątecznego postanowiłam wstawić wam krótkie opowiadanie o dość wyjątkowej miłości. Jest lekkie i dość przyjemne w czytaniu, taka przynajmniej jest moja opinia :)

Może jeszcze przy okazji napiszę wam życzenia, bo wątpię, żebym zaglądnęła tu jeszcze wieczorem. 
Przede wszystkim chciałabym wam życzyć dużo zdrówka, bo ono jest najcenniejsze. 
Szczęścia, które będzie zawsze spacerowało obok was.
Miłości, która będzie pukała do waszych drzwi nie raz.
Pasji, która z waszą pomocą będzie rozwijała się z każdym dniem.
Uśmiechu na ustach, by był zawsze honorowym gościem na waszej twarzy.
Spełnienia marzeń, tych większych jak i tych mniejszych.
Przyjaciół, którzy będą przy was zawsze, niezależnie od sytuacji.
Sukcesów, które będą się wciąż mnożyć. 
Mało smutków i łez, chyba, że tych ze szczęścia!
Cudownego i wesołego sylwestra!

To chyba tyle ode mnie. Oby ten rok był tak owocny jak poprzedni! 
A teraz miłego czytania, o ile ktoś jeszcze dotrwał :)
Całuję was mocno kochane. Zaczarowana


Czarne metalowe łóżko, śnieżnobiała pościel, duże miękkie poduchy, a pomiędzy nimi my, ja i Harry. Nieziemsko przystojny, słodki, romantyczny, mój narzeczony. Nie jest to zwykły mężczyzna. Owszem mówi tak każda zakochana dziewczyna, opowiada o tym jaki idealny i wyjątkowy jest jej ukochany, ale w moim wypadku jest inaczej. Harry jest czarodziejem, tak jak reszta jego wspaniałej rodziny. Właściwie niedługo straci swoją moc. Dlaczego ? Jutro ma się odbyć nasz ślub. Jestem śmiertelniczką, nadzwyczajnym człowiekiem. Zrzeka się dla mnie wszelkiej magii. Czy to nie jest najpiękniejszy dowód miłości jaki można dostać od ukochanego mężczyzny ?
 Poczułam gorące, mokre pocałunki na ramieniu. Oderwałam się od świata rozmyślań i marzeń, by zejść na ziemię do niego. Odwróciłam głowę i spojrzałam na źródło wywołujące przyjemne dreszcze, które przechodziły wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Nie chce cię wyganiać, ale jak twoi przyjaciele zauważą, że cię nie ma to zaczną się martwić – wyszeptałam próbując się skupić, co skutecznie mi uniemożliwiał. Zawsze przy nim byłam rozkojarzona, a jego dotyk i bliskość wprowadzały mnie w stan tak zwanego „odlotu miłosnego”. Nie myślałam, nie jadłam, nie piłam, skupiałam się tylko i wyłącznie na nim. Swoją obecnością zaspokajał wszelkie przyziemne potrzeby. Czas się zatrzymywał, w około nie było nikogo oprócz nas dwojga.
- Stworzyłem idealnego klona, nie zauważą, że coś jest nie tak – mówił w przerwie między pocałunkami, które składał na moich ramionach, szyi, obojczykach i dekolcie. Odchyliłam głowę do tyłu i zamruczałam cicho – Po za tym wszyscy byli pijani jak wychodziłem – dodał. Podniósł głowę, a na jego twarzy widniał cwaniacki uśmiech.
- To jest twój wieczór kawalerski, ostatni dzień wolności, a ty go spędzasz ze mną. Całe życie przed nami, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – powiedziałam koncentrując się z całych sił, by moja wypowiedź miała sens. Nie całkiem mi się udało, nie mogłam powstrzymać jęknięcia, które cisnęło mi się na usta. Mój ukochany najwyraźniej to zauważył, bo poczułam, że się uśmiecha. Doskonale zdawał sobie sprawę, że doprowadza mnie do szaleństwa – Jakby się twoja mama dowiedziała co ty wyprawiasz dzień przed ślubem ze swoją narzeczoną byłaby bardzo, ale to bardzo zła – dodałam już nieco pewniej. Zaśmiał się melodyjnie. Podniósł się na łokciach i wpatrywał w moje oczy. Przybliżył się i kiedy myślałam, że mnie pocałuje, przekręcił głowę w bok.  
- Nikt nie musi się dowiedzieć, to będzie nasza mała tajemnica – wymruczał mi wprost do ucha. No tak cały Harry, wieczny bardzo pomysłowy optymista, niewidzący w niczym problemu. Tym razem to ja się zaśmiałam.
- Nie jesteśmy sami, w domu jest jeszcze Alice, która za pewne wszystko słyszała – odpowiedziałam – Do najcichszych osób nie należymy – dodałam. Zaczęliśmy się cicho śmiać.
- Zaraz to załatwimy – wyszeptał i nagle zniknął. Zauważyłam, że z szafeczki nocnej zniknęła jego srebrna różdżka, z którą nigdy się nie rozstawał. Byłam jedyną, a zarazem pierwszą i ostatnią obcą osobą, która jej dotykała. Oprócz mnie nikt nie miał prawa jej ruszać.
Usiadłam i zaczęłam się rozglądać, po pomieszczeniu, w którym panowały egipskie ciemności. Bałam się, zresztą jak zawsze. Może wydawać się do dziwne, że dwudziesto jedno latka ma dziecinne lęki. Taki uraz z dzieciństwa. Wszystko zaczęło się w podstawówce. Mam dość bujną wyobraźnię i widzę dziwne, niestworzone rzeczy i postacie. Od kąt jestem z loczkiem, każdą noc spędzamy razem, przy nim czuję się bezpieczna.
Podwinęłam kołdrę i owinęłam się nią jeszcze szczelniej, zakrywając każdy nagi skrawek mojego ciała. Zacisnęłam powieki  i oddychałam głęboko. Próbowałam odwrócić myśli od obecnej sytuacji, ale bez szczególnych rezultatów.
- Nie bój się skarbie – poczułam gorącą dłoń na ramieniu i podskoczyłam wystraszona – Spokojnie to tylko ja, Harry – dodał i przyciągnął mnie do siebie. Od razu wtuliłam się w jego nagi tors, a on głaskał mnie po plecach – Wszystko załatwione, twoja przyjaciółka śpi jak niemowlę – dodał, a ja się zaśmiałam. Często usypiał ją jednym z zaklęć, by móc spędzić ze mną więcej czasu, nie koniecznie na wypoczywaniu.
- Chyba powinniśmy iść spać, jutro nasz wielki dzień – powiedziałam kładąc się na wielkiej poduszce. Mój towarzysz popatrzył na mnie robiąc słodkie oczka, a ja próbowałam to zignorować. Odwróciłam się na bok i zamknęłam powieki. Nie musiałam długo czekać. Po kilku sekundach poczułam jego wielkie dłonie na brzuchu i gorący oddech na karku.
- Chyba nie będziesz teraz spała – wymruczał, a ja znów poczułam dreszcze. Starałam się być nie ugięta – Ostatni raz chce się kochać z Julią Finck, bo od jutra będę skazany na Julię Star – dodał, a ja powoli wymiękałam – Proszę cię … - przeciągnął każdą z sylab. Zaśmiałam się, odwróciłam i złapałam jego twarz w dłonie.
- Ty niewyżyty seksualnie czarodzieju – powiedziałam, a on uśmiechnął się. Poczułam, że to ta chwila, teraz albo nigdy – Nie jest ci smutno, że stracisz całą moc ? Czy jestem warta takiego poświęcenia ? Zastanów się, bo później nie będzie odwrotu – powiedziałam na jednym wdechu, a właściwie wyszeptałam. Musiałam znać odpowiedzi na te pytania, musiałam być pewna.
 Na samym początku nie chciałam pozwolić, by wyrzekł się magii. Wiedziałam, że będzie mu ciężko, że może tego nie wytrzymać i zacząć mnie obwiniać, tego bałam się najbardziej. Ale on był nieugięty, ciągle powtarzał mi, że chce się ze mną związać w każdy możliwy dla człowieka sposób. Wierzyłam, ale te pytania mnie nurtowały.  
 Przymknął powieki i wypuścił głośno powietrze z ust z nieprzyjemnym dla uszu świstem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że on się waha, że nie jest pewien. Zabrałam swoje dłonie i z powrotem się odwróciłam. Po policzku poleciały mi pojedyncze łzy.
- Julia, to nie tak …. – Zaczął, ale ja nie chciałam tego słyszeć.
- Zastanów się nad tym. Jeżeli będziesz pewny, zobaczymy się przy ołtarzu, ale jak się rozmyślisz nie przychodź, będę wiedziała, co to oznacza – powiedziałam przez łzy, które leciały ciurkiem po moich policzkach. Nie chciałam szlochać i wzbudzać w nim poczucia winy.  
- Kocham cię – wyszeptał mi do ucha, po czym zniknął.
Czułam jakby miał nie wrócić, już nigdy. Ogarnął mnie niepokój. Otarłam łzy i próbowałam zasnąć, szło mi to dość marnie. Z oczu leciały mi kolejne przeźroczyste krople, których nie mogłam zatrzymać. Serce mi pękało na małe kawałeczki. Przestałam walczyć z brakiem snu i zaczęłam zbierać ubrania z podłogi. Założyłam szlafrok i ruszyłam w stronę łazienki. Postanowiłam się powoli przygotowywać do tego wielkiego dnia, z którego jeszcze godzinę temu cieszyłam się jak małe dziecko.
Napuściłam wody do trójkątnej wanny i włączyłam bąbelki tak dla rozluźnienia. Wlałam olejek waniliowy. Zapach rozniósł się po pomieszczeniu i pieścił moje nozdrza. Odprężyłam się, szkoda, że tylko na chwilę.

- Mówiłam ci wczoraj, że masz się wyspać! – Krzyknęła moja przyjaciółka przemywając mi twarz wacikiem nasączonym jakimś pachnącym płynem. Nie mogłam pokazać blondynce, że coś jest nie tak. Uśmiechnęłam się blado.
- Nie mogłam spać w nocy, stres… sama rozumiesz – wymyśliłam na poczekaniu. Przymknęłam powieki i oddałam się w jej ręce. Ten dzień ma być wyjątkowy, o ile pan młody się pojawi….

~*~

Chodziłem po mieście bez celu. Pomimo tego, że doskonale wiedziałem, co czuje do Julii, wahałem się. Największą moją obawą była myśl, że nie poradzę sobie bez magii. Zawsze to ona wyciągała mnie z kłopotów i ułatwiała życie.
Usiadłem na małej ławce w parku i wyciągnąłem różdżkę, która była moją towarzyszką od kilku lat. Nie rozstawałem się z nią nigdy, a teraz przyszło mi wybierać. Jeździłem opuszkiem palca po jej srebrnej, gładkiej powierzchni i wspominałem każdą chwilę z nią. Jak pomagała mi na randkach, jak dawała najpiękniejsze prezenty mojej ukochanej...Ale czy jest ważniejsza? Czy da mi takie szczęście jak moja narzeczona?
Nie dochodziły do mnie żadne dźwięki z zewnątrz. Jedyne, co zauważyłem to, to, że na dworze robiło się jasno, a słońce wschodziło powoli. To dziś mam zostać najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, to dziś wedle prawa Julia ma zostać moją żoną, ma przyjąć moje nazwisko.
Schowałem twarz w dłoniach. Czas leciał szybko, a ja nadal tkwiłem w tym samym miejscu. Jakby świat w około przestał istnieć.
- Boże, Harry! W końcu cię znalazłem! –  Usłyszałem jakiś krzyk z oddali, który gwałtownie wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłem głowę i ujrzałem mojego brata, wyglądał na zaniepokojonego – Jak zauważyliśmy, że ciągle w dłoni trzymasz tego samego drinka i nic nie mówisz, wiedzieliśmy, że to nie ty – powiedział i usiadł obok mnie na owej ławce – Byłeś u niej? – Zapytał, nie odpowiedziałem – Spokojnie mama nic nie wie – dodał, a ja się nieco uspokoiłem, dałaby mi po palić.
- Tak byłem u niej – odpowiedziałem krótko. Nie miałem ochoty na bzdurne pogawędki o rzeczach oczywistych. Zwilżyłem wargi i zacisnąłem je w wąską linię. Byłem rozdarty.
- Stresujesz się? – bardziej stwierdził niż zapytał i zaśmiał się cicho – Jako świeży i młody małżonek mogę szczerze stwierdzić, że nie ma czym – dodał.
 Jakieś dwa miesiące temu Louis żenił się. Ślub był piękny i bardzo uroczysty. On nie miał tego problemu, co ja, nikt mu nie kazał się zrzekać magii. Oliwia jest czarodziejką, pochodzącą z dobrego domu. Miła, wysoka blondynka o niebieskich oczach, nieco przypominająca moją wybrankę. Bardzo się kochali, dlatego po dwóch latach znajomości zdecydowali się porać.
 - Ale stary uwierz mi, jak będziesz stać przy ołtarzu, usłyszysz „Marsz Mendelsona”, a w drzwiach zobaczysz swoją ukochaną, w pięknej białej sukni do ziemi, uśmiechnięta i taką piękną… - rozmarzył się, a ja nie mogłem wytrzymać i zaśmiałem się cicho – Jak tylko złapiesz jej dłoń i ściśniesz delikatnie, wszelkie zdenerwowanie znika – zakończył swoją wypowiedź. Dużo zrozumiałem. Wyobraziłem sobie moją ukochaną i mnie….
- To nie to, Lou to nie to – powiedziałam po dłuższej chwili ciszy. Był zaskoczony – Kocham Julie, najbardziej na świecie nie stresuje się niczym – dodałem. Spuściłem głowę i nie patrząc na bruneta zacząłem powoli i wyraźnie mówić – Boję się, że jak stracę magie to sobie nie poradzę. 
- Czyli to o to chodzi… - zamyślił się – Wydawało mi się, że nie masz wątpliwości – powiedział zaniepokojony – Nie możesz jej zostawić nie teraz, nie dziś, kiedy ona na ciebie czeka – dodał z lekkim zdenerwowaniem. Miał rację. Poprawiłem włosy i podniosłem się z ławki.
- Idziemy, muszę się przygotować – oznajmiłem z uśmiechem, a mój towarzysz uśmiechnął się szeroko.  To będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu!

~*~

- Julia zbieraj się zaraz przyjadą twoi rodzice! – Usłyszałam krzyk z dołu.
Stanęłam przed wielkim lustrem i jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie. Obcisły biały gorset do bioder, pod biustem przepasany błękitną wstążką, z której z prawego boku była spleciona kokardka. Dół sukni był zrobiony z kilku warstw miękkiego tiulu. Moje jasne włosy były podkręcone i spięte w koka, z którego wystawało kilka pasem. W niego był wpięty srebrny grzebień wysadzany błękitnymi kamieniami szlachetnymi, które w świetle słońca błyszczały się. Długi welon ciągnął się za mną z każdym krokiem.
Twarz miałam pokrytą dużą ilością pudru, który zakrywał wszelkie niedoskonałości. Rzęsy podkreślały moje oko swoją niespotykaną długością.  
Wyglądałam jak nie ja. Muszę nieskromnie przyznać, że byłam piękna.
- Córeczko! – Krzyknął ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam moich rodziców. Mama miała na sobie czerwoną sukienkę na grubych ramiączkach, przed kolano, a tata zwykły czarny garnitur i dopasowaną do mamy kolorem, koszulę. Próbowałam do nich podejść, ale utrudniało mi to ubranie. Zaśmiałam się.
Robiłam dobrą minę do złej gry. Bałam się, że jednak nie przyjedzie, że mnie zostawi, ale uśmiechałam się i udawałam, że ten dzień jest najlepszy w moim dotychczasowym życiu. Z pomocą Alice zeszłam po schodach i przeszłam przez drzwi wejściowe. Na zewnątrz przy samochodzie czekał na mnie mój brat – Sam. Od razu do mnie podbiegł i przytulił mocno, tak jak kiedyś.
- Myślałam, że nie przyjedziesz – wyszeptałam mu do ucha.
- Nie przegapiłbym takiego dnia…. – Odpowiedział.
Drzwi białej limuzyny się otworzyły, a przed nami stało kolejne zadanie – wepchnięcie mnie do środka. Każdy ruch w tej sukni sprawiał mi trudność, ale jak ją zobaczyłam nie mogłam się oprzeć. Jak nakazuje tradycja, Harry jej nie widział.
Siedziałam wygodnie na fotelu, obitym kremową skórą i wsłuchiwałam się w muzykę, która dochodziła z głośników. Poczułam, że ktoś poprawia mi fryzurę, ale nie interesowało mnie to. Z nerwów trzęsły mi się ręce. Próbowałam się opanować.
Dojechaliśmy, a moje serce nie mogło się uspokoić.  Z jednej strony chciałam wysiąść i przekonać się, co tak naprawdę czuje do mnie najważniejsza osoba w moim życiu, a z drugiej bałam się. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na moją przyjaciółkę. Była zajęta rozmową z moim bratem, nawet nie spostrzegli, że jesteśmy na miejscu. Zauważyłam szklankę, a w niej wodę. Nie zastanawiając się wypiłam zawartość na raz. Drzwi się otworzyły, a w nich ukazała się uśmiechnięta twarz mojego taty.
- Gotowa? – Zapytał. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale nie mogłam mu pokazać, że mam wątpliwości, co do wyjścia z samochodu. Kiwnęłam niepewnie głową i złapałam jego dłoń, którą wcześniej wyciągną.
Z pomocą bliskich wygramoliłam się z limuzyny i nawet tak bardzo się nie rozczochrałam. Uśmiechałam się sztucznie do zgromadzonych. Mój ojciec przeprowadził mnie bezpiecznie przez schody aż do drzwi. Zatrzymaliśmy się. Wzięłam głęboki wdech. Mój towarzysz nacisnął na klamkę i z uśmiechem popchnął wielkie, ale za razem piękne, drewniane wrota. Zaskrzypiały cicho. Niepewnie zajrzałam do środka.

Cały kościół pełen ludzi.
Uderzenie serca.
Pełno białych róż, moich ulubionych.
Uderzenie serca.
Ksiądz stojący na środku przed ołtarzem.
Kolejne uderzenie serca.
Świadkowie – Alice i Louis.
Uderzenie serca.
Nasze uśmiechnięte matki.
Uderzenie serca.
Brak pana młodego.
Zatrzymanie akcji serca.

Mrugnęłam. Raz, drugi i nic, nadal go nie było. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a za nią następna. Zauważyłam, że Lou idzie w naszą stronę. Nie chciałam tego słychać, nie chciałam słuchać usprawiedliwień. Złapałam moją suknie po dwóch stronach i uniosłam ją lekko do góry. Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z pomieszczenia. Słyszałam krzyki, wołania, prośby. Ignorowałam je.
Łzy skutecznie ograniczały moją widoczność. Nic się już nie liczyło. Zostawił mnie w dniu ślubu. Na co ja liczyłam? Że porzuci dla mnie swoje dotychczasowe życie? Idiotka!
Poczułam uderzenie. Uniosłam się do góry i zaraz opadłam z hukiem na asfalt. Głowa mi pękała, a powieki stawały się coraz cięższe. Nagle zobaczyłam nad sobą znajome mi brązowe loczki. Wyciągnęłam w ich stronę rękę i złapałam jednego.
- Kocham cię – wyszeptałam i zapadłam w sen, wieczny sen.

~*~

- Julia błagam nie zostawiaj mnie! Proszę cię, nie poddawaj się! – Krzyczałem, ale jej bezwładne ciało nie dawało oznak życia.
Płakałem jak małe dziecko. Nie mogłem znieść myśli, że już jej nie ma, że odeszła i to przeze mnie. Gdybym się nie wahał, właśnie przysięgalibyśmy sobie miłość do końca życia.
Nigdy nie zobaczę już jej błękitnych oczu, nie poczuje jej warg błądzących po moim policzku w poszukiwaniu ust, nie usłyszę już jej melodyjnego śmiechu….
- Dlaczego ona?! – Krzyknąłem podnosząc głowę w górę. Z nieba spadały krople wody. Rozpaczało ze mną.
Jej biała sukienka, była już przemoczona, a ciało z każdą minutą coraz bardziej bledło. Głowa Julii leżała w kałuży czerwonej krwi. Biel welonu zmieniła odcień. Nie wytrzymałem położyłem się na jej brzuchu i zanosiłem się płaczem, dławiłem łzami.
Odeszła, moja Julia odeszła. Mogłem teraz zrobić to, co Romeo, ale czy to miało jakikolwiek sens? Ktoś klęknął koło mnie.
- Wiem, że nie powinnam ci tego mówić, ale jeszcze nie jest za późno – powiedziała moja mama. Spojrzałem na nią zdziwiony – Masz kilka minut – dodała. Podniosłem się i wpatrywałem w nią natarczywie, czekając aż coś powie – Zamknij oczy i połóż splecione ręce w miejscu gdzie znajduje się serce – zakomenderowała. Wykonałem polecenie – Teraz zgromadź w sobie całą miłość do niej. Przypomnij sobie wszystkie miłe wspomnienia i połącz je z mocą, którą masz w sobie – dodała, a mnie zatkało. Jak niby miałem to zrobić? To pomoże?
- Przecież to nic nie da. Nie znasz jakiegoś zaklęcia? – Zapytałem otwierając oczy. Była poważna i zdeterminowana.
- Miłość to największa moc, jaką posiadamy, tylko ona może nam pomóc – odpowiedziała.
Powróciłem do poprzedniej czynności i skupiłem się tylko na niej.

Pierwsze przypadkowe spotkanie.
Pierwsze zatopienie się w swoich oczach.
Pierwszy uśmiech.
Pierwsza randka.
Pierwszy taniec.
Pierwszy pocałunek, przepełniony magią miłości, która nas wypełniała.
Wyznanie miłości.
Pierwsza gra w otwarte karty, wyznania z przeszłości.
Nasz pierwszy raz i każdy kolejny.
Ostatnia wspólna noc….

Wszystko we mnie rosło, czułem się silny. Rzuciłem wszystkimi wspomnieniami w jej małe, kruche ciałko. Unieśliśmy się do góry. Pod nami była złota, błyszcząca powłoka, która trzymała nas nad ziemią. To działa!

Pożądanie w jej oczach.
Słodkie przegryzanie wargi.
Szczęście, jakie nas ogarniało przy oglądaniu wspólnych zdjęć.
Jej melodyjny śmiech.
Śpiew pod prysznicem.
Każda gonitwa.
Najkrótsze muśnięcie warg.
Łaskotki.
Zadziorny uśmiech….

Powoli byliśmy coraz wyżej. Z każdą minutą uderzałem w jej ciało coraz większą liczbą miłych wspomnień. Miłość mnie rozsadzała. Nie pomyślałbym, że magia kiedyś pomoże mi to tego stopnia. Wziąłem głęboki wdech….

Błękitne oczy!

Najmocniejsze uderzenie, najpiękniejsze wspomnienie…..
Zaczęliśmy wirować, nie otwierałem oczu, czułem to. Pękło jak bańka mydlana, a my razem z nią…..

- Ty niewyżyty seksualnie czarodzieju! – Usłyszałem krzyk. To ten głos. Gwałtownie podniosłem powieki i zobaczyłem JĄ. Była tak blisko mnie, a w jej oczach tańczyły małe iskierki szczęścia, które tak dobrze znałem i kochałem – Nie jest ci smutno, że stracisz całą moc? Czy jestem warta takiego poświęcenia? Zastanów się, bo później nie będzie odwrotu – słyszałem już kiedyś to pytanie. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Przecież to pokój Juli! Cofnęliśmy się w czasie! Ona żyje, tamtego dnia nie było, a ja dostałem drugą szanse.
Patrzyła na mnie wyczekująco, a ja zdezorientowany wpatrywałem się w jej błękitne tęczówki. Wiedziałem, że tym razem nie mogę tego zniszczyć, nie po pełnie tego błędu po raz drugi.
- Kochanie jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Jedyna magia, która daje mi szczęście to miłość, miłość do ciebie – odpowiedziałem i musnąłem jej wargi. Pogłębiła pocałunek.

- Kocham cię Harry, na wieki i jeden dzień dłużej……- wyszeptała. 

piątek, 12 grudnia 2014

Dziesiątka (Część Druga)

*Oczami Harry'ego*

Otworzenie oczu stało się dla mnie nie małym problemem. Wszystko zlewało się w czarną plamę, a siła, którą zawsze w sobie znajduje rankiem, odwróciła się do mnie plecami i odmówiła współpracy. Coś musiało się wczoraj wydarzyć, coś zrobiłem skoro nawet ona postanowiła wyprzeć się na mnie. I wtedy poczułem pulsujący ból uderzający w skronie. Alkohol. Musiałem wczoraj pić i to sporo, bo tylko wtedy ten oto nieprzyjaciel postanawia złożyć mi wizytę. Spróbowałem przewrócić się na drugi bok by uniknąć palącego słońca, które nieustannie atakowało moją skórę. 
Podniosłem jedną powiekę czując, że powoli odzyskuję panowanie nad swoim ciałem. Wzrokiem szukałem zegarka, który wskazałby mi godzinę. Wyglądałem jak kret i tak się właśnie czułem. Jak otępiały mieszkaniec podziemia. 
Na szafce nocnej leżały dwie tabletki przeciwbólowe i duża szklanka wody. Obok spoczywała mała biała karteczka, ale jeszcze było zbyt wcześnie, żeby cokolwiek czytać. Jednym sprawnym ruchem zgarnąłem tabletki i nie zastanawiając się połknąłem je najszybciej jak się dało. Marzyłem o ujarzmieniu tego okropnego bólu. 

"Ja też Cię kocham Harry. Mam nadzieję, że Ci pomogą. Lola"

*Oczami Loli*

Nigdy nie czułam się taka zmęczona. Zajęcia w szkole dłużyły mi się niemiłosiernie, a sen, który wciąż ciążył na moich powiekach nie dawał za wygraną. Kolejny spacer do automatu po gorącą kawę, która da mi sztuczną energię, wymęczył mnie doszczętnie. Nie spałam, bo nad nim czuwałam - to wydaje się dobra wymówka. Tłumaczyłam się sama przed sobą, a to zdarzało mi się dość rzadko. Tym razem rozum się zbuntował, głośno mówił to co sądził. Uważał, że nie powinnam wyciągać pierwsza rękami pomimo wszystko, że źle zrobiłam pomagając Harry'emu. Natomiast serce jak zawsze mnie wspierało w moich wyborach. Kochałam go, a ono to rozumiało i wręcz kazało mi porozmawiać z nim o zaistniałej sytuacji. Nie zamierzam popełniać kolejnego błędu. Chce wykorzystać tą szanse na miłość, pogmatwaną, ale jednak miłość.

~*~

- Skarby jedziecie z nami na zakupy? - zapytała Blair wchodząc do salonu. Znów siedzimy na tyłku przed telewizorem. Tym razem się jednak nie nudzę, bo nie pozwala mi na to zadanie z matematyki, które dręczy mnie od jakichś dwóch godzin. Na szczęście mam trzech, starszych nauczycieli, którzy są jak najbardziej chętni do pomocy. 
- O dobrze, że jesteście musimy wam coś oświadczyć - oznajmił Lou wstając z kanapy. Spojrzał na uśmiechniętą od ucha do ucha i rumianą Meg, która kiwnęła głową - Zamierzamy się wyprowadzić -Wszyscy byliśmy w lekkim szoku, ale w sumie każdy wiedział, że to prędzej czy później nastąpi - Niedługo będziemy mieć dziecko, chcemy się usamodzielnić i stworzyć rodzinę - dodał. Jako pierwsza wstałam i uścisnęłam ich obojga. 
- Wydaje mi się, że to dobra decyzja - odezwał się Harry, który stał w kącie pokoju. Czyżby przestał się już dąsać na cały świat? Lou uśmiechnął się do niego w podziękowaniu, a Megan wstała i uścisnęła go radośnie. Wszystko powoli wraca do normy. 
- Powodzenia na nowej drodze życia! - krzyknął Niall ściskając wszystkich po kolei. Jego pozytywne myślenie uderzało w moje serce i wywoływało radość, której tak mi brakowało. Udając, że drapie się po czole ukradkiem spojrzałam na loczka. Wydawał się szczęśliwy. Widocznie przetrawił to, że jego młodsza siostra jest w ciąży z jego przyjacielem. Uśmiechnął się tak przepięknie jak tylko on potrafi, po czym spojrzał na mnie, prawdopodobnie wyczuwając, że wpatruje się w niego. Uśmiech nie zniknął z jego twarzy, a wręcz się poszerzył. Zebrałam w sobie wszelką odwagę i wskazałam wzrokiem na drzwi prowadzące na taras. Od razu zrozumiał aluzje i puścił mi oczko, które tak sobie ukochałam.
- Chyba pójdę na spacer. Tlen dobrze mi zrobi - oznajmiłam wstając z kanapy. Wzrok wszystkich spoczął na mojej osobie, a ja jedynie uśmiechnęłam się niewinnie. Szybkim ruchem spojrzałam na loczka dając mu znak. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy.
- A matma? - zapytał Liam zaglądając do mojego zeszytu - Przecież nie skończyłaś. Ba! Nie jesteś nawet  w połowie - powiedział surowo. Często zachowywał się jak stary, odpowiedzialny ojciec.
- Oj daj jej spokój, to tylko spacer - obronił mnie Harry. Od razu wszyscy na niego spojrzeliśmy, a on jedynie wzruszył ramionami - A żeby było bezpieczniej, pójdę z nią - dodał wstając i nie czekając na reakcje innych ruszył w stronę przedpokoju. Podeszłam do Zayn'a i cmoknęłam go w policzek.
- Dziękuję - szepnęłam na tyle cicho by tylko on usłyszał. W zamian otrzymałam najpiękniejszy na świecie uśmiech.

~*~

Szliśmy w tak męczącej ciszy, że aż zaczęło mi piszczeć w uszach. Nie przywykłam do spokoju w jego towarzystwie. Zawsze był taki radosny i nadpobudliwy. Nigdy nie groziła mi z nim nuda. 
Unosił się nad nami jedynie dźwięk tupotu naszych butów.  Jak na wczesną wiosnę było dość zimno, więc nie zabrakło cienkich kurtek.
Obie dłonie spoczywały sobie spokojnie w kieszeniach, a wzrok wbiłam w kostkę brukową poukładaną w dziwne, nieregularne kształty.
- Harry ja... - wychrypiałam pod napływem zgromadzonej odwagi.
- Tak wiem ja też... - szepnął przerywając w połowie zdania. Przegryzłam dolną wargę ukrywając przy tym uśmiech cisnący się na moje, przesuszone po zimie, usta.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytałam cicho nie mogą się zmusić do nieco bardziej stanowczego i pewnego tonu.
- O czym tu mówić... Kocham Cię, zachowałem się jak skończony dupek, ale... - westchnął i poprawił głosy - Nie możemy być razem - ten rządek słów wbił się w moje skołatane serce i przekręcił się tak, że zaczęła wypływać z niego krew - Jesteś zbyt krucha jak dla mnie, ja boję się, że zawsze będę cię ranił. Nie chce cię rozbijać na części, a później składać, bo kiedyś po prostu braknie mi kleju, albo nie będzie już coś sklejać - szepnął załamany, a po jego policzkach popłynęły łzy. Mnie również oczy zaczęły niebezpiecznie piec, co było niemożliwie bolesne w tej sytuacji - Lola kocham cię tak jak nie kochałem nigdy nikogo, dlatego pozwalam ci odejść... - dodał, a ja nie wytrzymałam i wypuściłam krople cierpienia, które wypalały w moich policzkach swoją drogę.
- Harry proszę... - szepnęłam i złapałam jego ciepłą dłoń, ściskając ją delikatnie - Nie chce żebyś odchodził... Twoja miłość jest moim tlenem, nie zabieraj mi go, bo umrę... - szlochałam. Od razu zamknął mnie w swoim stalowym uścisku. Zacisnęłam w dłoniach wałeczki jego kurtki i płakałam głośno w jego ramię wylewając z siebie wszystkie smutki.
- Masz ją na zawsze... Moje serce należy do ciebie na wieki... - powiedział cichutko wprost do mojego ucha - Przyrzekam, że nigdy nikogo nie pokocham tak bardzo jak ciebie - nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie mogłam pozwolić mu na takie obietnice. To nie zależy od niego, kogo pokocha, a kogo nie. Serce nie sługa - Chociaż spróbuj proszę... - dodał, a ja nie potrafiłam nie przyciągnąć jego ciała bliżej mojego - Jeżeli nie wytrzymasz przyjdź, a cię nie odrzucę, ale proszę cię o próbę...- nic z tego nie rozumiałam. To wszystko było podejrzane i nierealne. Mówi, że kocha, obiecuje bezgraniczne uczucie na wieki, ale prosi o próbę życia bez niego...
- To wszystko się kupy nie trzyma - stwierdziłam nie wyplątując się z jego objęć.
- Tak musi być - odpowiedział nie patrząc mi w oczy. Odsunął się, a ja od razu poczułam zimno towarzyszące jego odejściu - Zawsze miej to przy sobie - poprosił wyciągając z kieszeni łańcuszek z sercem - oddaje ci je na wieki - dodał, a ja musiałam zasłonić dłonią usta by nie wybuchnąć niekontrolowanym płaczem - Kocham Cię - szepnął po raz ostatni i zostawił ślad swoich ust na moich. Odszedł na próbę, albo na zawsze...

-----------------------------------------------------------------
Nie wiem ile was zostało, może nie został nikt, ale postanowiłam wrócić i skończyć to, co zaczęłam. Ta historia jest częścią mnie i póki jej nie skończę będę czuła pustkę.
Niedługo pojawi się Epilog, niektórych może zaskoczy, niektórych może nie. Ja sama jeszcze dokładnie nie wiem jak to się skończy, ale wiem, że go skończę. 

Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze przeczyta i będzie zadowolony :)

Całuj was mocno dziewczyny, Zaczarowana

sobota, 13 września 2014

Dziewiątka (Część Druga)

Kolejny dzień zapowiadał się równie beznadziejnie, co poprzedni. Nie odzywam się do Harry'ego już dwa dni i wciąż czułam ogromną gulę w klatce piersiowej, która uciskała na moje skołatane serce. Wiedziałam, że zrobiłam dobrze i moje wywody były słuszne, ale tęskniłam za nim tak cholernie. Obrałam jedną ze stron i ani mi się śniło wycofać. Co to, to nie.
Drugą godzinę siedziałam przy stole w kuchni, popijałam trzeci kubek herbaty i przeglądałam notatki oraz podręczniki. Matematyka nie była moim ulubionym przedmiotem, a właśnie jutro miałam zdawać z niej egzamin półroczny. Pół nocy Lou i Zayn tłumaczyli mi wszystkie zadania i podawali potrzebne wzory. Czułam, że umiem. Tylko nie byłam pewna czy zdam.
Westchnęłam i spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami wejściowymi. Wskazywał godzinę dziewiątą, co oznacza, że niedługo wszyscy wstaną i znów zrobi się szum. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy z zamysłem udania się do swojego pokoju. Kolejny raz chciałam uniknąć kontaktu, choćby wzrokowego, z nim. Uciekałam przed nim, przyznaję się. Po prostu strach, że gdy tylko spojrzę w te zielone ślepia to od razu mu wybaczę, paraliżował mnie od wewnątrz. Rozsądek podpowiadał mi jedno, nie wybaczaj, nie tym razem. Zachował się jak dupek, to nie podlega jakiejkolwiek dyskusji. Jak zrozumie swój błąd, przeprosi wszystkich to mogę się zastanowić nad jakąś rozmową, ale do tego czasu nie mamy o czym gadać.
Minęłam go na schodach. Okalał go tak cudowny zapach, że nie mogłam się oprzeć i spojrzałam na niego.Wyglądał jak zawsze. Rozczochrane włosy, nieokiełznany wzrok i nieodgadniony wyraz twarzy. Nie powiedział ani słowa, a nawet śmiem twierdzić, że przeszedł obojętnie udając, że mnie nie zna. Z wielkim bólem zrobiłam to samo.
Wpadłam na strych i zanurzyłam się w ciepłej kołdrze. Postanowiłam trochę odpocząć od otaczającego mnie świata. Potrzebowałam wytchnienia i odpoczynku. Zastanawiałam się nad kolejnym wyjazdem do Hiszpanii na wakacjach, ale jak szybko o tym pomyślałam tak szybko wybiłam to sobie z głowy. Pewnie skończyłoby się to jakąś katastrofą. Po za tym Dave już mi zapowiedział, że na wakacjach jadę z nim i chłopakami w trasę, bo chce mnie mieć na oku. Ciesze się, bo przy okazji zwiedzę trochę świata i może poznam smak przygody.
Przymknęłam powieki i ani się oglądnęłam, a zmęczenie przeniosło mnie w świat snów i marzeń...

~*~

Dave podał mi białą kopertę, której tekstura pozostawiała niewielkie wgniecenia w skórze. Wystające szlaczki delikatnie muskały moje palce. Popatrzyłam na niego zaskoczona, nie mając pojęcia, co w niej znajdę. Odkleiłam przeznaczoną do tego część i otworzyłam wyciągając ze środka zawartość. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to rysunek dwóch złotych obrączek, a pod nimi napis "I niech żyją długo i szczęśliwie". Ozdobna czcionka dodawała mu takiej szykowności oraz elegancji. Po przeczytaniu tych wyjątkowych słów zdałam sobie sprawę, o co w tym wszystkim chodzi. Uśmiechnęłam się szeroko i nie zaglądając do środka zaproszenia rzuciłam się wujkowi na szyję.
- Gratuluje - szepnęłam tuląc się do niego mocno - Cieszę się, że jesteś szczęśliwy - dodałam nie wiedząc, co mówi się w takiej sytuacji.
Odsunęłam się od niego i z szerokim uśmiechem na ustach zaczęłam czytać kartkę i analizować każde zdanie.
- Ale to już za dwa tygodnie - oznajmiłam zdziwiona przeczytaną datą.
- Musimy się spieszyć - odpowiedział przełykając głośno ślinę.
- Dlaczego? - spytałam podejrzliwie przyglądając mu się uważnie. Coś było na rzeczy.
- Bo widzisz... - przerwał by zaczerpnąć świeżego powietrza - Blair jest w ciąży - wydusił to z siebie na jednym wdechu. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- No na reszcie! A myślałam, że już nigdy się nie zdecydujecie! - krzyknęłam entuzjastycznie śmiejąc się głośno.

Czy wszyscy w tym domu umówili się na posiadanie dziecka...?

~*~

- Zrobisz mi kanapkę Lola? - zapytał znudzony Zayn, prawie leżąc na blacie kuchennym. Złożył ręce jak do pacierzu w błagalnym geście. 
- Znaj moją dobroć... - mruknęłam i wzięłam się za krojenie chleba. 
Egzaminy zdane, teraźniejszych zadań domowych brak, obowiązków brak, jednym słowem nasz dom otuliła szara, przytłaczająca i gęsta nuda. Nie mieliśmy pojęcia, co mamy robić. Wszelkie gry planszowe przeszliśmy nie raz, konsole stały się naszym największym wrogiem, a zabawa w chowanego przestała być już taka ekscytująca. Mieliśmy dość i tyle. Jedyne, co zajmowało nam choć jedną trzecią dnia, to w moim wypadku szkoła, a w chłopaków chodzenie do studia i załatwianie poszczególnych spraw, związanych z trasą. Blair i Megan wciąż wymieniały się swoimi spostrzeżeniami a pro po ciąży, a do tego wszystkiego jeszcze wspólnie planowały wielki ślub, który miał się odbyć niebawem. Nerwówka chwytała już nas wszystkich, ale staraliśmy się to w sobie tłumić, bo przecież stres nie jest naszym sprzymierzeńcem. 
Czekałam na przyjazd Pablo z Hiszpanii, ale on wciąż go odkładał tłumacząc się pracą. Dopiero wczoraj oznajmił mi, że pewnie przyjedzie dopiero na ślub, na którym pełnił będzie rolę fotografa. Mała Emily pojechała  z babcią do jakiejś rodziny kawałek drogi od Londynu, co wiązało się ze sprowadzeniem na mnie jeszcze większej nudy. Popadaliśmy w depresję, wszyscy bez wyjątku. 
- Może posprzątamy coś? - zapytał Niall wpatrując się w sufit.
- Nie pamiętasz, że wpadliśmy na to przed wczoraj, dom błyszczy... Nigdy nie było tu takiego porządku - mruknął Liam przeglądając po raz setny to samo czasopismo dla kobiet. 
- A może jakaś imprezka? - zaproponował entuzjastycznie Lou przełączając kolejne programy w telewizji - Widziałem, widziałem, widziałem... - powtarzał widząc przeróżne kreskówki, seriale i filmy. 
- Nie mam ochoty... - jęknął znużony Zayn przełykając kolejne kęsy kanapki, zrobionej przeze mnie. 
Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi, gdzieś na piętrze, a następnie dudnienie stóp na schodach. Harry. Wciąż się nie odzywał, choć nie wiem czy mogę to tak nazywać. Moja duma nie pozwalała mi wyciągnąć ręki, a on widocznie nie czuł się winny. Unikał mnie i zauważyli to wszyscy, nawet Dave. 
- Gdzie idziesz? - krzyknął Liam odwracając głowę w jego stronę. Uparcie wpatrywałam się w telewizor udając, że mnie to nie obchodzi. 
- Muszę skoczyć do sklepu, mam ochotę na coś słodkiego - odkrzyknął loczek z przedpokoju. 
- Idę z Tobą! - poderwał się z kanapy Niall i pobiegł  w stronę drzwi. 
- Ja też, dobrze mi zrobi wieczorny spacer - zgłosił się tym razem Payne. 
- My też pójdziemy, mam już dość tego domu - oznajmiła Meg ciągnąć za sobą zdezorientowanego Louis'a. 
Nie zważając na mnie i na Zayn'a pospiesznie wygramolili się na zewnątrz i pognali do najbliższego sklepu. 
- Fajka? - szepnął mulat jakby bojąc się, że ktoś nas usłyszy. 
- Zdecydowanie - mruknęłam zadowolona i ruszyłam w stronę wyjścia na taras - Długo nie paliłam - stwierdziłam wkładając do ust zapalonego już papierosa. Wciągnęłam nikotynowy dym, który przyjemnie zabija mnie od środka. Odchyliłam głowę do tyłu i wypuściłam to, czego nie przyjęły moje płuca - Tęskniłam za tym - oznajmiłam szczerze i oparłam się o pierwszą, lepszą ścianę. 
- O co chodzi Harry'emu? - zapytał czarno włosy. Automatycznymi ruchami powoli spalał swojego papierosa. 
- Nie wiem i chyba nie chce wiedzieć - skłamałam w żywe oczy. 
- To przez tą sprzeczkę o ciążę Meg ? - zadał kolejne niewygodne pytanie. 
- Pewnie tak. 
- Czemu nie wyciągniesz pierwsza ręki?
- Po co? 
- Choćby po to, żeby się pogodzić? 
- Nie ja zawiniłam - odpowiedziałam cierpko. 
- Co nie znaczy, że nie możesz poprosić o rozmowę. Nie musisz go przepraszać, to tylko zwykłe wyjaśnienie sprawy - powiedział siadając na schodu. 
- Pieprzyć to - udawałam twardą i szło mi całkiem nieźle. Uśmiechnęłam się w duchu. Podświadomość skarciłam mnie za kłamstwo nie tyle przed przyjacielem, ale przed samą sobą. 
- Przestań - upomniał mnie. Zna mnie zbyt dobrze. 
- Nie drąż tematu Zayn, to nie ma już sensu - warknęłam sama nie wiem dlaczego. Czyżbym była zła? 
- Jak chcesz Lola, ale sama sobie szkodzisz - stwierdził poważnie i przygniótł peta butem - Chodź do środka, bo się rozchorujesz - złapał mnie za ramię i wspólnie weszliśmy do ciepłego domu. 

~*~

Zegar wybił północ, a ja siedziałam na schodach prowadzących na strych i rozpisywałam w głowie "za", i "przeciw". Zayn znów to zrobił. Zasiał we mnie jakieś ziarnko tego, co powinnam zrobić, po czym zostawił mnie samej sobie. Zrozumiałam, a właściwie w końcu przyznałam się przed sobą, że chce z nim porozmawiać. Wstałam z zimnego schodka i w różowej piżamie  w króliczki ruszyłam w stronę drzwi pokoju loczka. Stojąc na przeciwko nich zastanawiałam się jeszcze dłuższą chwilę, czując rosnące we mnie zwątpienie i chęć odejścia. Ostatkami sił zmusiłam swoją rękę by zapukała dwukrotnie w drewno. Teraz nie ma już odwrotu. Czekałam na jakieś przyzwolenie i dopiero po kilku ciągnących się sekundach usłyszałam zachrypnięte "proszę". Otworzyłam niepewnie drzwi i wychyliłam się przez szparę zaglądając do pomieszczenia. Od razu w moje nozdrza uderzyły opary alkoholu otępiąjące mój mózg.  Leżał na łóżku. Po całym pokoju walały się puszki po piwie i innych napojach. Na szafce stała opróżniona butelka whisky. Zdziwiona tym, co się dzieje dookoła mnie weszłam do środka i szczelnie zamknęłam za sobą. 
- Co tu się dzieje ? - zapytałam zdumiona. Nic innego, nie mogło wydobyć się z moich ust. 
- O Lola hej - bełkotał pijany Harry. 
Podeszłam do niego i dotknęłam jego czoła, było gorące. Od razu otworzyłam okno, żeby się nieco wywietrzyło. Chciałam, żeby wiatr zabrał ze sobą ten okropny zapach alkoholu. Zbiegłam na dół i z szuflady w kuchni zabrałam worek na śmieci. Posprzątałam te wszystkie puszki i inne śmieci, a następnie przyłożyłam loczkowi do czoła zimny kompres. 
- Lepiej? - zapytałam głaszcząc jego poplątane włosy. 
- O tak - szepnął nieobecny - Tak bardzo Cię kocham Lola ... - dodał po chwili, ale miałam wrażenie, że był jeszcze bardziej nie przytomny niż wcześniej. Uśmiechnęłam się do niego i pozwoliłam zasnąć nie mówiąc już nic.

--------------------------------------------------------------
Przepraszam za ten tygodniowy poślizg, ale szkoła od samego początku nie daje o sobie zapomnieć, nawet w weekend. Okropnie was przepraszam i mam nadzieję, że zrozumiecie to, że jestem totalnie zabiegana i zarobiona. 
Jak na razie daję radę i mam nadzieję, że się nie poddam. Właściwie to nawet nie mam nadziei, jestem tego pewna! Wiecie, że pomimo tego, że moja noc stała się o wiele krótsza, a dzień niebezpiecznie się przedłużył to emanuje dobrą energią?! Ja już tak mam. Jeżeli dużo robię i nie mam na nic czasu, jestem cholernie szczęśliwa. 

Kochane moje przepraszam jeszcze raz za ten poślizg i nie obiecuje, że się on już nie zdarzy, bo jak wiadomo nauczyciel nigdy mnie nie pyta czy mam coś do zrobienie w weekend, tylko po prostu zagospodarowuje mi czas, żebym się nie nudziła. 
Zapraszam was na mojego bloga "Przeznaczenie", który jest moim planem na przyszłość. 
Proszę o jakieś komentarze, bo mam wrażenie, że jest was coraz mniej, a liczka obserwujących wzrasta, to niepokojące! Każdy kto przeczytał ten rozdział niech da o sobie znać, bo już się zaczynam martwić! 

Napisz do mnie: yourselfbe950@gmail.com


Całuję was mocno i do następnego!

niedziela, 24 sierpnia 2014

Ósemka (Część Druga)

Siedziałyśmy w małej knajpce niedaleko mojej szkoły. Zapach świeżo zrobionej jajecznicy i parzonej kawy, unosił się w powietrzu tworząc cząstkę atmosfery. Zapach domowej kuchni to jedyny plus jaki można było przypasować do tego miejsca. Ciasno, wszystko zagracone ciemnymi meblami, brudne kanapy i fotele, lepkie od starego tłuszczu stoły oraz niedomyte talerze. Purpurowa tapeta w jakieś niezrozumiałe wzorki opatulała ściany tworząc wrażenie zaciskających się ścian. Czułam się przytłoczona.
Rozglądałam się zaskoczona tym jak jest urządzone. Może niektórzy lubią takie ciemne "nory", w których można zamknąć się przed otaczającymi nas problemami, ale to zdecydowanie nie była moja bajka.
Opuściłam wzrok na biały kubek pełny zielonej herbaty. Niesamowity aromat jaki się z niego unosił, pieścił moje nozdrza. Westchnęłam i pomieszałam łyżką.
- Może to nietaktowne, ale ciekawi mnie, co cię tak martwi... Lou przecież kocha cię nad życie... Wszyscy wiedzą, że cię nie zostawi, nigdy przenigdy - oznajmiłam wpatrując się w rozemocjonowaną dziewczynę - Wydaje mi się, że wszyscy są gotowi na akceptację tej ciąży - dodałam pewnie uśmiechając się lekko. Westchnęła i spojrzała na swoje dłonie, które splotły się w stalowym uścisku.
- To nie chodzi o to... - szepnęła. Nerwowo przetarła czoło i poprawiła się na krześle. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego w czym może tkwić problem. Przełknęłam ślinę. Moje gardło zatkała wielka gula, którą doskonale znałam.
- Chyba, że to nie jest dziecko Louisa... - powiedziałam załamana. Bałam się, że trafiłam. Tak bardzo chciałam nie mieć racji. Popatrzyła na mnie jeszcze bardziej podenerwowana.
- Nie, nie! - krzyknęła zbulwersowana, a mi kamień spadł z serca - To na pewno jego dziecko... Przecież ja tylko z nim... no wiesz... - speszyła się. Kąciki moich ust podeszły lekko do góry - Co powiedzą rodzice? A Harry, on zawsze był przeciwko...- powiedziała. Głos się jej załamał - Trener to mnie chyba ukatrupi... Ja miałam jechać w tym miesiącu na najważniejsze w mojej karierze zawody... Co teraz? - zapytała sama siebie. Potrzebowała pocieszenia. Złapałam jej rozdygotane ręce i ich wierzchnią część zaczęłam głaskać kciukiem.
- Rodzice zrozumieją, przecież cię kochają. Harry'm się nie przejmuj, porozmawiam z nim... A resztę jakoś załatwimy - chyba jej nie przekonałam. Nie bardzo wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji - To owoc waszej miłości. Będzie podobny do ciebie jak i do Louis'a. Będzie miało twój uśmiech, jego radosne spojrzenie, będzie mądre i utalentowane, a przede wszystkim będzie kochało was nad życie... To wcale nie koniec, to początek. Początek waszego wspólnego życia, teraz nic was nie rozdzieli - zaczęłam mówić próbując ją przekonać - Wyobraź sobie ciebie siedzącą w ogródku na kolonach swojego ukochanego i popijającą gorącą czekoladę. On mówi jak bardzo cię kocha, opowiada ci żarty i rozśmiesza cię jak nikt inny, a wasza mała pociecha biega po ogrodzie i wciąż się uśmiecha... - powoli budowałam w niej wiarę, wiarę w to, że wszystko się ułoży - To twoja druga połowa. To osoba, która kocha Cię nad życie już teraz... Jest częścią ciebie - dodałam i uśmiechnęłam się widząc jak kąciki jej ust unoszą się do góry.
- Wiesz Lola... Czułam, że mi pomożesz... - powiedziała i nachylając się nad stołem pocałowała mnie w policzek - Dziękuję - dodała i posłała ten doskonale mi zanany uśmiech.
- No to teraz zabieramy się za załatwienie wszystkich spraw! - zaczęłam entuzjastycznie - Podejdziesz teraz ze mną do szkoły, bo muszę to dziś załatwić, a później skoczymy do domu, żebyś się przebrała -powiedziałam patrząc na jej szerokie dresy - Byłaś już u ginekologa?
- Nie - odpowiedziała zawstydzona - Zrobiłam test - dodała nieco pewniej. Wciąż się wahała, a ta sprawa ją przerastała. Muszę jej pomóc, w końcu mam zostać ciocią.
- To zadzwoń i spróbuj się umówić na dzisiaj. Musimy mieć pewność, że wszystko jest w porządku - kiwnęła głową. Dopiłyśmy swoje gorące napoje i ruszyłyśmy w drogę.
Czeka nas pracowity dzień...

~*~

Opadłam na łóżko czując jak każdy mięsień mojego ciała krzyczy błagając o odpoczynek. Rozluźniłam się i wzięłam głęboki wdech. Takie dni chce mieć codziennie. Pełne pośpiechu i zadań do wykonania. Lubię być zmęczona pod koniec dnia, czuję wtedy taką rozpierającą mnie satysfakcję. Moje nogi automatycznie się rozjeżdżają z ulgi, a ręce opadając bezwładnie na materac wzdłuż mojego ciała. Czekam aż Meg przyjdzie przebrana w piżamę z gorącą czekoladą i wręczy mi plik informacji na temat jej dzieciątka. Do ginekologa poszła sama, ponieważ wizyta w mojej szkole się nieco przedłużyła. Musiałam załatwić egzamin za poprzedni semestr i dogadać się z nauczycielami. No, ale przynajmniej załatwiłam wszystko, co załatwić miałam. Reasumując spotkałyśmy się w domu wieczorem. Dziewczyna wydawała się radosna, ale z tego, co mi przekazała to nie powiedziała jeszcze nic Louis'owi. Zresztą chłopaków nie było w domu i do teraz ich nie ma.
Niespodziewanie zaczął dzwonić mój telefon. Poczułam do niego czystą nienawiść. Odebranie połączenia wiązało się ze wstaniem i powędrowaniem do sofy, na której leżała moja torebka. Westchnęłam i przeklęłam pod nosem, po czym wstałam leniwie i ruszyłam w stronę źródła irytującego dźwięku.
- Halo? - warknęłam do telefonu.
- A czym sobie zasłużyłam na takie ostre powitanie, hm? - zapytała Roni. Uśmiechnęłam się słysząc jej roześmiany głos.
- Niczym, przepraszam, ale wiesz ciężki dzień - odpowiedziałam sadzając swój zmęczony tyłek na miękkiej sofie - No jak tam w Moskwie? Zajęłyście już jakieś miejsce? - zapytałam zaczynając rozmowę.
- Całkiem nieźle. Tyle tu pyszności, że nie wiem w czym zatopić zęby! - odpowiedziała śmiejąc się - A tak serio to hotel całkiem znośny. Średni standard, ale przynajmniej mają dobre jedzenie - no tak cała Roni, kochająca przeróżne przysmaki - Dużo treningów, hektolitry potu, wieczne zakwasy i wymuszony uśmiech, czyli tak zwana norma - dodała wzdychając - Jutro mamy pierwszy poważny występ, strasznie się stresuje! Między innymi dlatego dzwonie.
- Oj nie przejmuj się tak, przecież i tak jesteście najlepsze! - próbuje ją ponieść na duchu. Po drugiej stronie słyszę jedynie chichot - A po za tym to chyba nie jest wasz pierwszy raz - dodaję uśmiechając się do Megan, która właśnie wchodzi po schodach. W ręce trzyma jakieś karteczki i czekoladę. Siada obok - To Roni - odpowiadam na jej nieme pytanie.
- Z kim ty tam siedzisz? Z Harry'm? A pro pos niego to jak tam się sprawy mają, hm? - pyta, a ja automatycznie robię się czerwona jak burak - No nie wstydź się!- upomina mnie jakby widziała moją reakcję.
- Po pierwsze siedzę tu z Meg, a po drugiej to z Harry'm wszystko w porządku - odpowiadam wymijająco.
- Jak tak mówisz to mam wrażenie, że jesteście dalej niż bliżej... Szczegóły dziewczyno!
- Hej Roni - wtrąca się brunetka. Dziękuję jej uśmiechem. Włączam rozmowę na głośnik.
- Hej, hej! Jejku dziewczyny ja chce tam do was, bo tu wieje straszną nudą. Wszystkie już poszły spać przed jutrem, jakiś koszmar! Nawet nie ma z kim na piwo iść dla wyluzowania! - skarży się, a my się tylko śmiejemy.
- Mam dobrą nowinę - odzywa się nagle Megan. Patrzę na nią pytająco, a ona jedynie kiwa głową - Będziesz ciocią - dodaje otwarcie. Po drugiej stronie słychać jedynie ciszę. Jest w szoku jak nic.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży? - pyta po kilku minutach ciszy. W jej głosie słychać totalne zaskoczenie.
- Zgadza się - spokój przemawia przez jej głos.
- O matko! Lou będzie tatusiem! - krzyczy rozentuzjazmowana - Ale zaraz zaraz, Zayn mi nic nie wspominał, czy oni...
- Tak oni jeszcze nic nie wiedzą - przerywam jej w pół zdania.
- O boże to dzieciątko będzie miało strasznie zwariowaną rodzinkę - mówi Ron śmiejąc się.

*Oczami Megan*

Lola już poszła spać, a ja cichutko schodzę po schodach kierując się w stronę mojego pokoju. Wiem, że muszę teraz powiedzieć o wszystkim Louis'owi. Jestem pewna, że jak wejdę do pokoju z tym USG to nie obejdzie się bez pytań. Jakąś godzinę temu wpadł na strych i zaganiał nas do spania, ale my się tylko śmiałyśmy.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Po drodze potknęłam się o spodnie leżące na ziemi. Czy on zawsze musi zostawiać wszystko pod sobą? Powoli zaczyna doprowadzać mnie to do szału. Podnoszę odzież z ziemi i zaczynam ją składać. Zauważyłam, że Lou właśnie się myje, pewnie mieli ciężki dzień. Zawsze po takich stoi pod prysznicem dobre pół godziny by się nieco rozluźnić.
Rozkładam się na łóżku i włączam telewizor, który wisi na ścianie na przeciwko. Leci jakiś śmieszny teleturniej, więc postanawiam nie przełączać. Okrywam stopy rąbkiem kołdry, bo nie chce by mi zmarzły i czekam.
Ręce zaczynają mi się trochę trząść. Boję się jego reakcji, przecież on sam jest dużym dzieckiem, to jak ma zostać ojcem. Wytarłam spocone dłonie o spodnie piżamy i niecierpliwie czekałam aż wyjdzie. Tak bardzo chciałam mieć to już za sobą.
Drzwi od łazienki otworzyły się niespodziewanie, a w nich pojawił się mój kochany wariat. Miał na sobie jedynie czarne bokserki. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechną się promiennie. Zaczął ręcznikiem wycierać swoje mokre włosy.
- Kochanie nie musiałaś ich składać, sam bym to zrobił - oznajmiał widząc, że za niego posprzątałam. Kiwam jedynie głową robiąc jedną z tych głupawych min, które przemawiają "ta jasne" - O lubię ten program! - mówi siadając na skraju łóżka.
Niespodziewanie klikam czerwony przycisk na pilocie i ekran telewizora staje się czarny. Odwraca się w moją stronę zdziwiony. Nerwowo poprawiam swoją pozycję i wzdycham.
- Musimy porozmawiać - oznajmiam poważnym tonem. Wyraz jego twarzy automatycznie się zmienia. Łapię w dłonie papiery, które dostałam od lekarza i podaje je zaniepokojonemu Louis'owi. Przegląda je zaskoczony - Będziemy mieli dziecko Lou - mówię ściszonym głosem. Jestem tak samo przerażona jak przedtem.
- Który to tydzień ? - pyta jąkając się. Wciąż patrzy na USG, a szok nie schodzi z jego twarzy.
- Trzeci.
- Wszystko z nim w porządku? - kolejne pytanie wydobywa się z jego ust. Spogląda na mnie.
- Lekarz mówił, że rozwija się prawidłowo, nie ma żadnych przeciwwskazań - odpowiadam czując jak strach we mnie wzbiera. Co teraz? Dlaczego on zadaje takie pytania?
Zauważam, że jego oczy zaczynają się szklić, a usta wykrzywiają się w radosnym uśmiechu. Przysuwa się do mnie i obejmuje swoimi ciepłymi ramionami. Czuje jak ciarki atakują moją skórę. Zimna woda skapuje z jego włosów wprost na moją niebieską koszulkę. Śmieje się szczęśliwa i zaciskam splecione dłonie na jego plecach.
- Kocham cię - wyszeptał mi do ucha, po czym pocałował mnie tak mocno, a zarazem czule. Usiadł obok i przykrył nas oboje przyciągając mnie do siebie - Jak będzie dziewczynka to nazwiemy ją Julia - mówi po chwili ciszy.
- Czemu Julia? - pytam zaskoczona.
- Bo moja pierwsza dziewczyna miała tak na imię - odpowiada odważnie, a ja nie wahając się uderzam go w ramię - No co? To było w przedszkolu i była bardzo miła - tłumaczy się, ale widząc mój uśmiech całuje mnie w czoło.
- A jak będzie chłopczyk to nazwiemy go... - zaczynam myśleć szukając jakiegoś imienia.
- Romeo ?
- Nie! - mówię śmiejąc się z jego śmiesznej miny - Philip.
- Niech ci będzie.
Podnoszę głowę i całuje go tak jak lubi najbardziej. Pochyla się, w rezultacie prawie na mnie leży. Atakuje swoimi ustami moją szyję, a ja powoli zaczynam tracić resztki rozsądku.
- Lou... - szepczę rozdygotanym głosem, miedzy pocałunkami, bo wiem do czego dąży.
- No weź... Podobno seks w ciąży jest zajebisty... - mówi, a ja zaczynam się śmiać. Zamyka mi usta pocałunkiem.

*Oczami Loli*

- Hej tato - mówię do telefonu. Skulam się na fotelu i po słowach przywitania zanurzam usta w gorącej, czerwonej herbacie.
- No na reszcie się odezwałaś! - słyszę radosny krzyk. Długo nie dzwoniłam, ale tylko dlatego, że kompletnie nie miałam czasu. Westchnęłam czując jak uśmiech wpełza na moje usta, tak bardzo lubiłam jego głos - Co tam u Ciebie słychać? - pyta po chwili.
- Dobrze. Wczoraj byłam w szkole pozałatwiać sprawy ze zdawkami, a dzisiaj siedzę i odpoczywam. A u Ciebie jak tam?
- Dużo pracy, ale jakoś daje radę. Na wakacjach postaram się cię odwiedzić, już nawet rozmawiałem z Dave'm - zapada cisza - A jak się czujesz? - pyta nieśmiało. Wiem o co mu chodzi. Przełykam głośno ślinę.
- Jest dobrze, naprawdę - odzywam się po kilku sekundach - Daję radę, powoli zapominam - dodaję niepewnie.
- Wiesz, że mama byłaby z ciebie dumna?
- Wiem, wiem. Tylko to każe mi dalej walczyć...

~*~

- Że co? - krzyczy Harry zaraz po słowach Louis'a. W końcu postanowili wszystkim powiedzieć, ale widząc minę loczka wiedziałam, że to nie będzie spokojna rozmowa. Położyłam rękę na jego udzie chcąc go w ten sposób jakoś uspokoić, ale chyba nic to nie dało - Jak to jest możliwe? - pyta nadal wzburzony. 
- Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak powstają dzieci... - odpowiada zażenowany Lou. Słyszę jak zielonooki przełyka głośno ślinę. 
- Powiedz mi, że to jakiś pieprzony żart Tomlinson! - znów podnosi głos, a ja zaczynam się powoli go bać. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. 
- Jesteśmy dorośli. Oboje Harry - mówi stanowczo Meg chcąc jakoś uratować sytuację, ale do jej brata kompletnie to nie dociera. 
- Megan  ty masz dopiero 19 lat do cholery! Nie mieliście kasy na te pierdolone gumki? - wciąż krzyczy, a ja zabieram rękę z jego uda. Powoli się odsuwam czując narastający we mnie strach. 
- Harry... 
- Dobra kurwa ty już się zamknij - wskazuje na Louis'a, któremu przerwał w połowie zdania - Masz usunąć i koniec, rozumiesz to? - mówi do siostry,  a ona wydaje się jeszcze bardziej przerażona niż brunet. Czuje jak rośnie we mnie odwaga, nie mam siły już słuchać tych bzdur. 
- Harry - mówię głośno. Patrzy na mnie - Czy ten gniew odebrał ci mózg? Przecież to małe dziecko! Nasze dziecko też byś usuną jakby ci nie pasowało? - mówię do niego spokojnie, ale stanowczo. Wydaje się zbity z tropu - Jeśli tak to nie chce mieć z tobą nic wspólnego - dodaje poważnie. W oczach zbierają mi się łzy, ale zaciskam wargi z całych sił by ich nie wypuścić - Zastanów się nad tym, co mówisz. To "coś" to dziecko! Twój siostrzeniec, bądź siostrzenica! - zaczynam krzyczeć. Wszyscy zgromadzeni w pokoju są w szoku, ja też - Nie graj gorszego dupka niż jesteś - kończę. Podchodzę do Louis'a i Megan. Całuje ich w policzek - Gratuluje - szepczę szczerze i nie obracając się wychodzę po schodach. 

-----------------------------------------------------------------
Hej, hej! 
Czy wy też uważacie, że Harry zachował się beznadziejnie? 
Taki mi się wydaje, że to dopiero początek. 
Kolejny rozdział dopiero w roku szkolnym, więc już dzisiaj chce wam życzyć najlepszego, ostatniego tygodnia wakacji! Wykorzystajcie go dobrze, bo jak wiadomo później skończy się "wolność". 
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba, bo jak dla mnie jest lekki, charakternie zakończony - w sam raz na takie zimne wieczory :)


Kontakt ze mną: yourselfbe950@gmail.com

Chciałam jeszcze dodać, że zakończyłam nabór do "Stwórzmy coś wspólnego!". Mamy wymyśloną już fabułę, więc od września zaczynamy! 
Link do bloga z nową historią podam pewnie dopiero we wrześniu. 

No nic, całuję was mocno skarby, Zaczarowana


Copyright © 2016 HOPE , Blogger