sobota, 16 maja 2015

Epilog

- Dolać pani soku, pani Patterson ? - zapytała moja asystentka stojąc nad biurkiem z dzbankiem ukochanego soku z świeżo wyciśniętych pomarańczy. Kiwnęłam jedynie głową, a następnie myślami wróciłam do wypełnianych wcześniej dokumentów. Wszystko mi się plątało, a obserwacje pacjenta, które miałam napisać szczegółowo, miejscami nie miały sensu. Poprawiłam okulary na nosie i westchnęłam głośno podnoszcząc wzrok na szklankę wypełniającą się sokiem - Pani Ewans przyjedzie nieco później, z tego co mówiła stoi w korku, ale sama pani wie jak ona jest roztrzepana - zaświergotała radośnie Alicja.
- Dobrze, akurat mam coś do skończenia. Pamiętasz o moich biletach na dziś wieczór? - zapytałam wpatrując się w teczkę wypełnioną po brzegi. Otworzyłam ją jednym ruchem i zaczęłam przeglądać zawartość.
- Oczywiście, wszystko już zaklepane. Ma pani lot o dwudziestej pierwszej trzydzieści, a na miejscu będzie pani około trzeciej - odpowiedziała rzeczowo, tak jak lubiłam - Mogę coś jeszcze dla pani zrobić? - zapytała rozglądając się w kółko, jakby szukała jakiegoś zajęcia.
- Nie, nie. Możesz już znikać do domu i pozdrów Shelly - uśmiechnęłam się patrząc jej prosto w oczy. Kiwnęła wdzięcznie głową, a jej usta ułożyły się w radosny uśmiech. Była szczęśliwa, bo w ostatnim czasie miałyśmy strasznie dużo pracy i siedziałyśmy po godzinach, co wiązało się z tym, że spędzała mało czasu ze swoją dwuletnią córeczką.
- Oczywiście pani Patterson. Do zobaczenia po weekendzie - dodała zanim wyszła z mojego gabinetu.
Zostałam sama, ale na niedługo. Jakieś dziesięć minut po wyjściu Alicji do moich drzwi zapukała moja stała pacjentka, pani Ewans. Jak zawsze była roztrzepana i niesamowicie rozczochrana. Na jednym ramieniu zwisała jej czarna torba z czegoś skóropodobnego, a w drugiej trzymała opakowanie z laptopem. Od razu położyła pakunki na wolnym fotelu i szybkimi ruchami zaczęła zdejmować z siebie kolejne warstwy ubrań. Jej płaszcz w pudroworóżowym kolorze by nieco ubrudzony z tyłu, jakby ktoś go ochlapał wodą z kałuży. Ubrana była w czarno białą sukienkę z motywem szachownicy. Przed kolano i bez dekoltu, czyli tak jak pani Ewans lubiła najbardziej.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale jechałam autobusem niestety, a wie pani jak to jest - powiedziała poprawiając blond idealnie ułożone włosy. Rozsiadła się na fotelu, obitym białą skórą, który zawsze zajmowali pacjenci. Sama zajęłam miejsce na przeciwko niej. Wyciągnęłam z szuflady mały notatnik, by móc zapisać swoje spostrzeżenia. Zawsze tak robiłam, bo moja pamięć niestety jest  niesamowicie ulotna.
- Żadna pani, już ci coś o tym mówiłam - uśmiechnęłam się grzecznie - Więc jak ci minął ten tydzień ? - zapytałam standardowo wpatrując się w kobietę wciąż poprawiającą sukienkę na kolanach - Wszystko w porządku?- dodałam niemal natychmiast. Wyglądała jakoś inaczej niż zawsze. Była niespokojna i jakaś taka nieobecna. Westchnęła i zaczęła zwijać w palcach rąbek sukienki.
- Chyba to już czas... - przerwała zawstydzona - Chce coś zmienić, chce zrobić krok do przodu... Nie dam rady dłużej tkwić w tym szklanym pudle, bo to po prostu mnie już męczy... - rozejrzała się po moim gabinecie jakby w poszukiwaniu czegoś na czym mogłaby skupić spojrzenie - Jestem z cudownym facetem, który... no cóż pod jakimś względem mnie... - przerwała i przełknęła wyraźnie ślinę - pociąga - wyrzuciła to z siebie i przelotnie spojrzała na moją twarz chcąc poznać moją reakcje. Ja jedynie mruknęłam dając jej znak, że słucham uważnie i napisałam na kartce "Chęć zmiany - emocjonalnie i fizycznie" - Nie chce żyć jak zakonnica tylko dlatego, że się boję... Strach jest naszym wrogiem, prawda? - zapytała patrząc mi wprost w oczy.
Przypomniałam sobie samą siebie przed kilkoma latami. Zmieniło się dosłownie wszystko. Po kilkunastu miesiącach spędzonych w ramionach terapii postanowiłam ukończyć psychologię i sama móc pomagać tak zagubionym ludziom jak ja kiedyś. To chyba pomogło mi bardziej niż te wszystkie rozmowy z obcymi ludźmi. Następnie wybrałam się na szybkie szkolenie w zakresie psychoterapi i już wtedy zaczęłam kształtować mój mały świat. Wynajęłam lokal, za który nie musiałam płacić strasznych pieniędzy. Gabinet urządziłam tak, żeby to miejsce dawało zaufanie obcym ludziom. Zwiedziłam wiele takich pokoi, przesiąkniętych luksusem i jasnymi kolorami. Przeszkadzało mi w nich to, że nie czułam się tam bezpiecznie. Było w nich tak nieprzytulnie i zimno, co wcale nie zachęcało do zwierzeń. Dlatego też własny zakątek pracy urządzałam dość długi czas. Wiedziałam czego brakowało mi w tych innych i co mnie osobiście by dodawało odwagi. Przede wszystkim chciałam, żeby wszyscy czuli się w nim dobrze, razem ze mną. Chciałam, żeby był przytulny, ale i jasny. Żeby był ciepły, ale nie przytłaczający. Żeby był mały, ale nie klaustrofobiczny. Miał być jaskinią sekretów innych ludzi, dlatego też praca nad jego wystrojem była bardzo precyzyjna i czasochłonna. Wydaje mi się, że wizje z głowy i papieru udało mi się przenieść w życie, w rzeczywistość. Miałam racje, że tak długo nad nim pracowałam, i że uparłam się, że musi być idealny. Wiele pacjentów powtarzało mi, że jest on taki jak ma być, że czują się w nim jak w domu, a o to mi właśnie chodziło.
Do tego wszystkiego starałam się ubierać normalnie. Nie formalnie, ale też nie w piżamę. Chciałam wyglądać jak zwykły człowiek, jak przyjaciel, brat, siostra bądź po prostu mama. Wtedy ludziom łatwiej jest mówić o czymś co ich boli, czego się boją, bez wstydu.
Po tym jak Harry odszedł i zostawił mnie samą z własnymi problemami. postanowiłam nie płakać. Nie tym razem. Kilka przemilczanych tygodni później, wyprowadził się. Kupił mieszkanie, co prawda niedaleko nas, kupił samochód, ale nie za drogi, no i wybrał samotność. Nikt nie miał do niego o to pretensji, bo w pewnym momencie mieszkanie w domu z czterema chłopakami, menadżerem i jego spodziewającą się dziecka żoną, własną siostrą i byłą, mogło być wykańczające. Niedługo po nim Louis i Meg kupili mały domek na obrzeżach Londynu i zaraz się tam przeprowadzili. Zayn i Roni nie czekali długo, wiedząc, że to co ich łączy jest prawdziwe, od razu wynajęli małe mieszkanie i wprowadzili się do niego nawet wcześniej nie kupując mebli. Liam i Niall zostali razem z nami, ale niestety niedługo. Gdy tylko Dave'owi i Blair urodził się mały synek, Nate, uciekli gdzie pieprz rośnie po pierwszej głośniej nocy. Zostałam z nimi sama, więc Dave postanowił kupić mniejszy dom. Nie zobaczyłam go wtedy jednak, gdyż nie mogłam patrzeć jak wszyscy idą do przodu, a ja stoję w miejscu i tylko trzymam ich za rękę. Wyjechałam do Hiszpanii do taty, na całe wakacje. Skończyłam szkołę dlatego też nie myślałam na ile tam zostanę. Chciałam go poznać, pobyć z nim, pobyć z dziadkami i resztą rodziny. Stamtąd od razu wyjechałam na studia, na które zresztą dostałam się fuksem, bo za późno wysłałam podanie. Zostałam w Dublinie do ukończenia nauki, po czym wyjechałam jak najdalej od wspomnień, a mianowicie aż do Nowego Jorku. Dokończyłam kursy i zaczęłam pracować. Z dwa razy byłam w Londynie, żeby odwiedzić wujka i zobaczyć rosnącego jak na drożdżach Nate'a. Kilka razy widziałam się z Niall'em, bo jak studiowałam w Irlandii to często mnie odwiedzał będąc u rodziny. Roni i Zayn często bywali w Ameryce, przez występny dziewczyny i zawsze wtedy u mnie nocowali. Tak na prawdę tylko z nimi utrzymywałam kontakt. Często opowiadali mi o reszcie chłopaków precyzyjnie omijając Harry'ego. Byłam im za to cholernie wdzięczna.
Jeśli chodzi o seks... Miałam kilka podejść na studiach z fajnymi chłopakami, których na prawdę lubiłam, ale nic z tego nie wyszło. Czułam, że mnie pociągają, że to już czas, że się nie boję, ale był jeden czynnik, który hamował mnie za każdym razem.
- Ufasz mu? - zapytałam po dłuższej chwili ciszy. Kiwnęła jedynie głową - Szanuje Cię? Czy czujesz to, że on cię szanuje? - padło kolejne pytanie z moich ust. Przekręciła głowę w bok, tak jak miałam w zwyczaju. Tak bardzo nie lubiła na mnie patrzeć jak opowiadała o swoim wnętrzu.
Dużo czasu zajęło mi otwarcie jej. Przez ponad pół roku pracowałyśmy nad tym, żeby chociaż chciała coś powiedzieć, żeby powiedziała to co czuje, to co siedzi w jej wnętrzu. To była długa droga pełna łez i bólu i przede wszystkim wspomnień, ale dałyśmy radę. Wtedy właśnie zauważyłam, że jak spogląda przez okno na przeciwległej ścianie to się otwiera. Tak jakby widok za nim ją uspokajał. Okazało się wtedy, że  zieleń drzewa, które jest tuż za szybą odpręża ją. Dzięki temu spostrzeżeniu wiedziałam czego ona potrzebuje, żeby szczerze porozmawiać.
- Tak. Czuje, że już nie boi się mnie przytulić, ale wciąż robi to delikatnie, jakbym była małą porcelanową laleczką, której nie chce za nic skrzywdzić. Czuję, że każdy jego nowy krok ku mojej osobie jest dokładnie przemyślany. Czuje, że robi wszystko bym czuła się dobrze i nie przekracza żadnej bariery. Wie co może, czego nie. Wie czego się boję, a co jest w porządku. Wie jak mi pokazać to, że dotyk może być przyjemny, nie zmuszając mnie przy tym. Jest kochany i taki troskliwy... Wierze w to, że gdybym powiedziała tak to kochalibyśmy się... - przerwała uśmiechając się uroczo, jakby rozmarzona - tak przyjemnie, tak cudownie i na pewno po wszystkim przestałabym się bać jego dotyku na zawsze... - mówiła cicho, ale wiedziałam, że szczerze - Ale co będzie jak on po wszystkim będzie chciał to robić ciągle? Będzie naciskał i dopytywał? Co jak znudzi mu się delikatność? Co będzie jak zachce czegoś więcej, jakiejś pikanterii ? - zapytała wciąż na mnie nie patrząc. Tak na prawdę nie wiedziałam co mogę jej odpowiedzieć. Pomogłam jej wyjść z tego strachu. Pomogłam jej zrobić krok na przód i namówiłam ją na stworzenie normalnego związku, i wyznaniu partnerowi prawdy. Pomogłam jej przejść przez to wszystko dzięki moim doświadczeniom, ale nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć na te pytania. Przecież u mnie nigdy nie było tego "potem".
- Wiesz... - zaczęłam układając sobie w głowie to co chce jej przekazać - Przede wszystkim powinnaś z nim wcześniej o tym porozmawiać. Poproś go by mówił co chce zrobić, żebyś nie była zaskoczona i przerażona - przerwałam upijając łyk soku - Powiedz, że chcesz spróbować, ale niczego nie obiecujesz. Przedstaw jasno swoje obawy co do tego, co będzie później. Wystarczy zwykła rozmowa, w której powiesz czego się spodziewasz, czego nie jesteś w stanie znieść... - zaczęłam się zastanawiać czy moje rady są w tej chwili czegoś warte. Co jeśli się mylę i to wcale nie pomoże. Przecież nie odbywałam takiej rozmowy, więc nie wiem co można się po niej spodziewać - Cóż... Najłatwiej będzie jak po prostu porozmawiacie - ukróciłam swój wywód nie będąc pewna jego słuszności.
- Myślisz, że to pomoże mi rozwiać te wszystkie myśli? Że gdy będziemy się kochać nie będą dręczyły mnie różne obrazy tego co potem ? - zadała kolejne pytania. Akurat na te potrafiłam odpowiedzieć bez zastanowienia.
- Myślę, że tak. Widzisz dla nas seks przez całe życie był czymś w rodzaju strachu, takiej traumy. Kojarzył się on nam z najgorszymi rzeczami i czynnościami. Ale prawda jest taka, że jeżeli dwoje ludzi się kocha to jest to najpiękniejsza chwila na całym świecie, nic się wtedy nie liczy, a obrazy przyszłości odlecą w niepamięć - odpowiedziałam uśmiechając się do niej - Jeżeli czujesz, że jesteś gotowa, że to jest facet, który da ci to szczęście, to bezpieczeństwo, którego wtedy potrzebujesz to nie wahaj się. Nie warto znajdować w sobie nowych wątpliwości. Przegoniłaś przeszłość, więc walcz o przyszłość.


Rodzinny obiad, na który się zdecydowałam był jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.
Dave dzwonił do mnie dość często, ale nigdy nie rozmawialiśmy o sprawach prywatnych ani nigdy mnie do niczego nie przymuszał. No i kilka dni temu chyba się za mną stęsknił, bo postanowił zamienić ze mną kilka słów przez telefon. Co prawda nie widzieliśmy się długo, a ja szczególnie nie napierałam na kontakt z Londynem, ale rozmowa się kleiła całkiem nieźle. Zapytał co u mnie. Czy kogoś mam. Jak mi się żyje. Jak się czuje. Jak mi idzie interes. Czy jestem szczęśliwa. Opowiedział o wyczynach swojego synka. No i na końcu poprosił, żebym przyjechała. Słyszałam w jego głosie rodzaj determinacji. Na początku chciałam zmyślić, że nie mam czasu, że moja praca wymaga całodobowego zaangażowania, że mam teraz ważnego pacjenta, ale ostatecznie się zgodziłam. Oznajmił spokojnie, że będą chłopcy, że chce byśmy się spotkali tak jak dawniej, że tego potrzebujemy wszyscy bez wyjątku... Nie umiałam powiedzieć nie, bo dawno się nie widzieliśmy, a w końcu rodzina to rodzina. Dodatkowo mały Nate jest moim chrześniakiem i pasowałoby się w końcu z nim zobaczyć. Postanowiłam się spakować i po prostu pojechać. Czas pogodzić się z Londynem i zakopać ten wojenny topór. Namawiałam moich pacjentów do zmian, a sama przez wiele lat nie umiałam ich dokonać we własnym życiu. To był właściwy moment.
Grzebałam widelcem w talerzu szukając w nim czegoś ciekawego. Wokoło mnie panowała bardzo radosna atmosfera.
Był Louis z Megan i ich córeczką Ill'ą, która cały czas siedziała tacie na kolanach wystraszona, i zawstydzona, a on po prostu głaskał ją po plecach..
Roni i Zayn, którzy wciąż pod stołem trzymali się za ręce jak za dawnych lat.
Niall z dziewczyną Emmą, którą poznał niedawno. Byli tacy szczęśliwi i zapatrzeni w siebie.
Liam z narzeczoną Caro. Oboje tacy zdystansowani i spokojni siedzieli obok siebie, i rozmawiali z wszystkimi grzecznie. Od czasu do czasu dziewczyna pochylała się w jego stronę i całowała go delikatnie w policzek bądź usta, a on uśmiechał się uroczo. Gdy na nią patrzył jego oczy błyszczały.
No i Dave z Blair, objęci jak za dawnych lat, oraz Nate'm. Chłopak ciągnął Ill'ę za sukienkę, bo chciał się z nią pobawić, a ta tylko kiwała przecząco głową.
Byłam sama. Nie miałam męża, chłopaka, partnera, ukochanego ani nawet wielbiciela. Miałam gabinet i Alicję oraz wdzięcznych mi za pomoc pacjentów. Do tego jeszcze dwupokojowe mieszkanie na trzecim piętrze w starej, ale pięknej kamienicy oraz masę roboty. Westchnęłam zasmucona. Chciałam ich zobaczyć i cieszyłam się z tego, że są szczęśliwi, ale bolało mnie to, że ja nie miałam tego uśmiechu.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi i mały Nate jakby zamroczony zostawił zawstydzoną Ill'ę i pobiegł otworzyć drzwi. W przedpokoju rozległy się jakieś głośne rozmowy i śmiechy, więc Blair od razu tam podreptała zapewne przywitać gości. Podniosłam głowę ciekawa tego co zobaczę i z nadzieją, że moje obawy się nie sprawdzą. Niestety wszystko sprawdziło się w momencie, w którym zobaczyłam brązową, krótko obciętą czuprynę. Przypomniałam sobie o naszyjniku zdobiącym mój dekolt i od razu wpakowałam go pod koszulkę. Poczułam jak stres oblewa moje ciało, a ze strachu zaczęły mi się trząść ręce. Nie widziałam go tyle czasu...
- Witam wszystkich - powiedział Harry wchodząc do salonu. Oczy zgromadzonych spoczęły na jego osobie albo nie na jego. Znikąd pojawiła się w drzwiach niewysoka, białowłosa kobieta o przepięknych kocich oczach. Ich szmaragdowy odcień odbijał się od światła lamp i błyszczał magicznie. Serce mi stanęło, a oddech zatrzymał się w płucach. Czułam się tak jakbym była w jakiejś klatce, w której nie ma powietrza. Pochyliłam się do przodu, by nikt nie widział łez wyczerpania spływających po moich policzkach. Zacisnęłam róg stołu w dłoniach i zmusiłam swoje płuca do pracy. Gdy pierwsza partia powietrza wpełzła do mojego organizmu, ciało odżyło. Dwa oddechy pomogły, ale tylko na niedługą chwilę. Poczułam dziwny skurcz żołądka, który zmusił moje nogi do biegu. Minęłam zdziwionego Harry'ego w drzwiach i skierowałam się od razu do łazienki. Zwróciłam wszystko co dzisiaj zjadłam. Tego bałam się najbardziej, tych przeklętych mdłości. Myślałam, że już odpuściły, a one jak zawsze pojawiły się w nieodpowiednim momencie.
Gdy umyłam twarz i przepłukałam usta postanowiłam wrócić do pozostałych. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami, po czym wyszłam z bezpiecznego pomieszczenia.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz fatalnie - oznajmił Zayn wstając z krzesła. Podszedł do mnie i od razu objął mnie w pasie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że prezentowałam się teraz okropnie.
- Witaj Lola, długo się nie widzieliśmy - przywitał się ze mną Harry podnosząc się, gdy tylko podeszłam do stołu - To Amy, moja nowa dziewczyna - przedstawił mi białowłosą, z którą przyszedł. Uśmiechnęłam się uprzejmie i podałam jej dłoń.
- Lola, miło mi cię poznać - perfidnie skłamałam. Usiadłam sobie na moim poprzednim miejscu i wzięłam głęboki oddech. Odsunęłam od siebie talerz z obrzydzeniem i dopiero po chwili zorientowałam się, że w pokoju panuje cisza, a wszyscy patrzą wprost na mnie.
- Jesteś na coś chora? - zapytał Dave obserwując mnie czujnie.
- Nie - odpowiedziałam niepewnie.
- No nie powiesz nam, że rzygałaś na widok Harry'ego - rzucił Louis, a ja w jednej minucie poczułam się jak dawniej. Uśmiechnęłam się widząc jak Meg szturcha go i mówi coś wściekła przez zaciśnięte zęby.
- Nie, nie - zaśmiałam się spuszczając wzrok i zakładając pasmo włosów za ucho - Ja po prostu... - ucichłam na chwilę, po czym uniosłam głowę i spojrzałam na bruneta o kręconych włosach - Jestem w ciąży - powiedziałam odważnie. Zapanowała jeszcze gęstsza cisza niż przed chwilą. Harry szybko wstał z krzesła wywracając je przy okazji.
- No to gratuluje - powiedział patrząc mi w oczy z przerażeniem - Który miesiąc?
- Czwarty, a dokładniej 16 tydzień - odpowiedziałam.
Domyślił się, bo zobaczyłam strach, którego nie widziałam w jego oczach już od bardzo dawna.



- Masz ochotę napić się herbaty? - zapytała Roni stojąc przy blacie. Kiwnęłam głową i zwinęłam się w kłębek na krześle. Luźna piżama podwinęła się nieco do góry, więc podciągnęłam skarpety Zayn'a. Tak bardzo lubiłam być w ich ciepłym i niedużym mieszkaniu. Drewniane krzesła, których lat świetności nie pamięta nikt, były tak wygodne jak żadne inne. Biała kuchnia przypominała mi dom babci, a zapach który się w niej unosił sprawiał, ze od razu stawałam się głodna.Poruszyłam się niespokojnie, szukając wygodnej pozycji i wbiłam wzrok w namalowaną różę na ścianie na przeciwko. 
Zobaczyłam go znowu, tak bardzo się zmienił. Nie wiedziałam, że kogoś ma... Gdybym wiedziała to nigdy bym nie przyjechała. Poczułam się jak piąte koło u wozu z balastem. Westchnęłam głośno zapominając, że nie jestem sama. Od jakiegoś czasu nie mogę przywyknąć do tego, że nie jestem w swoim pustym domu, że przede wszystkim jestem wciąż obserwowana. 
- Porozmawiasz w końcu z nami? - zapytał Zayn wchodząc do kuchni z ręcznikiem w dłoniach. Zaczął szybkimi ruchami wycierać mokre włosy, a ja od razu domyśliłam się, że dopiero co wyszedł spod prysznica. Ten dom był taki mały, a jednak nie słyszałam szumu wody. Często się tak wyłączałam i traciłam kontakt z rzeczywistością, ale ostatnimi czasy nasiliło się to do tego stopnia, że nie miałam pojęcia gdzie jestem i co się dzieje. 
Spojrzałam na brunetkę, która oparła się o blat i obserwowała mnie uważanie jakby szukała odpowiedzi wymalowanych na mojej twarzy. Spuściłam wzrok, wiedząc, że oczy są w stanie wyznać jej wszystko. Wiedziałam, że po tym jak wszyscy dowiedzą się prawdy, będę musiała z kimś o tym porozmawiać, ale liczyłam, że Dave będzie tym pierwszym. On natomiast tak na prawdę nie był w stanie zapytać mnie o nic. Do końca wieczoru siedział w ciszy, wciąż obejmowany przez zmartwioną Blair. W drzwiach, przed moim wyjściem, przytulił mnie jedynie i ucałował w czoło. 
- Czy ktoś cię skrzywdził? - zapytała nagle Roni zawstydzona, a ja w jednej chwili zrozumiałam dziwne zachowanie wujka. Czy on też tak pomyślał? Zayn odchrząknął. 
- Myślicie, że przeżyłabym kolejna taką sytuację? - odpowiedziałam pytaniem retorycznym. Chciałam trochę przedłużyć tą rozmowę, by zyskać czas. Chciałam ją delikatnie sprowadzić na inne tory, a później wymigać się zmęczeniem, bo wtedy mogłabym ustalić z NIM jakąś wersje wydarzeń.  
- Wydajesz się dużo silniejsza niż kiedyś - skwitował brunet. Udało się.
- Może dlatego, że dużo pracuje i nie mam czasu myśleć o niczym szczególnym - odpowiedziałam i od razu zaczęłam przeszukiwać głowę w zamiarze rozpoczęcia innego tematu - Znacie tą całą Amy? - zadałam pytanie, które wydawało mi się najsłuszniejsze i najmniej głupie w tej sytuacji. Roni westchnęła i zaczęła zalewać herbatę wrzątkiem, a Zayn usiadł na krześle na przeciwko mnie. 
- Wydaje mi się, że poznali się niedawno. Ostatnio był bardzo tajemniczy i nie chciał nic mówić na jej temat. Może to właśnie dlatego wszyscy zdziwili się tak tym, że przyszła z nim - oznajmił spokojnie mój przyjaciel. Chyba połknęli haczyk - No, ale prawdopodobnie są ze sobą od miesiąca - ulżyło mi. 
- Miła dziewczyna, ale kompletnie do niego nie podobna. Próbowałyśmy z nią porozmawiać, ale ona jedynie odpowiadała uśmiechami - odezwała się brunetka kładąc przede mną kubek z parującą cieczą. Zapachniało czerwoną herbata. Czując tę woń uśmiechnęłam się mimowolnie - Jest jakaś dziwna.
- Może on zabronił jej mówić - zamyślił się Zayn - To jakieś podejrzane i tyle... Przecież on nie lubi takich dziewczyn... Spójrz na Lolę, ona jest jej całkowitym przeciwieństwem - zakończył swój wywód patrząc prosto na mnie, a ja automatycznie się speszyłam i spuściłam wzrok na skarpety okalające moje zziębnięte stopy - Po tobie nie miał chyba nikogo, przynajmniej o nikim nam nie mówił - dodał. Roni usiadła mu na kolanach i cmoknęła go w czoło, a ja poczułam jak serce mi się kruszy z niepohamowanej zazdrości. 
- Wiecie jaki jest Harry, nigdy nie mówi o swoich uczuciach - odezwałam się w końcu - Na pewno miał jakieś dziewczyny...
- Ale nie chciał, żebyś się ty o tym dowiedziała - przerwała mi brunetka i uśmiechnęła się zwycięsko. Kiwnęłam głową z ukrytym żalem i wymusiłam uśmiech, udając, że to był pewien rodzaj nieśmiesznego żartu. 
- Nie zmieniaj tematu cwaniaro - obruszył się nagle chłopak i uśmiechnął się przebiegle. Udałam zaskoczoną - Zawsze tak robisz jak temat jest dla ciebie nieprzyjemny - rozgryzł mnie - I tak wyciągniemy z ciebie prawdę - dodał i uśmiechnął się przepięknie i uroczo. Nic się  nie zmienił. 
- Czyje to dzieciątko? Znamy go? Przystojny jest? - wyrzucała z siebie pytania Veronica. Westchnęłam nie wiedząc, na które mam odpowiedzieć. Było tyle ludzi, którym musiałam powiedzieć prawdę, bo przecież długo nie uda mi się ukrywać tego, że rośnie we mnie mała część mnie. 
- Nie chce o tym gadać. Będę miała dziecko, które pokocham najmocniej na świecie i będziemy sobie żyli razem, we dwoje - podkreśliłam ostatnie dwa słowa, akcentując je wyraźnie - Położę się już, bo w południe mam zabukowany bilet do Nowego Jorku - dodałam i wstałam z krzesła. 
Zgarnęłam kubek i wycmokałam im policzki, a następnie uciekłam do salonu na kanapę. Ułożyłam na niej poduszkę i koc po czym wyciągnęłam z torebki teczkę pani Ewans. Musiałam uzupełnić jej ostatnią wizytę. Nie mogę sobie robić w dokumentacji takich zaległości. Kartka z wczorajszą datą leżała przede mną pusta, a ja nie miałam pojęcia co mam napisać. Chęć zmiany jest oczywista jeżeli chodzi o terapie tego typu. Nie spotkałam jeszcze pacjenta, który by przyszedł do mnie z własnej woli i wybrał życie w strachu. Tego typu fobie trzeba leczyć, bo nie da się żyć z łzami w oczach przy każdym dotyku ukochanej osoby, a izolacja od świata może być gorsza niż rozmowa. 
Godzinę później zapełniałam kartkę niczym robot opisując każdy syndrom, każdy odwrócony wzrok, każdy uśmiech, każdą łzę i każde moje spostrzeżenie. Było mi łatwiej gdy nie musiałam używać tych wszystkich lekarskich pojęć. Pani Ewans była ciekawym przypadkiem, którego nie dało się wpasować do żadnego modelu psychologicznego. Była jak jajko niespodzianka. Codziennie miała inny humor, inne nastawienie, inne pomysły i przekonania. Raz miała motywację do zrobienie kroku w przód, raz nie. Przypominała mi jedną osobę. 
Nagle mój telefon zawibrował, a ja zignorowałam go w przekonaniu, że to sms od operatora sieci. Nie chciałam odrywać się od pracy i stracić tej pewno rodzaju weny. Chwile później znów się odezwał, ale tym razem dłużej, więc domyśliłam się, że ktoś dzwoni. Podniosłam urządzenie i bez zastanowienia przeciągnęłam zieloną słuchawkę. 
- Lolitta Patterson, słucham? - odezwałam się swoim formalnym tonem, będąc przekonana, że to któryś z pacjentów.
- Zejdź na dół - w słuchawce odezwał się zachrypnięty głos. Rozglądnęłam się po pokoju nie będąc pewna czy nie stoi gdzieś za szafą. 
- Zayn i Roni mnie nie wypuszczą - odpowiedziałam tym samym tonem. Odruchowo dotknęłam swojego delikatnie odstającego brzuszka. 
- Śpią już, proszę cię zejdź, musimy porozmawiać - poprosił łagodnie, a moje serce zabiło mocniej. 
- Daj mi chwile - szepnęłam i się rozłączyłam nie czekając na odpowiedź. 
Założyłam na stopy buty emu, a na ramiona narzuciłam kurtkę do biegania i dokładnie ją zapięłam, żeby maluch nie zmarzł. Otworzyłam cicho drzwi od salonu i wyszłam na palcach do przedpokoju. Po drodze zgarnęłam z komody kluczę by ich zamknąć. Schodząc po schodach na parterze zauważyłam zakapturzoną postać stojącą w rogu. Poprawiłam koka na czubku głowy i odchrząknęłam zatrzymując się na ostatnim schodku.
- To moje dziecko ? - zapytał, a ja mimowolnie poczułam się poruszona. Jak on mógł w ogóle w to wątpić?
- Jasne, że twoje, a kogo innego - syknęłam przez zaciśnięte zęby, nieco ostrzej niż miałam w zamiarze.
- Zakochałem się Lola... Amy jest... 
- Idealna, rozumiem - przerwałam i dokończyłam za niego zdanie - Nie oczekuje od ciebie niczego, nawet pieniędzy - dodałam zanim zdążył otworzyć usta. 
- Nie chce cię tak zostawić, przecież ja... - przerwał jakby nie mógł się pogodzić z tym określeniem - jestem ojcem tego dziecka - dokończył. Przeczesał włosy pod kapturem, a ja od razu poczułam zapach jego szamponu. Oddech mi ugrzęzł w płucach, ale zanim zdążył się tam zagnieździć na dłużej zmusiłam go do normalnego obrotu. 
- Harry... - przerwałam uspokajając rozdygotany głos - Nie mam ci za złe tego, że się zakochałeś... Nie można być złym za miłość... - podrapałam się po głowie wpatrując się w swoje czarne buty - Byłeś pierwszym, który... - nie mogłam tego powiedzieć na głos. "Się ze mną kochał, prawdziwie kochał..." dokończyłam w myślach - Ciesze się, że to właśnie ty... Dlatego też nie zabiorę Ci twojego szczęścia i pożyczę szczerze powodzenia w tej miłości. 
Ruszyłam w górę nie chcąc prowadzić dłużej tej rozmowy. Serce łamało mi się na kawałki, a łzy waliły w drzwi by móc wypłynąć. Nie mogę się rozpaść, nie teraz, nie tu.
- Poczekaj - poprosił. Wyszedł za mną i stanął tuż za moimi plecami. Położył mi rękę na ramieniu - Czy mógłbym... - słyszałam jak głęboki oddech wziął - go poczuć... ? - zapytał niepewnie, a ja się lekko uśmiechnęłam. 
- Ją - poprawiłam go i odwróciłam się. Zrobił zdziwioną minę - Będzie się nazywała Rosie - wyjawiłam mu, mój mały sekret. Nikomu o tym nie mówiłam, nawet tacie, a on o ciąży dowiedział się pierwszy. Rozpięłam kurtkę i podciągnęłam nieznacznie koszulkę, a następnie uśmiechnęłam się do niego by dodać mu odwagi. Wyciągnął dłoń i bez zawahania położył ją w miejscu, gdzie znajdował się owoc naszej miłości, byłej miłości. 
Nagle jego wzrok stał się nieobecny, jakby oczy zaszły mgłą. Ciepła dłoń przesuwała się po moim brzuchu, a on opuścił powieki rozkoszując się tą chwila. Pamiętam jak sama dowiedziałam się, że gdzieś tam w środku pod skórą, kształtuje się moja druga połowa, leżałam przez kilka godzin z ręką na brzuchu i uśmiechem na twarzy. To był dla mnie znak, że uprawianie seksu, nie musi przynosić tylko łez, bo jeśli kocha się drugą osobę można stworzyć coś magicznego. Moja mała córeczka....
- Kocham ją - powiedział nagle, a ja wytrzeszczyłam oczy i potrząsnęłam głową z niedowierzania - Już ją kocham... - dodał nie zabierając ręki - Obiecaj mi proszę, że pozwolisz mi się z nią widywać czasem... - poprosił, a ja jedynie kiwnęłam głową. Tak bardzo chciałam, żeby to mnie kochał, ale on pokochał już kogoś innego...
-----------------------------------------------------------------
To już chyba definitywny koniec, niestety lub stety. 
Nie zamierzam kontynuować tego opowiadania, ponieważ nie  czuje go już totalnie...
Kiedyś go poprawie na książkę, mam nadzieję, i wtedy może coś opublikuje, byście mogły przeżywać tę historię na nowo :)

Miło mi, że ze mną byłyście do samego końca :) 
Dziękuję za każdy komentarz, za wsparcie i po prostu za to, że doceniałyście moją ciężką pracę. Byłam silna i obiecałam sobie, że to skończę. Teraz uważam, że końcówka, która nie zdradza zbyt wiele jest jeszcze lepsza niż cokolwiek innego! Możecie same sobie dopowiedzieć resztę.

Wrócili do siebie? Może.
Urodziła dziecko i umarła? Może.
Była samotną matką z przesyłanymi alimentami? Może.
Wyszła za mąż i wspólnie z mężem wychowują dziecko jej i Harry'ego? Może.
Harry jest szczęśliwy z Amy? Może.
Nikt nigdy nie dowie się prawdy? Może.
Po kilkunastu latach żona Harry'ego dowie się prawdy? Może.

Napiszcie mi w komentarzu jak dla was kończy się ta historia. Jaki był wasz ulubiony moment?
Którego bohatera kochacie najbardziej?

Piszcie wszystko na co tylko macie ochotę, a ja obiecuje, że kiedyś wrócę :)

Całuje was mocno, po raz ostatni, Zaczarowana ♥

7 komentarzy:

  1. Nie bardzo rozumiem...To jego dziecko? :o Przecież od ich zerwania musiało minąć dużo wiecej czasu..Bo studia, urządzanie studia..Więc...o co tu chodzi? :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skąd wiesz że widzieli się bardzo dawno? Nigdy nic nie wiadomo :)

      Usuń
    2. No...Tyle wywnioskowałam z tego epilogu. :o Ale widocznie postanowiłaś zrobić z tego epilogu coś mega tajemniczego. :D
      Wiesz tylko, że to brzmi jak zapowiedź części drugiej? :c
      Mamy na co liczyć czy...nie? :o

      Usuń
  2. Takie poplątane, ale takie świetne. Coś mi się wydaje,że to jeszcze nie koniec tej historii. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba to jeszcze nie epilog i sadzę że Hazza tak łatwo nie odpuści... ,3

    OdpowiedzUsuń
  4. 1p. Żałuję że dopiero przed wczoraj 'odkryłam' tego bloga
    2p. To jest jedno z najlepszych opowiadań o 1D i wgl wśród ff.
    3p. Proszę, weź kontynuuj...
    😟

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 HOPE , Blogger