środa, 19 grudnia 2012

Drugi

     Po moim nadgarstku spływała stróżka czerwonego płynu. Co jakiś czas przecierałam palcem po ranie, sprawiając sobie jeszcze większy ból. Odchyliłam głowę do tyłu i czekałam. Na co ? To chyba logiczne, aż się wykrwawię na śmierć. Chciałam już zobaczyć moją mamę…
     „Nie mogę tak dugo czekać !”, krzyknęłam sobie w myślach. Po co mam sobie sprawiać ból, jak mogę po prostu umrzeć bezboleśnie. Z wielkim trudem podniosłam się z podłogi. Jednak to podcięcie żył coś dało, bo kręciło mi się w głowie i obraz w około był lekko rozmazany. Sięgnęłam do szafki nad umywalką i wyciągnęłam jakieś kartonowe opakowanie. Było prostokątne i chyba filetowe. Zawsze tam trzymałam leki przeciwbólowe, albo nasenne. Po tym co się działo u mnie w domu, po tym co robił mi ojciec, nie mogłam spać, jeść… a przede wszystkim ból nie dawał mi spokoju.
         Przypuszczałam, że to są proszki nasenne, ale nie miałam pewności. Zresztą nie było mi to potrzebne. Wzięłam kilka na dłoń i połknęłam bez zastanowienia. Opadałam z powrotem na podłogę. Zrobiło mi się słabo. Oparłam głowę o zimne płytki i przymknęłam powieki.
        Widziałam małe gwiazdeczki i jakiegoś pieska, uśmiechałam się do nich. Byli tacy szczęśliwi. Usłyszałam jakiś krzyk. Otworzyłam oczy po raz ostatni. Wszystko dookoła wirowało. Powieki opadły, a ja zasnęłam…


*Oczami Dava*
(następny dzień, koło 12 rano)

        No i jestem. Mały, jednopiętrowy, biały domek naprzedmieściach Londynu. W około dużo kwiatów i
kolorowych roślin. Aż uśmiech sam się wkrada na twarz. Moja siostrzenica musi mieć idealne życie. Pewnie jest bardzo szczęśliwa…. A teraz pojawię się ja i zniszczę cały panujący ład i porządek. To chyba nie fair, nie ? A może to nie tutaj, może coś pomyślałem. Zacząłem się rozglądać.  Koło ciemnobrązowych drzwi wisiała tabliczka z napisem „Fourstreet 22”. Wszystko się zgadza.   
      Niedawno dowiedziałem się, że moja siostra nie żyje. Nie byłem  najlepszym bratem, zostawiłem ją, tak po prostu, bez żadnych wyrzutów sumienia. Najbardziej mnie bolało to, że się nie pożegnałem, że nie powiedziałem jak bardzo ją kocham, i jak bardzo mi jej brakowało. Jak się w końcu zdobyłem na odwagę i zadzwoniłem do mamy to ta informacja mną wstrząsnęła. A jak mi powiedziała, że mam siedemnastoletnią siostrzenicę postanowiłem ją odnaleźć i poznać. Chciałem w ten sposób odkupić swoje winy ? Nie raczej nie. Zawsze chciałem być wujkiem.   
         No i dobra. Stoję teraz przed jej drzwiami, przed jej domem i nie mam pojęcia co powiedzieć. „Cześć, jestem bratem twojej mamy, chce uspokoić wyrzuty sumienia, dlatego przyjechałem cię odwiedzić”, szczerość jest przereklamowana…
              Trzymałem dłoń zaciśniętą w pięść i chciałem już zapukać, ale ciągle mnie coś powstrzymywało. Chaos w mojej głowie nie dawał mi spokoju. Mogłoby się to pogrupować, na bardzo ważne i błahe. Ale nie, bo po co ?!  
       Nie wiem dlaczego, ale w tamtej chwili myślałem co mogą robić chłopcy…Jestem nieodpowiedzialny, że zostawiłem w moim domu bandę rozwydrzonych małpiszonów. Dobra Dave koniec ! Skup się.
Zastukałem w drewniane drzwi kilka razy i nic. „Może jej nie ma”, pomyślałem i już chciałem odejść, ale zatrzymała mnie jakaś staruszka. Była ubrana w spódnice po kostki z motywem małych kwiatuszków. Do tego jakaś kozula w ogóle nie pasująca, a na to jakaś narzuta, która wyglądała jak koc.
        — Przepraszam, a pan do kogo ? – zapytała patrząc na mnie podejrzliwie.
       — Ja do … - przerwałem i wyciągnąłem ze swojej kurtki zdjęcie siostrzenicy, które dostałem od mamy. Z tyłu było napisane jej imię i nazwisko. – Do Lolitty Patterson – powiedziałem z uśmiechem. Pokazałem staruszce zdjęcia, a ona przyjrzała mu się.
      — A można wiedzieć w jakiej sprawie ? – zapytała. Ona ją doskonale znała, ale nic nie chciała mi powiedzieć. Czułem się jak na jakimś przesłuchaniu. Była bardzo podejrzliwa i ostrożna.  
    — Jestem jej wujkiem, bratem zmarłem mamy – odpowiedziałem smutno. Zawsze jak o tym myślałem do moich oczu napływały łzy, ale tym razem zacisnąłem wargi by słony płyn nie spłynął po moich policzkach.  
   — Ach, nie będziemy tu rozmawiać, to nie jest bezpieczne miejsce. Zapraszam do mnie – powiedziała szeptem i ruszyła przed siebie. Zdecydowałem się pójść za nią. Raczej nie jest babcia-gangster, która trzyma w domu broń, przynajmniej na taką nie wyglądała.
Szliśmy chodnikiem. Okazało się, ze starsza kobieta mieszkała zaraz koło mojej siostrzenicy.  Skręciliśmy w
jej uliczkę. Miała nieduży drewniany domek, porośnięty jakimś ciemnozielonym bluszczem. Typowy dom samotnej staruszki. Stare okna w różnych, nie pasujących do niczego kolorach, wywołały u mnie uśmiech. Z pewnością ten budynek wyróżniał się spośród innych na tej ulicy.  Dookoła pełno kwiatków, duże drzewo, a obok mała ławeczka, a na niej jakaś książka. Pewnie kobieta czytała, ale jak mnie zobaczyła postanowiła „zainterweniować”.
      Otworzyła drzwi i weszła do środka zostawiając je dla mnie otwarte. Poszedłem w jej ślady. Na ścianach w przedpokoju była drewniana boazeria. Świeciła się, jakby ktoś ją wylakierował. Na nich wisiały zdjęcia, pełno zdjęć, pewnie rodzinnych.  Podłoga na parterze była pokryta wykładziną w dziwne wzorki. Naprzeciwko wejścia były drewniane schody na piętro. Podążyłem za kobieta, która skręciła do salonu. Zasiadła na małej ciemnej sofie, a ja stałem w wejściu. Obok kanapy stały dwa duże fotele w tym samym kolorze. Pomieszczenie było takie domowe, przytulne.
    — Usiądź sobie chłopcze – powiedziała i poklepała miejsce obok siebie. Wykonałem jej prośbę z wielkim uśmiechem na twarzy. Była bardzo miła. – No więc słuchaj, musisz ją stąd zabrać – posmutniała nagle, a cała radość wyparowała. – W tym domu nie jest bezpiecznie – dodała.
    — A może mi pani powiedzieć co się tam dzieje ? – zapytałem z nadzieją, że mi opowie. – A gdzie w ogóle jest Lolitta ? – dodałem zaciekawiony.
    — I tu zaczynają się schody … -  przerwała spuszczając wzrok. Nie zrozumiałem o co jej chodzi – Lola jest w szpitalu, wczoraj w nocy próbowała popełnić samobójstwo – powiedziała. Zatkało mnie. Nie miałem pojęcia, co powinienem teraz zrobić. Siedziałem i wpatrywałem się w martwy punkt. – Wszystko dobrze ? – zapytała, a ja tylko kiwnąłem głowa – To wina ojca. Wydaje mi się, że on ją bije, ale nie jestem pewna. Wczoraj wieczorem słyszałam krzyki, damskie krzyki. Byłam pewna, że to Lola. Poczekałam aż ten bydlak wyjdzie z domu. Czekałam i czekałam, ale nic się nie działo. Krzyki cichły, a w łazience świeciło się światło. Postanowiłam tam pójść – mówiła smutna i przygnębiona – Weszłam do domu. Często tam bywałam, bo pomagałam Loli. Ona nigdy się nie chciała przyznać, że ojciec jej robi krzywdę – przerwała i spojrzała na zdjęcie na kominku. W ramce było zdjęcie uśmiechniętej blondynku. Była bardzo podobna do mojej siostry. Ten sam uśmiech i rysy twarzy.
     — Czy to jest Lola ? – zapytałem wstając z kanapy. Kobieta kiwnęła głową. Wziąłem zdjęcie do rąk i zacząłem mu się przyglądać. – Jest taka podobna do Margaret – wyszeptałem przejeżdżając palcem po szybce, chroniącej zdjęcie przed zniszczeniem. Z powrotem  usiadłem obok kobiety w ręce ciągle trzymając fotografię. Wpatrywałem się w nią z uśmiechem.
   — Tutaj była na wycieczce klasowej rok temu. Polecieli do Paryża. Zbierała na ren wyjazd dwa lata, pracując w małej knajpce. Była taka szczęśliwa – wspominała – Zazwyczaj ma podkręcone włosy i nie ma grzywki, tu się wygłupiała z koleżankami. – powiedziała uśmiechając się do zdjęcia – Wywołała je dla mnie, bardzo ją o to prosiłam. Ona jest dla mnie jak wnuczka, a ja dla niej jak babcia – dodała, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. – Może dokończę opowiadać – rzekła, a ja kiwnąłem głową -  Leżała w łazience na podłodze w kałuży krwi – przerwała. Po jej policzku spłynęła kolejna łza. Wiedziałem, ze to dla niej nie jest miłe wspomnienie, zresztą ciekawe dla kogo by było … – Była nieprzytomna, ale oddychała. Szybko zadzwoniłam po karetkę i ją zabrali. – dokończyła. Spuściłem wzrok. Musiało się stać coś strasznego, skoro chciała się zabić. – Chciałam, żeby się do mnie przeprowadziła, ale ona bała się obciążać jeszcze mnie – dodała patrząc na mnie.  
       — Do którego szpitala ją zawieźli ? – zapytałem podenerwowany. Wstałem z łóżka.
      — Do świętej Elżbiety – odpowiedziała. Podziękowałem jej za wszystko, wziąłem numer telefonu na wszelki wypadek i wybiegłem z domku przemiłej staruszki. Ta biedna dziewczyna tyle się męczyła, musiałem ją wyrwać z tego gówna, dla mojej świętej pamięci siostry. Chociaż tyle mogę dla niej zrobić.
     Wsiadłem w samochód i ruszyłem w stronę szpitala. Nie zważając na znaki drogowe, jechałem przed siebie. Było mi wszystko obojętne. Układałem sobie w głowie co mam zrobić taki plan działania. Postanowiłem zadzwonić do chłopaków, ostrzec, że nie będzie mnie nieco dłużej niż przypuszczałem. Wybrałem numer Liama, on zawsze odbierał.
     — No halo, halo – usłyszałem głos Nialla. Trochę mnie to zdziwiło, bo Li zawsze pilnował swojego telefonu jak oczka w głowie. – Oddawaj to moje ! – usłyszałem krzyk w słuchawce. – No co tam Dave ? – tym razem odezwał się Payne.
      — Słuchaj mam małe problemy, nie wrócę dzisiaj na noc i jutro chyba też – powiedziałem patrząc na drogę.
        — Coś się stało ? – zapytał zmartwiony.
       — Nie wszystko dobrze, tylko trochę się pokomplikowało. Masz pilnować chłopaków pod moją nieobecność – mówiłem stanowczym i surowym głosem – Aha i jeszcze jedno, jakbyście mogli posprzątać w gościnnym – dodałem. Miałem nadzieję, że do domu wrócę z moją siostrzenicą. Nie mogę jej tak zostawić.
      — Będziemy mieć gości ?
    — Być może. Jak coś to dzwoń – oznajmiłem poważnie – Musze kończyć, cześć – od razu się rozłączyłem.
Wiem, że to mój zespół i powinienem ich pilnować, ale teraz miałem ważniejsze sprawy. Czas zacząć się interesować i martwić o rodzinę.
      Dojechałem dość szybko. Wybiegłem z samochodu i ruszyłem w stronę szklanych, przeźroczystych drzwi wejściowych. Nie wiedziałem za bardzo gdzie mam iść, więc udałem się do miejsca, nad którym była tabliczka z napisem „Rejestracja”. Dowiedziałem się, że Lola leży w Sali numer 321. Przy okazji poprosili mnie o uzupełnienie jakiś papierów. Nie za dużo o niej wiedziałem, ale pomogła mi pani Stefania (staruszka), po prostu do niej zadzwoniłem.
           Wyjechałem na piętro windą. Nie byłem w niej sam, niestety. Z jednej strony stał koło mnie mężczyzna, który ciągle kaszlał, a z drugiej pielęgniarka. No, ale wróćmy do tematu. Wysiadłem z mechanicznego podnośnika i pobiegłam w stronę pokoju Loli.
           Wpadłem do pomieszczenia nieco zdyszany. Okazało się, że pomyliłem strony i okrążyłem całe piętro dookoła. Stały tam dwa łóżka. Na jednym leżała dziewczyna, brunetka,  ja oko 19 lat, a na drugim blondynka. Tak to ona, poznaje ją. Zdjęcia nie oddawały jej podobizny do matki i urody zresztą też.                    Usiadłem na małym krzesełku i przyglądałem się śpiącej królewnie. Miała siniaki na twarzy i ramionach, tylko tyle ciała widziałem. Rozcięty łuk brwiowy, zaklejony plastrami, pękniętą wargę… Najbardziej w oczy rzucił mi się bandaż na lewej ręce w okolicach nadgarstka. To znaczy, że chciała sobie podciąć żyły.
     — O w końcu ktoś do niej przyszedł, już straciłam nadzieje – powiedziała dziewczyna, która leżała z Lolą na Sali. Odwróciłem głowę w jej stronę, uśmiechała się. – Niech się pan nie przejmuje, słyszałam jak lekarze mówili, że z tego wyjdzie – dodała kładąc mi dłoń na ramieniu by podnieść mnie na duchu. – A tak w ogóle to jestem Veronica, ale mów mi Roni – przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w moją stronę. Uścisnąłem ją.
    — A ja Dave – przedstawiłem się z uśmiechem. – Obudziła się już czy nadal jest w śpiączce ? – zapytałem odwracając się na krześle w stronę brunetki.
     — Nie nadal jest w śpiączce. W nocy lekarze ją musieli …. – przerwała. Oboje wiedzieliśmy o co chodzi – miała zatrzymanie akcji serca, ale oni dali radę – dodała – Wszystko będzie dobrze – powiedziała i znów się uśmiechnęła.
        Dopiero teraz zauważyłem, że dookoła niej jest pełno różnych urządzeń, do których była podłączona jakimiś kabelkami. Tak irytująco pikały.
         Rozmawiałem jeszcze chwilę z Roni, ale w końcu przyszła pielęgniarka by dać jej zastrzyk czy coś i musiałem wyjść. Od razu skierowałem się do gabinetu lekarza. Chciałem się dowiedzieć co i jak.
     Błądziłem jakieś 10 minut w tych białych korytarzach. „Dlaczego szpitale muszą być takie kręte?”, ciągle w głowie miałem to pytanie. W końcu się poddałem i zapytałem jakiejś przechodzącej pielęgniarki o drogę.
      Po kilku minutach stałem już przed białymi drzwiami, na których był napis : „Dr. J. Nicelson”. Zapukałem i jak usłyszałem zezwolenie na wejście uchyliłem drzwi.
     — Dzień dobry ja w sprawie Lolitty Patterson – powiedziałem cicho jakbym się czegoś bał. Mężczyzna spojrzał do swojego zeszytu i wypuścił głośno powietrze z ust. Kiwnął ręką zapraszając mnie do środka. Usiadłem na krześle naprzeciwko niego. Patrzył na mnie jakoś dziwnie – Może mi pan powiedzieć co z nią ? Wyjdzie z tego ? – pytałem zdenerwowany.
    — Było ciężko, ale jej tan jest stabilny – odpowiedział krótko. Pochylił się do przodu tak, że okulary mu się lekko zsunęły. – Musze zadać to pytanie, bo po dokładnym przebadaniu pacjentki i licznych ranach na ciele pytanie samo się nasuwa. Czy ona jest bita ? – zapytał – Bo nie chce mi się wierzyć, ze tak „niefortunnie” upadła – dodał poważnym tonem.
    — Nie mam pojęcia, mogę tylko przypuszczać – odpowiedziałem krótko, a ten spojrzał na mnie pytająco – Jestem jej wujkiem i niedawno dowiedziałem się o jej istnieniu. Chciałem ją dzisiaj odwiedzić. Jak byłem pod domem sąsiadka mi powiedziała gdzie jej Lola – dodałem. Lekarz coś mruknął, ale nic nie powiedział. – Mieszka z ojcem od kilku lat, bo moja siostra, a jej matka nie żyje. – oznajmiłem.
     — Dobrze. Lolitta jest bardzo poobijana i na jej ciele jest wiele otwartych ran. Próbowała sobie podciąć żyły, ale jak to nic nie dało to prawdopodobnie przedawkowała silne środki nasenne i to ją dobiło. – mówił zaglądając do swojego notesiku- W nocy miała zatrzymanie akcji serca, ale wszystko się udało i jak już mówiłem jej stan jest stabilny – dodał.
      — A kiedy się obudzi ?
     — Jest teraz w śpiączce farmakologicznej. Przedłużyliśmy to, by tyle nie cierpiała. Przypuszczam, że jutro już się wybudzi – powiedział – Bądźmy dobrej myśli – dodał z wymuszonym uśmiechem. 

10 komentarzy:

  1. świetny ;) Podoba mi się ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooooo yuchu wreszcie :D świetny rozdział ♥ ♥ Błagam (oczywiście jeśli dasz radę) dodaj jak najszybciej rozdział, bo ten jest CUDOWNY ♥ Dobra nie mogę się rozpisywać, ponieważ muszę jeszcze zrobić głupi plakat na angola -.- No, ale Twój rozdział mnie uszczęśliuwił ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No no świetnie piszesz ;) Każdy rozdział jest wspaniały i bardzo wciągający pomimo iż jest ich dopiero dwa to już mnie zaciekawiło twoje opowiadanie będę wpadać! Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne, świetnie piszesz !!!
    Czekam na next < 33
    Weny ; DD

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam za spam.
    "-Masz może jeszcze jednego - Skierowałam swój wzrok na mężczyznę trzymającego w ustach papierosa. Zaciągał się."
    Serdecznie zapraszam na już czwarty rozdział z perspektywy Megan, na blogu -> http://everythingyoueverchange.blogspot.com/ Mam na dzieję, że wyrazisz swoją opinię w komentarzu oraz jak Ci się spodoba to zaobserwujesz -Vicky <3

    OdpowiedzUsuń
  6. aaa:) fajny pomysl, podoba mi sie ^^ kiedy nastepny? zycze wesolych swiat i licze, ze odwiedzisz mojego bloga http://ifindyourlips.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny rozdział ;)
    Czekam na następny ^^

    http://faith-hope-love-opowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Będę komentować co dwa trzy rozdziały oki ???
    No co do bloga genialny
    Zyskałaś nową czytelniczke xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Coraz bardziej mi się podoba:)
    zimowy-poranek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 HOPE , Blogger