niedziela, 24 lutego 2013

Piętnasty

*Oczami Loli*

„Droga mamo,
Siedzę właśnie w samolocie. Jestem w drodze do Hiszpanii. Unoszę się nad ziemią w wielkim plastikowym „ptaku” i boję się jak cholera. To jedyna maszyna służąca do przemieszczania się, w której cała się trzęsę. Dwa głębokie wdechy. Kolejne dwa. I nic. Przymykam powieki i próbuję usnąć, ale przeszkadza mi w tym mały chłopiec kopiący w mój fotel. Najchętniej bym się odwróciła i zwróciła uwagę, ale jestem zbyt roztrzęsiona. Przegryzałam dolną wargę tak mocno, że w końcu zraniłam ją niechcący.
Roni, która leci ze mną już dawno zasnęła z słuchawkami w uszach, a ja nie mogę. Tak właśnie. Nie chcieli mnie puszczać samej, żebym nie czuła się samotna…. Nie protestowałam.
Wspominam. Wspominam wczorajszy dzień (jest 12 w nocy). Wszyscy już wiedzą. Na myśl o reakcji loczka uśmiech wskakuje mi na twarz, nawet jak jest niechciany. Dlaczego ? Chyba w końcu jestem szczęśliwa…., to wszystko dzięki Harry’emu ….”

    Zamknęłam mój czarny, zmasakrowany zeszyt i włożyłam go do torby podręcznej. Mieliśmy małe opóźnienie w związku z czym siedziałam w tym samolocie już jakieś cztery godziny …
Lada chwila mieliśmy lądować, bo stewardessa biegała po całym pokładzie i przypominała wszystkim o zapięciu pasów. Obudziłam moją przyjaciółkę, nieco zaspana spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Wykonałam jej rozkaz i przymknęłam powieki. Próbowałam skupić się na czymś innym niż miejsce w jakim się aktualnie znajdowałam. Wyobrażałam sobie, że leże już na wielkiej piaszczystej plaży i opalam się. Szum fal dochodzi moich uszu i ich delikatne, relaksujące dźwięki uspakajają moją już doszczętnie zmęczoną psychikę oraz pomagają rozluźnić się mięśniom. Nagle poczułam jak ktoś ściska moją dłoń. Roni.
Ani się obejrzałam, a stałyśmy już przy wyjściu z lotniska z naszymi wielkimi, przepełnionymi walizkami. Veronica ciągle zachwycała się ciepłym powietrzem, które muskało naszą skórę oraz widokami. Jeszcze nie widziała tego co najpiękniejsze. Czekałyśmy na taksówkę, którą zdążyłam zamówić. Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się sama do siebie. Dom. Mój najprawdziwszy dom. Od razu zrobiło mi się gorąco więc pozbyłam się bluzy, bo kurtkę już po wydostaniu się z wielkiej maszyny wepchnęłam do walizki. Poczułam wolność, swobodę i radość.
Z rozmyślań wyrwała mnie nadjeżdżająca taksówka. Razem udało nam się zapakować bagaże do samochodu. Wsiadłyśmy zmęczone do środka, a ja po hiszpańsku podałam adres mojego domu, przy okazji ucinając sobie krótką pogawędkę z kierowcą.
Roni nie rozumiejąc o czym mówimy wybrała numer do któregoś z chłopaków, mogę się założyć, że do Zayn'a. Ostatnio są bardzo ze sobą zżyci. Z jednej strony się cieszę, bo on jak i ona powinni sobie kogoś w końcu znaleźć, ale z drugiej straciłabym dwójkę przyjaciół. Choć nie, oni tacy nie są !
Oparłam się o fotel i z kieszeni wyciągnęłam komórkę. Włączyłam ją i na wyświetlaczu ukazała mi się nowa wiadomość od Louis'a.

„Zadzwońcie na skype’a rano, będziemy czekać ;)
Niall, Zayn, Liam, Louis, Dave, Harry, Megan, całujemy i już tęsknimy <3”

   Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Schowałam telefon i wyjrzałam przez szybę. Nic się tu nie zmieniło. Pomimo tego, że był środek nocy to po chodnika chodziły przytulone pary, albo ledwo trzymający się na nogach, pijani nastolatki.
  Pamiętam jak w nocy nie mogłam spać, szłam do mamy. Wykradałyśmy się razem z domu i spacerowałyśmy po plaży do rana. Obie miałyśmy problemy ze snem, jak ona była chora. Martwiłam się o nią. Męczyły mnie koszmary…. Była ze mną do końca.
Podjechaliśmy pod bramę mojego starego domu. Właściwie to była nieduża szeregówka, w której
mieszkaliśmy. Pamiętam jeszcze naszych sąsiadów. Zwykły budynek koloru kremowego z białymi wykończeniami. W świetle lamp wyglądał magicznie.
— Jesteśmy – oznajmił miły mężczyzna. Na oko po trzydziestce. Kilkudniowy zarost, brązowe oczy, ciemna karnacja i oczywiście czarne włosy, typowy Hiszpan. Uśmiechał się przyjaźnie. Wysiadł z samochodu i podążył w stronę bagażnika. Poszłam w jego ślady.
— Dziękuję bardzo – powiedziałam jak brunet podał mi walizkę. Wyciągnęłam z kieszeni jakiś pomięty banknot i mu go podałam. Od razu zaczął przeszukiwać portfel w celu oddania mi reszty, ale powstrzymałam go pewnym gestem – Reszty nie trzeba – powiedziałam, po czym z uśmiechem ruszyłam w stronę bramy. Usłyszałam jak krzyczy za mną „Dziękuję”, na co kąciki moich ust uniosły się jeszcze bardziej ku górze. Za mną ślamazarzyła się Roni, która ciągle szeptała coś do telefonu. Widziałam jak się męczy z ciągnięciem walizki, ale sama miałam zajęte obydwie ręce.
   Zaczęłam przeszukiwać torebkę. Jak zawsze miałam problemy ze znalezieniem kluczy. Po żmudnych poszukiwaniach znalazły się w bocznej kiszeni. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że sama je tam wepchnęłam, by się w środku nocy nie męczyć. Jak widać moja skleroza jest w bardziej zaawansowanej fazie niż przypuszczałam… Veronica nie powstrzymała się od kąśliwego komentarza, ale wybaczyłam jej, bo obydwie byłyśmy bardzo zmęczone.
    Od razu po wejściu zaczęły się poszukiwania włącznika od światła. Przedpokój rozświetliła żarówka, a moim oczom ukazała się stara komoda, którą uwielbiała moja rodzicielka. Położyłam na niej kluczę i torebkę, po czym szczelnie zamknęłam za przyjaciółką drzwi. Zauważyłam małą karteczkę na owym meblu. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam.

„Dave zadzwonił wczoraj, że przyjeżdżasz i zatrzymasz się tu, więc wpadłam i trochę posprzątałam. Lodówkę masz pełną, ale na śniadanie wpadnij do nas.
Babcia”
     Uśmiechnęłam się, po czym odwiesiłam bluzę na haczyk i weszłam w głąb domu. Zaświecałam światła w każdym pomieszczeniu. Spodziewałam się zakurzonych przedmiotów i równie zaniedbanej sofy, ale babcina ręka czyni cuda. Choć w sumie dałabym sobie nogę uciąć, że przychodziła tu dość często i robiła porządki.
     Ten pamiętny salon. Dwie duże białe sofy i dwa białe fotele z różnorodnymi poduchami, dookoła małego
stolika. Na ścianie kominek otoczony brązowymi cegłami, a obok okno przyozdobione beżowymi, lnianymi firanami. Duże wiszące lustro i mały obdrapany stolik na kwiatki. To wszystko dawało niesamowity klimat, a ile wspaniałych wspomnień.
    Jak miałam jakiś problem przychodziłam z nim do mamy. Ona robiła kakao i razem zasiadałyśmy na wygodnych kanapach lub fotelach i rozmawiałyśmy bardzo długo przy zapalonym kominku. Każdy przedmiot miał dla mnie wartość sentymentalną.
   Moja przyjaciółka zdążyła się porządnie rozgościć. Konkretnie to rzuciła się na sofę, ściągnęła buty rzucając je na ziemię, oczywiście nie przerwała swojej rozmowy ani na sekundę.
   Zostawiałam walizkę w przedpokoju i pobiegłam schodami na górę do swojego starego pokoju. Otworzyłam drzwi i od razu na moją twarz wskoczył promienny uśmiech. Nic się nie zmienił. Łóżko, które zawsze stało przy oknie, nadal tam było, tak jak malunki obok. Wszystko było na swoim miejscu. Ściany dalej miały kolor pudrowego różu. Podeszłam do legowiska i usiadłam na nim. Materac zapadł się, ale już czułam, że wyśpię się tu za wszystkie czasy. Przejechałam dłonią po poduszce. Moja ulubiona pościel, pomyślałam. Była ona uszyta z różnorodnych i różnokolorowych kwadratów. Na jednym były kwiatki, takie polne, na drugim niebiesko-biała kratka, trzeci był koloru różowego i tak dalej… Uszyła ją moja mama z babcią, na moje dziewiąte urodziny.
    Odłożyłam telefon na szafkę i zbiegłam na dół. Zajrzałam do salonu i co zobaczyłam ? Roni spała na sofie wtulona w poduszkę, obok niej leżał telefon, z którego wydobywały się jakieś śmieszne dźwięki. Podeszłam bliżej i załapałam go w dłonie, po czym przyłożyłam sobie do ucha. Zaśmiałam się cicho słysząc chrapanie po drugiej stronie. Spojrzałam na ekran, by zobaczyć kto jest takim śpiochem. Okazało się, że to Zayn, a czego innego miałam się niby spodziewać. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i odłożyłam urządzenie na stolik. Ostatnią czynnością jaką zrobiłam to przykrycie mojej przyjaciółki.
     Cichutko na palcach przeszłam do korytarza i otworzyłam moją walizkę. Wyciągnęłam z niej koszulkę na szelkach. Pogasiłam światła, upewniłam się, że drzwi są zamknięte na cztery spusty i pobiegłam z powrotem na górę. Od razu po przebraniu poszłam spać, postanowiłam prysznic odłożyć na rano….

~*~

     Obudziły mnie promienie słońca, które oświetlały cały mój pokój. Pojedyncze z nich drażniły moje zamknięte powieki. Przewróciłam się z drugi bok i z uśmiechem na twarzy otworzyłam oczy. Myślałam, że wyjazd do Hiszpanii to tylko sen, myliłam się. Ucieszona usiadłam powoli i ziewnęłam przeciągle. Ile bym oddała by w tej chwili mogli być ze mną wszyscy, najważniejsi dla mnie ludzie. Owszem Roni jest na dole, a dziadkowie zapewne czekają na moje przybycie, ale mamy już nie ma. Odeszła niepowracalnie.
    Wstałam, zapominając o użalaniu się nad sobą i ruszyłam w stronę drzwi. Zapomniałam, że mam na sobie jedynie jakąś skąpą koszulkę i majtki, jedynym pragnieniem był odświeżający prysznic. Uśmiechnięta weszłam do łazienki. Nic się nie zmieniło.
   Kolorami przewodnimi były brąz, biel i mięta. Pomieszczenie skrajnie wykonane w jasnych odcieniach, ale z ciemnymi wstawkami. Dość mała, ale przytulna. Naprzeciwko wejścia było małe okienko oprawione w białe okiennice. Ściany koloru miętowego i białe płytki z beżowym paskiem, idealnie zgrywały się z brązowymi meblami. Wielka wanna na całą ścianę, a nad nią pułki z różnymi przydatnymi rzeczami do pielęgnacji.
   Z uśmiechem na twarzy wyciągnęłam z jednej szafki czysty ręcznik i napuściłam wody do wanny. Zaczęłam szperać po pozostałych szufladach w poszukiwaniu jakiś płynów do kąpieli czy coś. Niestety nic nie znalazłam, zresztą czego mogłam się spodziewać, tego domu nikt nie zamieszkiwał od pięciu lat.
  Zbiegłam na dół i z walizki wyciągnęłam pierwszy lepszy płyn do kąpieli, mój ulubiony o zapachu truskawki. Wbiegłam z powrotem na piętro i wlałam zawartość buteleczki do wody. Patrzyłam jak rozpuszcza się w wodzie i powoli pieni.
   Z zaparowanej łazienki wyszłam jeszcze szczęśliwsza. Że też człowiek nie zdaje sobie sprawy ile radości daje mu zwykła kąpiel. W samym śnieżnobiałym szlafroku, który był przesiąknięty zapachem fiołka. Po drodze rozczesywałam moje poplątane włosy. Najdziwniejsze jest to, że zaczęłam sobie nucić, z własnej nieprzymuszonej woli.

    Pierwsze co zrobiłam to weszłam do salonu, by zbudzić moją przyjaciółkę. Wiem, że powinnam była ją zostawić, ale ktoś musi się rozpakować, a ja nie zamierzam tego robić za nią.
— Roni wstań - powiedziałam spokojnie siadając na fotelu obok. Dziewczyna coś mruknęła i przewróciła się na drugi bok - Zayn przyjechał - powiedziałam obojętnie, a ona aż podskoczyła. Wstała na równe nogi i zaczęła poprawiać włosy. Zaśmiałam się - Skoro już wstałaś, to marsz do przedpokoju po walizkę i pokaże ci twój pokój - powiedziałam i wstałam z miejsca. Wyraźnie rozśmieszona jej zachowaniem ruszyłam schodami w górę, przy okazji zgarniając swój bagaż.
   Otworzyłam pierwsze drzwi na prawo i zaprosiłam ją do jej tymczasowego królestwa.
    Malutki pokój, nazywany przez moją mamę gościnnym. Niebieskie ściany w tym na jedną nałożone białe cegłówki, które idealnie kontrastowały z pomieszczeniem. Dość duże okno naprzeciwko wejścia, a przed nim biała roleta. Na praktycznie cały pokój w miarę duże łóżko, po prawej stronie dwie półki. Zaraz przy drzwiach stała biała szafka, gdzie spokojnie można było pomieścić najważniejsze rzeczy.
— Stwierdziłam, że ci się spodoba - powiedziałam i spojrzałam na przyjaciółkę. Uśmiechała się promiennie.
— Jest cudownie - wyszeptała i rzuciła mi się na szyję. Ona lubiła takie miejsca.
    Zostawiłam ją samą i poszłam do siebie. Z walizki wyciągnęłam suszarkę i wysuszyłam włosy. Kręciłam się tak po całym domu wszędzie zostawiając swoje rzeczy, zresztą Veronica tak samo. Zdarzyło nam się nawet pokłócić o szafki w łazience, ale doszłyśmy do kompromisu.
W między czasie dzwoniła babcia, prosząca abyśmy przyszły na śniadanie, bo czeka.
   Musiałam się zacząć szybciej zbierać, bo Roni była już gotowa i czekała na mnie w salonie ciągle pośpieszając. Jak na złość wszystko wypadało mi z rąk.
    Zdenerwowana do granic możliwości ubrałam na siebie zwykłą, białą, przewiewną koszule i jeansowe spodenki. Rozpięłam pierwsze dwa guziki, założyłam zegarek na rękę, a na stopy sandały w srebrnym kolorze i zeszłam na dół.

~*~

— Ja już nie mogę – powiedziałam przełykając ostatni kęs. Ostatnimi czasy mało jadłam, więcej piłam, byłam bardziej ospała i wykończona. Babcia chyba dała radę odbudować moją zanikłą tkankę tłuszczową i to w pół godziny.  Opadłam na krzesło i wzięłam głęboki wdech – Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio aż tyle zjadłam – dodałam. Dziadek się ze mnie śmiał, a jego żona wydawała się nieco zaniepokojona.
— Tak mało ?! Oj Lola widzę, że muszę się ostro za ciebie wziąć ! – pogroziła palcem –  No weź jeszcze kawałeczek, no dasz radę – powiedziała i podsunęła mi pod nos kolejną kromkę z szynka i pomidorem. Spojrzałam na dziadka błagalnie. Uśmiechnął się.
— Daj spokój kochanie, zjadła już trzy. Nie widzisz, że ma już dość, uszami jej wychodzi – wybronił mnie, a starsza kobieta odpuściła.
— Babciu popatrz na Roni, ona prawie nic nie zjadła ! - poskarżyłam się an dotąd milczącą brunetkę. Wydawała się zamyślona, a może raczej rozmarzona. Była nieco zaspana, ale próbowałam to ukryć. Ciągle zerkała na zegarek, jakby się gdzieś spieszyła.
— No właśnie, dlaczego ty nie jesz moje drogie dziecko ? - tym razem babcia przyczepiła się do brunetki. Ta uśmiechnęła się słodko i zabrała za swoją porcję naleśników.
    Miała na sobie koszulę z jasnego jeansu z podwiniętymi rękawami, włożoną w rozkoszną białą spódniczkę. Do tego założyła torebeczkę w miodowym kolorze i sandały tego samego koloru.
     Siedzieliśmy wszyscy przy dużym stole w kuchni. Wszystko było po staremu. Białe meble, przyozdobione brązowymi, wyblakłymi wzrokami. Każda rzecz w tym domu przypominała mi o dawnych czasach, o lepszych czasach. Gdyby tata wiedział, że poleciałam do Hiszpanii zapewne by się zdenerwował. Stop ! Jak ja mogę myśleć o nim po tym wszystkich. To już chyba taki dziwny nawyk, którego nie umiem zahamować. Westchnęłam i postanowiłam się włączyć do rozmowy.
— To co dziewczyny zostajecie do świąt ? - zapytał dziadek przewracając kolejne strony gazety.
— Raczej tak - odpowiedziałam odkładając naczynia do zlewu. Zawsze po sobie sprzątałam. Spojrzałam na Roni, wydawała się zasmucona. Może nie chciała tu ze mną przyjeżdżać, może powinnam ją odesłać do domu.
    Po posprzątaniu w kuchni udaliśmy się do salonu, by spokojnie porozmawiać przy kubku mrożonej kawy. W domu rzadko było poważnie, a jak już się zbierało na kłótnie to ja albo dziadek rozładowywaliśmy napiętą atmosferę.
    Rozglądałam się po pomieszczeniu. Wydawało mi się, jakbym ostatni razy była w nim wczoraj, a nie pięć lat temu. Ściany były pokryte beżową tapetę w nieco ciemniejsze kwiaty. Na jeden z nich było wiele ramek ze zdjęciami. Wstałam z krzesła i podążyłam w tamtym kierunku. Przyglądnęłam się każdemu z wielką uwagą.
Hej, hej to ja Zaczarowana ! Jeżeli przeczytałaś rozdział to napisz w komentarzu słowo : dżem. Dziękuję xx
    Niektóre sytuacje uwiecznione fotografią pamiętam, ale nie wszystkie. Uśmiechałam się.
   Przy drugiej ścianie stał wielki kredens, w którym moja babcia trzymała zastawę na ważniejsze okazję, takie jak zjazd rodzinny czy wigilia. Dziadek zawsze się śmiał, że dba o nie bardziej niż o niego.
   Na środku stał wielki stół, z dwunastoma krzesłami. Pokój był dość duży i „podzielony”  na dwa mniejsze. Po drugiej stronie stała biała sofa i ulubiony fotel staruszka, w którym często przysypiał przed telewizorem, który stał naprzeciwko. Po środku spoczywał mały stolik. W pokoju znajdowało się wiele pamiątek, nie tylko zdjęć, ale i przedmiotów, które wywoływały ciekawe wspomnienia. Na przykład na jednej ze ścian wisiała moja pierwsza piosenka, którą napisałam z mamą, oprawiona w złota ramkę. Doskonale pamiętam to przekrzywione pismo, a pod spodem koślawe literki dziecka. Na komodzie stojącej koło wejścia leżały statuetki, które otrzymała moja rodzicielka oraz mój pierwszy wygrany puchar w kategorii „Muzyk roku, juniorzy”. Byłam z siebie dumna. Grałam wtedy na fortepianie i śpiewałam, jednocześnie, a widownia i jurorzy byli zachwyceni. Później dostałam wiele propozycji, ale odmawiałam. Dlaczego ? Z prostej przyczyny, dowiedziałam się o chorobie mamy i chciałam być z nią do końca.  
— No to może opowiedz nam co tam u ciebie ? Dave jak był, wydawał się bardzo tajemniczy, nic nam nie chciał powiedzieć oprócz tego, że z nim mieszkasz – odezwała się babcia, wyrywając mnie z zamyślenia. Wróciłam na swoje miejsce i złapałam w dłonie kubek. Spojrzałam na moją przyjaciółkę, oczekując od niej wsparcia, a ona uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę pod stołem. Ścisnęłam ją lekko.
— No tak, teraz mieszkam z nim i jego pięcioma podopiecznymi. Ciekawi i bardzo utalentowani chłopcy – odpowiedziałam wymijająco. Przedstawiłam im sytuację, ale nie rozgadywałam się na temat mojej przyszłości.
— Dlaczego nie mieszkasz z tata ? – zadała kolejne pytanie babcia. Spojrzałam na nią, a moje oczy się zaszkliły.
— Czy moglibyśmy na razie o tym nie rozmawiać ? Jak będę gotowa to wam wszystko opowiem, ale teraz nie mam ochoty niszczyć sobie wakacji i nadchodzących świąt – odpowiedziałam. Oboje kiwnęli głowami, wiedziałam, że mnie zrozumieją.
— No, a może spodobał ci się któryś z tych chłopaków, którzy z wami mieszkają ? Wiesz, nam możesz powiedzieć – zmienił temat dziadek i mrugnął do mnie. Zaśmiałam się.
— Nie, to tylko przyjaciele – skłamałam. Przecież Harry mnie przyciągał jak magnes, ale wolałam nikomu o tym nie mówić – A co tam u was ? Jak zdrowie ? – zmieniłam temat na nieco inne tory.  
— A wiesz u dziadka gorzej – odpowiedziała szybko babcia, jakby chciała go wyprzedzić.
— Nie strasz dziecka ! Wszystko jest w najlepszym porządku – usprawiedliwił się.
— No oprócz tego, że wiecznie muszę ci przypominać, że masz brać leki na nadciśnienie – dodała swoje staruszka. Zawsze się przekomarzali, a że jej mąż miał krótka pamięć i sklerozę, takie sytuację były tutaj codziennością.
— Oj kochanie nie gniewaj się – załagodził spór jak zawsze dziadek. Szybko pocałował ją w policzek, a ona udała zdziwioną. Zaśmiałam się cicho.
      Pomimo tylu lat kochali się jak nastolatki. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z taką miłością. Zwykli dziadkowie. Obydwoje nosili okulary i mieli siwe włosy, ale pomimo swojego wieku lubili się dobrze bawić, i żartować.
    Siedziałyśmy z nimi jeszcze jakąś godzinę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet Veronica się zaczęła udzielać, widać było, że się polubili.  Nie obyło się bez sprzeczek i bójek o ostatnie ciastko maślane. Graliśmy również w szachy i warcaby. Nagle zadzwonił mój telefon. Jak oparzona podskoczyłam na krześle, po czym sięgnęłam do torebki po komórkę. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
— Lola miałaś zadzwonić ! Czekamy już godzinę ! – usłyszałam krzyk Dave w słuchawce – Martwię się o ciebie – dodał nieco ciszej, a ja się zaśmiałam.
— Przepraszam, ale zasiedziałam się u dziadków, zadzwonię za piętnaście minut dobrze ? – próbowałam załagodzić sytuację.
— No dobrze, pozdrów ich – odpowiedział, po czym się rozłączył.
— Niestety musimy się już zbierać, ale obiecuje, że wpadniemy do was jutro – powiedziałam i wstałam z krzesła.
   Musiałam poganiać moją przyjaciółkę, bo nie potrafiła się pożegnać z moją rodziną. Dostałyśmy słoik dżemu truskawkowego na kolację i paczuszkę z własnoręcznie robionymi ciastkami.
~*~

    Siedziałyśmy na tarasie przed domem i piłyśmy zimne koktajle. Próbowałam się połączyć z internetem by móc zadzwonić do przyjaciół, ale szło mi to dość opornie.
— No daj ja to zrobię – powiedziała zdenerwowana Roni. Czekała na tą rozmowę od rana.
— Ja wiem, że już nie możesz się doczekać aż zobaczysz swojego ukochanego, ale cierpliwości dziewczyno ! – krzyknęłam i tak rozpętałam wojnę. Zaczęłyśmy się kłócić i to tak poważnie, nie zwracając uwagi na laptopa, który w dalszym ciągu chodził.
— Ile razy mam ci powtarzać, że my się tylko przyjaźnimy ! - krzyknęła i wstała z krzesła. Zaczęłam się śmiać widząc jej wściekły wyraz twarzy.
— Dobra wyluzuj – powiedziałam normalnym tonem i znów wybuchłam głośnym śmiechem. Veronica dołączyła do mnie po kilku sekundach.
     Praktycznie leżałam na krześle i zachodziłam się ze śmiechu. Najgorsze było to, że obie nawzajem się nakręcałyśmy. Nie mogłam już wytrzymać.
— Ej laski ! - ktoś krzyknął, przerywając naszą skromną maskaradę. Obydwie jak na zawołanie się uspokoiłyśmy i spojrzałyśmy w stronę ekranu.
— Hej chłopaki - przywitałyśmy się jakby nigdy nic – Nie wiem jak tobie, ale mi się strasznie chce pić – powiedziałam podnosząc ze stołu szklankę z koktajlem owocowym.
— Jaka jest u was pogoda ? – zapytała chamsko Roni – Bo u nas świeci od rana – dodała z uśmiechem. Zauważyłam, że Niall je Nutelle prosto ze słoika.
— Smacznego – powiedziałam. Popatrzyłam na moją przyjaciółkę, która zajadała dżem ciastkami. Roześmiałam się – Co ty robisz ?
— Jem – odpowiedziała obojętnie.
— Ej dobra ja muszę się zbierać, bo się spóźnię na samolot, Wesołych Świąt dziewczyny ! – krzyknął Harry i puścił nam buziaczka. Znów zaczęłam się śmiać.
— Tobie też Haroldzie – odpowiedziałam. Tyle go widziałam, poleciał do swojej rodziny.
     Rozmawiałyśmy z chłopakami jakiś czas, ale niestety musieli się powoli zbierać, każdy jechał na święta do rodziny. Dave też miał do nas przylecieć, a właściwie do Blair. Cieszyłam się, że w końcu sobie kogoś znalazł.

~*~

        Zegar wybił godzinę dwudziestą pierwszą, a my siedziałyśmy na sofie w salonie i oglądałyśmy hiszpańskie telenowele. W pewnym sensie, ja tłumaczyłam każdy dialog, wczuwając się w scenę i odgrywając ją na nowo. Ciągle wybuchałyśmy śmiechem.
— Ej przecież nie będziemy tak siedzieć cały wieczór – powiedziała brunetka, zaraz po tym jak zmęczona opadłam obok niej na sofie – Jesteśmy żałosne – skwitowała.
— No, ale co chcesz robić ? Do klubu nie pójdziemy, bo mi się nie chce, a na zwiedzanie trochę za późno – odpowiedziałam ziewając.
— To może coś ugotujmy ! – krzyknęła moja towarzysza i nie czekając na odpowiedź pobiegła do kuchni.
— To będzie ciężka noc – powiedziałam sama do siebie i poszłam za nią.

Następny dzień....
     Już od samego rana przygotowywałam się na podróż i zwiedzanie Barcelony. Miał nas oprowadzić mój kuzyn Teodor, nie widziałam go już kilkanaście lat. Jak miałam siedem lat wyjechał do Nowego Yourku, do szkoły muzycznej, miał wtedy jakieś trzynaście lat.
    Nie mogłam się doczekać aż go zobaczę. Kiedyś byliśmy sobie dość bliscy. Często razem grywaliśmy na
gitarze i robiliśmy na konkurs improwizowanej piosenki. Czasami śpiewaliśmy takie głupoty, że rodzice mieli nas dość.
     Zaśmiałam się przypominając sobie tamte chwilę. Wstałam z sofy słysząc dzwonek do drzwi. Pobiegłam z nadzieją, że to Teo. Z rozmachem otworzyłam drzwi i uśmiech sam wskoczył mi na twarz.
— Lola ! – wykrzyknął uradowany brunet i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Czułam jak jego mięśnie się napinają. i rozluźniają - Kiedy przyjechałaś ? - zapytał odsuwając mnie od siebie.
 Wyglądał całkiem inaczej, wyprzystojniał. Ciemnobrązowe włosy i postawiona grzywka dodawała mu uroku i jednocześnie męskości. Brązowe oczy i ten słodki pieprzyk na brodzie. Przegryzłam wargę, po czym westchnęłam przeciągle.
— Musisz być taki przystojny ? – zapytałam. Roześmiał się.
— Ty też wypiękniałaś, w końcu wyglądasz jak kobieta – odpowiedział poważnie, a ja udałam obrażoną.
— Ej Lita widziałaś gdzieś moją maszynkę ?! – krzyk Roni z góry rozśmieszył nas oboje - Słyszysz mnie ! - dodała i pokazała się na schodach. Miała na sobie szlafrok i turban na głowie, a w ręce trzymała piankę do golenia - Nie mówiłaś, że mamy gościa - dodała i uśmiechnęła się słodko. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się cicho śmiać.
— Teodor to Roni, Roni to Teodor nasz dzisiejszy przewodnik – przedstawiłam ich sobie. Brunetka zeszła po schodach i wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, trzepocząc rzęsami.
— Zapomniałaś dodać, przystojny i osobisty przewodnik – powiedział całując szarmancko wierzch dłoni dziewczyny. Zauważyłam, że Roni się rumieni. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, speszona udawałam, że ściana na przeciwko jest wyjątkowo ciekawa.
— To ja pójdę się ubrać i przygotować, dajcie mi dziesięć minut – powiedziała uśmiechając się. Brunet odwzajemnił uśmiech i poszedł do salonu, czuł się jak u siebie w domu – Czemu nie mówiłaś, że twój kuzyn to takie ciacho – szepnęła Veronica i z dziwnym wyrazem twarzy weszła na kilka schodków wyżej, po czym znów się odwróciła - No to gdzie ta maszynka ? – zapytał zdesperowana.
— Druga szuflada od dołu – odpowiedziałam.

---------------------------------------------------------------
Dobrze więc tak. Przerobiłam ten rozdział. Wszytko się zmienia. Harry jak na razie nie przyjedzie, nie wiem czy przyjedzie w ogóle. Zobaczę co się da z tym zrobić. 
Zarządzam przerwę ! Moją przerwę. 
Do wakacji raczej nie dodam żadnej notatki, ponieważ mam problemy w szkolę. 
Muszę poprawiać oceny i nie mam czasu na pisanie. 
Mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe. 
No więc do zobaczonka w lipcu ! <3

Kocham was <3

środa, 20 lutego 2013

Czternasty

       Obudziłam się niewyspana. Spojrzałam na zegarek, który leżał na szarce obok łóżka. Na początku słabo widziałam, bo obraz mi się nieco rozmazywał. Mrugnęłam kilka razy i wyostrzyłam wzrok. 9:04. Przewróciłam się na drugi bok i zbierałam siły by wstać. Musiałam się zacząć pakować, miałam samolot wieczorem. Usłyszałam jak ktoś wchodzi na strych, nie miałam siły odwrócić się i zobaczyć kto przyszedł.
— No posuń się – już wiedziałam kto do mnie zawitał. Wykonałam jego prośbę i zostawiłam mu trochę kołdry. Poczułam jego ciepłe ręce na biodrach i gorący oddech na karku – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz ? – wyszeptał. Odwróciłam się w jego stronę, byliśmy bardzo blisko siebie, prawie stykaliśmy się nosami.
— Poczekaj coś ci pokażę – powiedziałam i sprawnie wyślizgnęłam się z jego objęć. Od razu pobiegłam w stronę saloniku gdzie leżała moja torebka. Wyciągnęłam z niej dwie kartki, które od niedawna ciągle nosiłam przy sobie, i wróciłam do cieplutkiego łóżka. Podałam chłopakowi to co przyniosłam.
Czytał ze skupieniem, wyglądał tak słodko. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Wpatrywałam się w niego jak dziecko w mamę. Uśmiechałam się delikatnie i czekałam na jego reakcje. Widziałam jak jego tęczówki „skaczą” po kartce bardzo szybko.
— Nie wiem co powiedzieć – odezwał się i położył kartkę na poduszce. Dopiero wtedy zauważył, że nie odrywam od niego wzroku. Nie speszył się, wręcz przeciwnie. Patrzył mi się prosto w oczy – Dlaczego mi się tak przyglądasz ? – zapytał po chwili ciszy. Uśmiechnął się szeroko.
— Jesteś taki słodki – palnęłam bez namysłu. Jak zrozumiałam co powiedziałam, od razu spuściłam głowę, zmieszałam się – Przepraszam – wyszeptałam, jak zapadła niezręczna cisza.
— Posłuchaj Lola – powiedział łapiąc mnie za podbródek. Podniósł go do góry i spojrzał mi prosto w oczy – To co teraz zrobię może wydawać ci się kompletnym szaleństwem, ale chce się tylko upewnić, że pierwsza osoba, która cię pocałuje będzie cię naprawdę kochać – powiedział cicho po czym wziął głęboki wdech. Nadal nie rozumiałam o co mu chodzi.
     Przysunął się jeszcze bliżej, jeżeli to w ogóle było możliwe. Ciągle patrzył mi prosto w oczy, nie mrugał. Czekał na moją reakcję, a ja byłam zbyt zszokowana by coś zrobić. Oddech z każdą minutą stawał się coraz szybszy, a serce waliło tak mocno, że bałam się, że wypadnie z mojej piersi. Zapach, który bił od jego ciała był tym razem wyraźniejszy, pieścił moje nozdrza. Jedną dłoń położył na moim biodrze natomiast druga głaskał mój rozpalony do czerwoności policzek. Nie docierało do mnie do końca to co się działo w tej chwili. On był jeszcze bliżej, a ja zwyczajnie pragnęłam w końcu zasmakować jego wiśniowych warg. Zauważyłam, że się zawahał, ale tylko na chwilę. Stykaliśmy się klatkami piersiowymi, tak że czułam jak z każdym oddechem się unosi. Przesunęłam moje ręce do góry, a dłonie spoczęły na jego karku. Wreszcie przyciągnął mnie do siebie i nasze wargi się ze tchnęły. Na początku musnął je ledwo zauważalnie, nie poruszyłam się. Po chwili zastanowienia znów poczułam smak jego ust. Całował z taką delikatnością i czułością jakiej bym się po nim nie spodziewała. Zawsze było opiekuńczy, troskliwy, niekiedy denerwujący… myślałam, że znam go dostatecznie dobrze, ale tego, że mnie pocałuje się nie spodziewałam. Powoli przekręcił się tak, że leżałam na nim. Rozchylił wargi, a jego ręka powędrowała do moich blond włosów, zanurzył w nich dłonie. Czule trzymał mnie za głowę. Ja natomiast opuszkami palców dotykałam jego policzków i uśmiechałam się. Jego kilkudniowy zarost przyjemnie łaskotał w policzki.
Trwaliśmy w tej pozycji, kilka dobrych minut, które zdecydowanie były najpiękniejszymi w moim życiu. Oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam prosto w jego oczy, a on wpatrywał się w moje. Obydwoje chcieliśmy coś wyczytać z tęczówek towarzysza.
Tak naprawdę nie poczułam niczego szczególnego. Żadnych motyli w brzuchu, wielkiego wybuchu czy fajerwerków. Cieszyłam się tak, bo to był mój pierwszy pocałunek i z pewnością nie zapomniany.
Po chwili jednak zdecydowałam się zejść z multa. Położyłam się obok niego i wpatrywałam w sufit. W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza, po raz pierwszy czułam się przy nim skrępowana. Prawda była taka, że to on mnie pocałował, ale ja to odwzajemniłam.
— To było jak całowanie siostry – odezwał się w końcu, a ja się zaśmiałam. Odważyłam się na niego popatrzeć, uśmiechał się tak jak lubiłam najbardziej.
— Wiesz, że pomyślałam o tym samym – powiedziałam i tym razem śmialiśmy się oboje. Pomimo tego wszystkiego, nadal byliśmy przyjaciółmi, a ten pocałunek można uznać za pewien rodzaj eksperymentu – Chciałabym się w tobie zakochać, wiesz ? – pojrzał na mnie z zaciekawieniem i czekał na kontynuacje - Jesteś naprawdę wspaniałym chłopakiem i z pewnością byłoby mi z tobą cudownie, ale nie umiem. Nie czułam żadnych motyli w brzuchu ani niczego szczególnego – powiedziałam zerkając w jego stronę, uśmiech nie schodził z jego twarzy - Taktuje cię jak brata – dodałam.
— Chyba czytasz mi w myślach – stwierdził i odwrócił się w moją stronę – siostrzyczko – dodał z szczerym uśmiechem – Ale muszę ci powiedzieć. Całujesz całkiem nieźle – oznajmił i zrobił jakąś dziwną minę, na którą wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Dałam mu kuksańca w bok, po czym on również zaczął się donośnie śmiać.
— Muszę się zacząć pakować – oznajmiłam z żalem w głosie. Z jednej strony chciałam wyjechać i odnaleźć prawdziwą siebie, ale z drugiej przerażała mnie myśl, że zostawię wszystkich na święta, że spędzę je sama z dala od rodziny i przyjaciół.
Chciałam się podnieść, ale czyjeś ramiona owinęły mnie mocno i za wszelką cenę nie chciały wypuścić. Opadłam powrotem obok chłopaka i utkwiłam wzrok w suficie.
Dlaczego świat pomimo tego, że poznałam wspaniałych ludzi, nadal w moich oczach był szary i ponury ? Dlaczego jak budzę się rano z uśmiechem, coś musi mi odebrać szczęście ? A może ja za dużo o tym myślę ? Może to ja przez moje czarne myśli ściągam na siebie wszelkie nieszczęścia ?
— Nadal mi nie odpowiedziałaś na moje pytanie…. – przerwał moje wewnętrzne rozmyślania mulat. Spojrzałam na niego pytająco, byłam nieco zdezorientowana – Dlaczego wyjeżdżasz ? Dlaczego właśnie na święta ? – zapytał. Wypuściłam powietrze z ust ze świstem. Znów wbiłam wzrok w ścianę.
— Wiesz jak to jest czuć pustkę ? Wiedzieć, że ona nigdy nie zostanie zapełniona, bo osoba, która posiada kawałek twojego serca odeszła niepowracalnie? – zapytałam retorycznie. Wzięłam głęboki wdech, nie przerywał mi, doskonale wiedział, ze to wszystko jest dla mnie cholernie trudne – Po tym znalazłam ten list zdecydowałam się zagrać. Jak moje palce ze tchnęły się z klawiszami poczułam jakieś dziwne uczucie, jakby ona wciąż tu była, jakby nie odeszła. Widziałam ją jak siedzi obok mnie i uśmiecha się dumnie … - przerwałam, a po moich policzkach poleciały łzy – Muzyka to jedyna forma porozumiewania się z nią. To ona mnie wszystkiego nauczyła, łączy nas nierozłączalna nić – odważyłam się spojrzeć w jego stronę. Wpatrywał się we mnie, a po jego policzku poleciała jedna słona kropla, wzruszył się – Muszę wyjechać, chce wrócić do źródła, rozumiesz ? – zapytałam, a on pokiwał przecząco głową. Westchnęłam i zaczęłam się zastanawiać jak mu to wytłumaczyć – Pojadę do Hiszpanii, do miejsca gdzie narodziła się cała moja miłość do muzyki, gdzie się wszystkiego nauczyłam, tam gdzie mam najpiękniejsze wspomnienia – powiedziałam. Spojrzałam w jego stronę. Podpierał głowę na ręce, która była zgięta w łokciu.
— Rozumiem już dlaczego Dave cię nie zatrzymuje – odezwał się w końcu po dłuższej chwili ciszy - Też nie zamierzam ci nic mówić ani przekonywać do pozostania – dodał, a ja się uśmiechnęłam.
— Teraz możesz mnie przytulić – oznajmiłam, a on przyciągnął mnie do siebie.
— Nie no błagam ! Czy ja mam się już przyzwyczaić do takich sytuacji ! – usłyszeliśmy krzyk. Podniosłam się do pozycji siedzącej, a Zayn odwrócił się na drugi bok. Kogo ujrzeliśmy ? Zakłopotanego, ale roześmianego Louis’a – No co się tak gapicie ? Posunąć się dla króla marchewek Louis’a Tomlison’a I ! – krzyknął i bez ostrzeżenia wskoczył na łóżko, między mnie i mulata.

~*~


— Lola ! – usłyszałam krzyk z dołu, poderwałam się z ziemi i zaczęłam kierować się w stronę schodów. Przerwałam niechętnie pakowanie ubrań.
Wyszłam z pokoju i szybkim krokiem szłam w stronę parteru. Minęłam kilka drzwi aż nagle jedne się otworzyły. Ze środka wyszła zaspana postać chłopaka w ciemnych kręconych włosach. Przetarł oczy i spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi tęczówkami. Uśmiechnęłam się delikatnie, nie zatrzymując się. Zauważyłam, że nie ma na sobie koszulki co jeszcze bardziej mnie ucieszyło, ale próbowałam nie patrzeć w jego stronę. Bałam się, że się zagapię i wpadnę w stan osłupienia, i zauroczenia, wtedy zrobiłabym z siebie straszną idiotę.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz już dzisiaj ? – zapytała mnie przyjaciółka jak tylko pokazałam się na schodach. Wiedziałam, że jest wściekła, ale próbowałam się tym nie przejmować. Nikt nie jest w stanie mnie zatrzymać – Zbieraj się ! – krzyknęła, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Uśmiechała się promiennie tak jak zawsze. – Pójdziemy na małe świąteczne zakupy – wytłumaczyła mi jak zobaczyła mój pytający wyraz twarzy.
— Ale ja muszę się pakować, wieczorem mam samolot – odpowiedziałam schodząc po kolejnych schodkach. Oglądnęłam się, wszyscy siedzieli w salonie i wpatrywali się we włączony telewizor. Nagle ktoś mnie minął, doskonale wiedziałam, że to Harry, więc nawet się nie odwróciłam.
— Proszę – wyszeptała i popatrzyła na mnie robią słodkie oczka. Wypuściłam głośno powietrze z ust.
— Jak chcesz mogę ci przebukować bilet na dwudziestą trzecią – oznajmił przechodzący koło nas Dave. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
— No to postanowione, ubieraj się za dziesięć minut wychodzimy – stwierdziła Roni, po czym zostawiła mnie i pobiegła do salonu przywitać resztę domowników. Westchnęłam i wróciłam się na strych.
Szybko naciągnęłam na nogi białe, długie spodnie, rurki, a do tego za duży sweter w biało-miętowe grube paski. Założyłam kolczyki perełki i łańcuszek z krzyżykiem. W łazience pomalowałam tuszem rzęsy i wyczesałam włosy. Nie za bardzo miałam ochotę na jakiekolwiek zakupy, ale przecież musiałam pokupować prezenty dla domowników, w końcu nie będzie mnie z nimi na święta. Złapałam za jasno beżową torebkę ze skóry i szalik, komin w tym samym kolorze. Zbiegłam na dół i od razu udałam się do salonu gdzie przebywali wszyscy. Nie miałam ochoty na uśmiechanie się bez sensu, wiec weszłam do pomieszczenia nieco przygnębiona.
— Roni jestem gotowa możemy wychodzić – powiedziałam cicho. Wszystkie oczy spoczęły na mojej osobie, nie przejęłam się tym i ruszyłam w stronę przedpokoju.
Na plecy narzuciłam czarny płaszcz, a na stopy założyłam buty z białego zamszu na obcasie. Uwielbiałam je, były bardzo wygodne, a do tego miały przyjemne i ciepłe futerko w środku. Byłam gotowa, a moja przyjaciółka dopiero do mnie dołączyła i to jeszcze nie sama. Obok niej stał uśmiechnięty od ucha do ucha Zayn. Zaczął ubierać buty i kurtkę. Zapewne miał nas odwieść.
Roni miała na sobie spodnie w czarno-białe spodnie w pionowe paski, do tego białą koszulę z kołnierzem, a na to miętową marynatkę z rękawami podciągniętymi do łokci. Ubrała na plecy płaszczy, a na stopy kozaczki na obcasie i uśmiechnięta opuściła Dom z mulatem. Stałam oszołomiona i wpatrywałam się w oddalającą się roześmianą parę. Czy ja coś przegapiłam ?
Ruszyłam za nimi ze spuszczoną głową.
Na dworze padał śnieg, a wokoło hulał lodowaty wiatr, który przyprawiał o nieprzyjemne dreszcze. Otuliłam się szalem jeszcze bardziej, ale nie dało to mi wiele ciepła. Niestety nie miałam czapki, zapomniałam sobie kupić, na szczęście dzisiaj mam na to okazję. Wsiadłam do samochodu, tym razem byłam pierwsza i zajęłam miejsce z przodu. Zapiłem pas zanim reszta się dosiadła. Oparłam się i przymknęłam powieki.
— Coś taka przygnębiona ? – zapytał Zayn w drodze. Słyszałam, że o czymś rozmawiali, ale nie interesowało mnie to. Dopiero jak zrozumiałam, że pytanie było skierowane do mnie odwróciłam głowę w jego stronę.
— Ja ? – zapytałam zdezorientowana. Uśmiechnął się i kiwnął głową – A nie wiem, może bardziej rozkojarzona bym powiedziała – oznajmiłam nie zastanawiając się za bardzo co mówię. Patrzyli na mnie, a ja dalej zachowywałam się jak nieobecna – To przez ten wyjazd, zawsze tak reaguje wiedząc, że będę lecieć samolotem – odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech. Uwierzyli, a to najważniejsze.

                                                 ~*~


— Chłopcy – powiedziałam wchodząc do salonu, obładowana paczkami – Wyjeżdżam za kilka godzin i chyba zobaczymy się dopiero w nowym roku, więc chciałam wam teraz dać prezenty, ale też prosić, żebyś z otworzeniem ich poczekali do świąt – powiedziałam na jednym wdechu i zaczęłam rozdawać zapakowane upominki. Uśmiechali się, ale w ich oczach widziałam smutek tylko nie wiem czy dlatego, ze wyjeżdżałam, czy dlatego, że prosiłam by poczekali – No to wesołych świąt ! – krzyknęłam i zaczęłam wszystkich przytulać. Nie chciałam się rozklejać, ale szło mi dość słabo. Zdawałam sobie sprawę, że będę tęsknić za tymi wariatami i to bardzo.
— Kocham cię – szepnęłam do ucha Zayn’owi jak byliśmy dość blisko siebie. Głaskał mnie po plecach, a ja muskałam opuszkami palców jego kark.
— Ja ciebie też Lola, ja ciebie też – wyszeptał, a ja się uśmiechnęłam. Oderwaliśmy się od siebie i jeszcze przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
       Ktoś odchrząknął. Okazało się, że to Liam chciał zwrócić naszą uwagę, bo teraz była jego kolej. Od razu zawiesiłam się na jego szyi i wtuliłam się w jego tors. To on zawsze pomagał mi w krępujących sytuacjach. Pomimo tego, że mało rozmawialiśmy, bardzo go lubiłam, może nie były nam potrzebne słowa…
— Mam nadzieję, że jednak wrócisz na sylwestra – powiedział, a ja coś mruknęłam i oderwałam się od niego – Chyba nie chcesz go spędzać sama z butelką wódki ? – zapytał podejrzliwie. Muszę się przyznać, że nawet o tym nie pomyślałam, ale to nie był taki zły pomysł. Widząc mój zastanawiający się wyraz twarzy zaśmiał się cicho.
— Ja ci dam alkohol ! Jesteś niepełnoletnia ! – krzyknął z kuchni Dave, widocznie słyszał naszą rozmowę. Swoją drogą musiał mieć dobry słuch, bo nie mówiliśmy jakoś specjalnie głośno.
— Kocham cię ! – odkrzyknęłam, a wszyscy zaczęli się śmiać – A tak na poważnie to rozważę wszystkie za i przeciw. Wtedy podejmę decyzję – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
— Wiesz, powiem ci coś, zapamiętaj to sobie do końca życia – zaczął swój monolog Profesor Louis, przygotowałam się na długą wypowiedź – Jak pić i płakać to tylko z przyjaciółmi – powiedział krótko, a ja od razu do niego podeszłam i przytuliłam najmocniej jak umiałam.
— Będę pamiętać – odpowiedziałam i rozglądnęłam się po pokoju. Został mi Niall, Meg i Harry. Tego trzeciego się obawiałam najbardziej, dlatego najpierw podeszłam do blondasa. Od razu mnie przygarnął do siebie i zanurzył twarz w moich włosach.
— Nie wiem czy puścić cię tak samą na święta. Przecież nie będzie miał kto ci ugotować pysznej kolacji wigilijnej – powiedział, a ja zaczęłam się śmiać. Wyglądał tak uroczo jak się  przejmował.
— Obiecuje, że w razie co zamówię sobie pizze – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Niektórzy byli zaskoczeni, ale chłopak wydawał się zadowolony.
— Chyba muszę częściej się o ciebie martwić – powiedział radośnie dotykając miejsca gdzie niedawno spoczywały moje usta. W salonie słychać było gromkie śmiechy reszty.
Od razu podbiegłam do Megan i przytuliłam ją mocno.
— Nie znamy się długo i zbyt dobrze, ale jak to mówi moja babcia „Dobrze ci patrzy z oczu” – zacytowałam mamę mojej mamy. Zaśmiała się.
  Z łóżka wzięłam ostatnią paczuszkę, która była opakowana niebieskim papierem w małe bałwanki. Spojrzałam na prezent, a później pewnym krokiem ruszyłam w stronę jego potencjalnego właściciela. Nie wiedziałam za bardzo co powinnam zrobić, bo tylko z nim miałam takie chłodne stosunki. Zatrzymałam dystans.
Hej, hej to ja :) Jeżeli czytasz to w komentarzu napisz słowo : Kokardka
— Wesołych Świąt Harry – wyszeptałam i wyciągnęłam w jego stronę ręce z prezentem.
     Wzrok utkwiłam na jednym z bałwanków. Bałam się na niego spojrzeć. Zauważyłam, że jego duże dłonie łapią paczkę z drugiej strony, wtedy odważyłam się jednak podnieść głowę. Od razu nasze oczy się spotkały. Wpatrywałam się w jego zielone tęczówki i uśmiechnęłam się delikatnie. Jak ja je uwielbiałam….
      Rozchylił wargi jakby chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Każdy spojrzał po sobie. Puściłam paczkę i pobiegłam do przedpokoju. Nie zastanawiając się nad niczym, złapałam za klamkę i pociągnęłam. Moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarzyczka Paula. Uśmiechał się promiennie, a w jego oczach tańczyły małe iskierki. Miał na sobie jedynie szarą bluzę z kapturem, czarne spodnie no i buty oczywiście.
— Co ty tu robisz ? – zapytałam. W głębi duszy cieszyłam się, ze go widzę, dla niego też coś miałam.
— Heeej – przeciągnął drugą literę, a jego usta znów wygięły się w szeroki uśmiech. Wargi się podniosły i uwolniły jego białe zęby – Mówiłaś, że wyjeżdżasz, chyba nie myślisz, że puściłbym cię tak bez pożegnania – powiedział, a ja cieszyłam się jak małe dziecko z lizaka. Wpuściłam go do środka. – Mam coś dla ciebie – oznajmił i wyciągnął zza pleców mały pakunek – Pomyślałem, że raczej nie zobaczymy się na święta, więc… - nie dokończył, bo mu niegrzecznie przerwałam.
— Poczekaj ! – krzyknęłam i pobiegłam schodami w górę.
      Zaczęłam przerzucać moje rzeczy z jednego konta pokoju do drugiego. Gdzieś do widziałam, ale nie pamiętam gdzie. Pewnie walnęłam go do jakiejś szafki, w końcu myślałam, ze dam mu go dopiero po sylwestrze. Byłam już gotowa wyrzucić wszystko z walizki choć zdawałam sobie sprawę, że go tam nie ma.
– Jest ! – krzyknęłam sama do siebie robiąc zwycięską minę. Zgasiłam światło i zbiegłam z powrotem na dół do mojego gościa. Stał tam gdzie do zostawiłam i jak mnie tylko zobaczył na schodach zaczął się uśmiechać. – Wesołych Świąt ! - krzyknęłam i podałam mu jego prezent – Tylko poczekaj z otwarciem do świąt – dodałam robiąc poważną minę – Chciałbym ci życzyć, żebyś się wiecznie uśmiechał, żebyś częściej jadł ze mną chińszczyznę, i żebyś poznał kobietę swojego życia – powiedziałam i zaczęłam go przytulać.
   Odwzajemnił uścisk. Wdychałam zapach jego perfum, którymi była nasiąknięta jego bluza i uśmiechałam się sam do siebie. Odkleiłam się od niego i stanęłam na palcach by pocałować go w policzek. On nieświadomy mojego czynu odwrócił głowę i wtedy nasze usta się ze tchnęły. Musnęłam jego wargi raz i natychmiast od niego odskoczyłam. Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki, które były przepełnione przerażeniem tak jak zapewne moje.
– Ja…. Przepraszam, nie wiedziałem, że ty …. Przepraszam – jąkał się, zresztą ja pewnie nie potrafiłabym wypowiedzieć nawet jednego słowa poprawnie. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się z nadzieją, że nikt tego nie widział. Nadzieja zawsze umiera ostatnia ….
       Na moje nieszczęście widzieli to wszyscy. Liam, Louis, Meg, Harry, Niall, Zayn i Dave. Wpatrywali się w nas z otwartymi buziami. Spojrzałam na mojego towarzysza, miał spuszczoną głowę, co oznaczało, że to ja będę musiała wszystko wytłumaczyć.
— Nic nie powiesz Zayn !? – krzyknął Harry. Wystraszyłam się i odruchowo zrobiłam krok w tył. Nikt się nie odezwał, więc kędzierzawy postanowił ponownie zabrać głos – Jak ci nie wstyd ! W tym domu mieszka pięciu chłopaków i każdego próbujesz uwieść ! Myślisz, że nie zauważyłem jak na nas patrzysz ! Chodzi ci tylko kasę ! – krzyczał, a po moich policzkach leciały pojedyncze łzy – Skąd mamy wiedzieć, że jesteś siostrzenicą Dave’a, a nie oszustką ?! – nie mogłam się odezwać, a co dopiero poruszyć -  Jesteś zwykłą dziwką i szmatą ! – wykrzyczał, a ostatnie słowa dźwięczały w głowie. Widziałam twarz mojego ojca, który mówi te same słowa, tą nienawiść w jego oczach. Znów się bałam. Zaczęło robić mi się słabo, ale szybko doszłam do siebie. Zmusiłam swoje kończyny do ruchu i wybiegłam po schodach na górę zachodząc się płaczem.


*Oczami Harry’ego*


      Nie wytrzymałem wszystkie nerwy mi puściły. Nie żałowałem swoich słów. To była prawda, którą ktoś musiał jej w końcu powiedzieć.
W korytarzu panowała cisza. Wszyscy wpatrywali się we mnie.
— Paul chyba lepiej będzie jak już pójdziesz… - przerwał ją Dave – Musimy załatwić kilka spraw domowych – dodał i ruszył w stronę drzwi by odprowadzić gościa. Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, wszyscy znów patrzyli na mnie – Chyba czas im wszystko wytłumaczyć, nie uważasz Zayn ? – zwrócił się do mulata, a ten tylko kiwnął głową. Widziałem, że wszystko w nim buzuje i już dawno by się na mnie rzucił gdyby nie ręka Liam’a na jego ramieniu, która go mocno trzymała.  
      Usiedliśmy w salonie na kanapie. Wszyscy po sobie patrzyli smutnym i przerażonym wzrokiem. Nikt nie wiedział czego ma się spodziewać, przecież ta dziewczyna była od początku dziwna i tajemnicza. Nie chciałem się zgodzić by u nas została, ale Dave się uparł.
— Więc tak… Nie powiedziałem wam wszystkiego o Loli – zaczął mówić nasz menedżer -  Nie ma matki, zmarła siedem lat temu, a ona została z ojcem sama. Z tej całej rozpaczy przeprowadzili się do Londynu. On wpadł w nałóg, jest alkoholikiem. Dwa lata temu wszystko się zaczęło … - przerwał i spojrzał znacząco na mulata, który już się nieco uspokoił – Możesz dokończyć, bo ja chyba nie dam rady – zwrócił się do niego. Zayn ledwo zauważalnie kiwnął głową i wziął głęboki wdech.
— Ojciec od dwóch lat ją bił i … - przerwał. Rozglądnąłem się. Wszyscy byli przejęci i ciekawi – molestował seksualnie, prościej mówiąc gwałcił – dokończył, a ja poczułem jak złość we mnie wzrasta. Na samą myśl, że ktoś mógł ją skrzywdzić stawałem się coraz bardziej agresywny – Przed tym jak do nas trafiła, próbowała popełnić samobójstwo. Nie mogła tego wytrzymać, dodatkowo jej ojciec przyprowadził sobie kolegę. Gdyby nie sąsiadka, nie było by jej już na świecie – mówił, a głos mu się łamał. Poczułem jak pojedyncza łza spływa mi po policzku – Pamiętacie jak była pobita i skatowana jak do nas przyjechała ? Jak patrzyliśmy na nią jak na bezdomną ? Nie zdawaliśmy sobie sprawy ile w życiu przeszła … - mówił dalej, ale ja go już nie słuchałem. Otarłem łzę i wstałem z kanapy. W salonie zapadła cisza.
— Jestem kretynem ! – krzyknąłem – Myślałem, że ona była z tobą w ciąży, dlatego to wszystko powiedziałem….- nie dokończyłem, bo Mailk również wstał w stanął przede mną.
— Nigdy z nią nie spałem i nie zamierzam. Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo, ale nic po za tym – powiedział. Spojrzałem w jego oczy, były przepełnione smutkiem i rozpaczą.
     Bez słowa wyjaśnienia ruszyłem w stronę schodów. Musiałem coś z tym zrobić. Wbiegłem po nich najszybciej o mało co się nie zabijając. Stanęłam przed drzwiami na strych. Bałem się, tak cholernie się bałem…. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Złapałem za klamkę i naparłem na nią i pociągnąłem. Stanąłem na pierwszym schodku, a on nieprzyjemnie zaskrzypiał. Kolejny krok, jeszcze jeden …. Stałem na szczycie i dalej nie wiedziałem co zrobić. Przeszedłem przez salonik. Wszędzie panował mrok. Gdyby nie odgłosy szlochania pomyślałbym, że jej nie ma. Robiłem niepewne kroki.
      Jej posklejane od słonych łez, rzęsy próbowały ukryć zaczerwienione oczy. Odwróciła głowę w stronę okna. Siedziała na małym parapecie oparta o ścianę. Jedna dłoń spoczywała na szybie. Wyglądało to tak jakby chciała się wydostać z szczelnie zamkniętego pomieszczenia i uciec gdzieś daleko.
— Po co przyszedłeś ? Przyjaciele cię wysłali ?- zapytała wilgotnym od łez głosem, nawet na mnie nie spoglądając. Jej ton był oschły i powodował, że po moich plecach przeszły nieprzyjemne dreszcze. Byłem tak zaskoczony, że nie mogłem wykrztusić żadnego słowa, a co dopiero zdania. W gardle miałem wielką gule, wielkości piłki tenisowej. – Powiedz im, że przeprosiłeś i daj mi spokój – dodała, a po jej policzku spłynęła świeża łza. W świetle księżyca wyglądała jak mały błyszczący kryształek. Powoli skierowałem się w jej stronę. Robiłem małe, niepewne kroczki. Czułem się jak pierdolony dupek, którym byłem. Czekałem aż się odwróci, uderzy mnie w twarz, nakrzyczy, cokolwiek. Ale ona nic.
— Lola….- zacząłem, ale głos mi się załamał – ja…ja…ja..- znów przerwałem i wziąłem głęboki wdech – Zayn i Dave nam wszystko powiedzieli, ale nie złość się na nich – wydukałem wolno, jak stary lekarz na klawiaturze komputera – Przepraszam, po prostu nie spodziewałem się … - mówiłem bez ładu i składu. Odwróciła głowę i popatrzyła na mnie tymi swoimi lazurowymi oczami. Zeszła z parapetu i stanęła przede mną. Ciągle utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy.
— Teraz już wiesz, ale to nic nie zmienia – wyszeptałam stojąc tak blisko, że nasze klatki piersiowe się stykały. Mój oddech przyspieszył, a serce biło szybciej. Popatrzyła mi prosto w oczy, a z jej własnych leciały stróżki łez – Ty nic nie rozumiesz – dodała – Nie masz pojęcia co musiałam znosić – mówiąc to podniosła kawałek koszulki, a moim oczom ukazało się nagie biodro przyozdobione fioletową, za pewne świeżą blizną. Było blade i posiniaczone. Z boku, tam gdzie zapewne były szwy, o których mówiła niedawno, ciągnęła się czerwona linia, która jeszcze nie do końca była zagojona – Wyzwisk wysłuchiwałam codziennie. Powoli to co mówił trafiało do mojego mózgu i serca, sprawiało, że zaczęłam w to wierzyć – mówiła patrząc na swoją rękę. Odwróciła ją, a moim oczom ukazała się kolejna blizna, tuż nad nadgarstkiem. Przejechała palcem wzdłuż czerwonawej linii – Chciałam się zabić. Moim marzeniem było nie żyć – dodała, a ja poczułem coś mokrego na policzkach. Płakałem. – On mnie gwałcił praktycznie co noc. Znosiłam to, bo żyłam nadzieja, że się opamięta, przeprosi i będzie tak jak dawniej jak żyła mama …. – przerwała. Wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Unikała naszego dotyku, nie pozwalała sobie na całkowite wpuszczenie nas do swojego życia, próbowała odpychać, bo się bała -  Ale wtedy jak przyprowadził sobie kolegę i on się do mnie dobierał nie wytrzymałam …. – znów przerwała i spuściła głowę. Nie widziałem jej twarzy, bo w pokoju panowała ciemność. – Dave wam tego nic nie mówił, bo go o to poprosiłam. Nie chciałam użalania się nade mną …. – dodała. W pokoju zapanowała cisza, żadne z nas się nie odzywało. Byłem zbyt oszołomiony sytuacją, ale wiedziałem, że muszę się przełamać.
— Przepraszam – odezwałem się. Mówiłem szczerze. Spojrzała na mnie niepewnie. Wyciągnąłem rękę przed siebie w jej stronę. Oplotła wokoło niej swoje kościste palce, a kąciki jej ust uniosły się ku górze. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Nie protestowała, wręcz przeciwnie, wtuliła się bardziej, jakby chciała wchłonąć w moje ciało – Przepraszam za wszystko – wyszeptałem jej prosto do ucha. Poczułem, że się uśmiecha. Schowałem twarz w jej włosach i wdychałem zapach wiśni jaki bił od jej włosów. Wiedziałem, że od tamtej chwili to będzie mój ulubiony. Stała wtulona w mój tors taka krucha, mała i w tej chwili moja….


*Oczami Roni*


W tym samym czasie, w salonie ….
    W pomieszczeniu panowała nieprzyjemna cisza. Nikt się nie odzywał, wszyscy zgromadzeni  tonęli w swoich myślach. Analizowałam każde słowo jakie padło z ust Dava i Zayn’a. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
     Pamiętam jak przywieźli ją do szpitala. Wszędzie panował rumor, a lekarze nie wiedzieli w co ręce włożyć. Leżałam na moim szpitalnym łóżku ze złamanym obojczykiem i czytałam jakąś niezbyt ciekawą książkę, tak dla zabicia czasu. Nagle do mojej Sali wwieziono jakąś dziewczynę. Jedyne co zauważyłam to jej blond włosy. Dookoła niej kręciło się wiele lekarzy i pielęgniarek, które próbowały podłączyć ją do różnych urządzeń. Zastanawiałam się dlaczego przywieźli ją tutaj, do zwykłej Sali, skoro była w tak zaawansowanym stanie. Nie pytałam jednak, nie chciałam niepotrzebnie zawracać im głowy.
       Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, zauważyłam ją. Blada, posiniaczona dziewczyna. Na pierwszy rzut oka bardzo skrzywdzona przez kogoś dziewczyna, ja jednak widziałam w niej ukryte piękno. W życiu bym nie pomyślała, że jej ojciec, że jakikolwiek ojciec, jest zdolny do takiego czynu. Tak skrzywdzić własną córkę ? To już trzeba być prawdziwym potworem bez serca. W tamtej chwili byłam przekonana, że ktoś chciał ją zgwałcić na ulicy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się mylę.
     Z zamyślenia wyrwały mnie ciche szepty. Potrząsnęłam głową jakbym chciała z niej wyrzucić wszystkie ciążące mi myśli i spojrzałam na siedzących dookoła małego stolika zgromadzonych.
— Myślę, że po tym wszystkim nie powinna sama lecieć do Hiszpanii … - wyszeptał Dave. Wpatrując się w stoję splecione dłonie. Każdy po kolei kiwnął głową, ale nikt nie zdołał się odezwać, ani spojrzeć na siebie.
— Ja z nią polecę – zdeklarowałam się. Pojedyncze pary oczu spoczęły na mojej osobie. Mój mózg próbował przetworzyć informację – Powiedziałam coś nie tak ? – w końcu wydusiłam z siebie dręczące mnie pytanie. Zauważyłam nikłe uśmiechy na twarzach zgromadzonych, ale nikt się nie odezwał, znów.
— A co na to twoi rodzice ? – zapytał jak zawsze rozsądny Liam. Widać po nim, że przejmuje się całym zajściem, może nawet bardziej niż nam się wydawało.
Swoją drogą Li umie się niesamowicie kamuflować. Rzadko kiedy można coś wyczytać z jego twarzy. Mało mówi o sobie.
— Ja nie mam rodziców – odpowiedziałam uśmiechając się delikatnie. Pogodziłam się z tym już dawno. Wolę tego nie roztrząsać.
— Przykro mi … - wyszeptał zmieszany.
— Niepotrzebnie – powiedziałam nieco głośniej i podniosłam się z miejsca. Tym razem oczy wszystkich spoczęły na mnie – To który z panów dżentelmenów podwiezie mnie do domu, muszę się przecież spakować ? – zapytałam próbując rozluźnić atmosferę. Z miejsca podniósł się Zayn.
— Chodźmy, mamy mało czasu – powiedział idąc w stronę korytarza.




--------------------------------------------------------
No więc dodaje rozdział nieco wcześniej i mam nadzieję, że następny pojawi się w weekend. Kończą mi się ferie, niestety :c 
Chciałam wam polecić świetnego bloga
Nie wiem co jeszcze napisać. 

Chciałam wam bardzo podziękować za te 34 komentarze pod ostatnim rozdziałem ! Normalnie jak to zobaczyłam to chciało mi się płakać ze szczęścia i wzięłam się porządnie do roboty :) 

Jesteście wspaniałe <333


Copyright © 2016 HOPE , Blogger