niedziela, 29 czerwca 2014

Pięć (Część Druga)

Ubrałam się dość ciepło, bo na dworze dominował wiatr, a temperatura z każdą minutą spadała w dół. Bez przekonania otworzyłam frontowe drzwi i od razu tego pożałowałam. Poczułam jak każda część mojego ciała drży z zimna. Nie poddając się jednak, uśmiechnęłam się do Harry'ego i wyszłam na ganek. Dreptałam w miejscu czekając na loczka, który jeszcze musiał się po coś wrócić niespodziewanie. Gdy długo go nie było postanowiłam ruszyć w stronę bramy.
Pomimo wiatru było widać, że przyroda budzi się do życia. Przysiadłam na ławeczce w ogrodzie i przymykając powieki wzięłam głęboki wdech, napawając się świeżym powietrzem.
- Lola?! - usłyszałam nawoływania. Wychyliłam się delikatnie i od razu ujrzałam postać Harry'ego wychodzącą zza krzaków. Wydawało mi się, że jest lekko poddenerwowany - Wystraszyłaś mnie! Nie znikaj tak nigdy! - krzyknął i siadając obok mnie na drewnianej desce niepewnie objął mnie ramieniem.
Spięłam się, ale tylko na początku. Później dałam mięśniom wytchnienia i rozluźniłam je, przekonując mój rozsądek, że jestem bezpieczna. Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam na jasnobłękitne niebo, a na nim białe, puchowe chmury poruszające się wolno niczym żółwie. One lustrują nas ludzi i gdy im przykro płaczą.
Kocham patrzeć na niebo, kocham badać jego każdy nawet najmniejszy skrawek, kocham wierzyć, że tam na jednej z chmur siedzi moja mama i właśnie się do mnie uśmiecha.
- O czym myślisz ? - zapytał loczek. Nie spodziewał się odpowiedzi, więc to pytanie było zbędne. Szturchnęłam go by zwrócić jego uwagę i pokazałam palcem w górę. Zrozumiał.
- Myślisz, że anioły istnieją ? - zapytał po chwili ciszy - Jak byłem mały mama mówiła, że babcia jest tam u góry i na mnie patrzy. Pamiętam jak zawsze wpatrywałem się w niebo wierząc, że tam gdzieś ona jest i właśnie mi macha tylko ja tego nie widzę, bo jestem człowiekiem - opowiedział z taką szczerością. Tą cechę w nim lubiłam, rzadko kiedy przy mnie kłamał.
Uśmiechnęłam się szeroko czując, że znalazłam bratnią duszę.

~*~

Gdy tylko weszliśmy do domu wiedziałam, że coś się zmieniło. W powietrzu unosił się zapach niedawno pieczonego biszkopta, a płytki w korytarzu świeciły się jeszcze niewyschniętą wodą, którą naniosły czyjeś buty. Przy pomocy Harry'ego zdjęłam kurtkę i powoli, niepewnie szłam w stronę salonu. Słychać było jakieś szepty i dziwne pomruki. Obróciłam się by zobaczyć, gdzie jest loczek. Okazało się, że stąpał za mną z ogromnym uśmiechem na twarzy, rozglądając się na boki. Coś się święciło, był za radosny i podekscytowany.
Gdy tylko wystawiłam głowę zza framugi moim oczom ukazała się cała nasza domowa rodzinka. Byli ubrani bardzo kolorowo i różnorodnie. Nad wejściem na taras wisiała wielka kartka z napisem "Sto lat!". Roni w dłoniach trzymała okrągły tort przyozdobiony perełkami w kolorze miętowym. Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia, a jednocześnie z dezorientacji. Rozglądałam się po pomieszczeniu, ale niczego prócz balonów i sempertyn się nie doszukałam. Wszyscy równo zaczęli śpiewać, najgłośniej jak potrafili. Wyszło im to całkiem nieźle, pewnie dlatego, że robią to na co dzień. Do mnie nadal nie docierała sytuacja, która miała miejsce. No tak przecież ja jakieś dwa tygodnie temu miałam urodziny! To była impreza na moją część, dla mnie. Uśmiechnęłam się szeroko. W tej samej chwili poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Spojrzałam w górę by zobaczyć właściciela owej ręki. Był nim oczywiście nie kto inny tylko Harry. On też śpiewał patrząc mi prosto w oczy. Nagle ktoś odchrząkną, by zwrócić naszą uwagę.
Louis zza pleców wyciągnął drugi tort, który przyozdobiony był czekoladowymi wizerunkami sprężynek, które chyba miały przypominać loczki. 1 luty, Harry! Zapomniałam przez to, co się działo dookoła mnie przez ostatni miesiąc. Zrobiło mi się głupio i wtedy nie na niego spojrzałam. Nie wydawał się zły, był zaskoczony, czyli się nie spodziewał. Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek w ten sposób składając mu życzenia. W jego oczach rozbłysł ten doskonale mi znany radosny blask. Tęskniłam za nim.
Usłyszeliśmy kilka miłych i ciepłych słów oraz mnóstwo życzeń, którymi aż ociekaliśmy. Wciąż się uśmiechałam, szczerze. Budowałam w sobie takie bezpieczeństwo, jakim mnie opatulali zewsząd. Śmiech, miłość oraz brak smutku- to tego poszukiwałam w każdym kącie tego domu. Chyba w końcu mi się to udało.
- Lola zjesz może trochę tortu czekoladowego ? - zapytała Blair krojąc krągły placek na ćwiartki. Ochoczo pokiwałam głową.
Niall i Louis bili się o to, kto dostanie największy kawałek. Ostatecznie trafił on w ręce Harry'ego, który od razu udał, że liże go po całej długości. Widząc zdziwione miny chłopaków uśmiechnął się i rzekł : Zaklepane. Wszyscy wybuchli śmiechem, nawet ja się cicho zaśmiałam.

~*~

Leżenie w łóżku już nie sprawiało mi takiej przyjemności jak wcześniej. Czułam, że jestem w nim w jakiś sposób uwięziona. Przewróciłam się na prawy bok, a łzy, które cisnęły mi się do oczy wypłynęły momentalnie bez ostrzeżenia. Nie wiedziałam o co chodzi i dlaczego właściwie płaczę, ale poczułam taką ulgę. Uśmiechnęłam się do blasku księżyca w pełni, wpadającego przez okno wprost na moją twarz. Mama.
Przewróciłam się na drugą stronę i zauważyłam jakąś ciemną postać stojącą przy schodach. Lekko podskoczyłam zlękniona. Cofnęłam się trochę w tył wciąż utrzymując jakiś kontakt wzrokowy z postacią zbliżającą się.
- To ja, Zayn - powiedział. Od razu się rozluźniałam, ale byłam na niego trochę zła o to, że mnie tak wystraszył.
Usiadł obok mnie na łóżku. Widząc moją zapłakaną twarz od razu nachylił się do przodu i powoli zbliżając rękę dotknął mojego policzka. Była taka przyjemnie ciepła. Otarł ściekające łzy zmartwiony. Uśmiechnęłam się by go nieco uspokoić.
- Co robisz mała? - zapytał, z kapką nadziei, że jednak odpowiem. Kiwnęłam głową na łóżko, na którym siedzieliśmy - Nie masz ochoty rozmawiać? - padło kolejne pytanie. Wzruszyłam ramionami obojętnie - Chodź coś Ci pokaże - poprosił i wyciągnął dłoń w moją stronę. Złapałam ją niepewnie i podniosłam się z łóżka.
Dreptałam za nim niepewnie. Zeszyliśmy w dół do salonu, który był pusty. Zayn zaświecił lampkę stojącą przy sofie i powędrował w stronę fortepianu stojącego w rogu pokoju. Nie byłam przekonana do jego pomysłu, bo widząc, co robi zrozumiałam, co chce mi pokazać. Usiadł na małej "pufie" przy rozciągniętych przed nim czarno-białych klawiszach i poklepał miejsce obok siebie. Opadłam na nią, ale tyłem do instrumentu. Nie naciskał.
- Nauczysz mnie grać? - zapytał delikatnie. No tak, przecież on nie umie..
Westchnęłam i odwróciłam się przodem. Kiwnęłam głową z uśmiechem i położyłam palce na wybranych klawiszach.


Przy pierwszych dźwiękach czułam się bardzo niepewnie, dlatego grałam je nieco wolniej. W końcu zamknęłam powieki i zaczęłam wygrywać swoje uczucia. Poczułam taką nieodpartą chęć tworzenia tej muzyki. Palce przemieszczały się po całej długości, tak na prawdę same decydując, gdzie zatrzymają się na dłużej. Zayn widząc, że jest mi trochę z nim niewygodnie, bo muszę daleko sięgać wstał i stanął na skos, i wpatrywał się we mnie. Wciągnęłam się. Czułam potrzebę wyżycia się w ten sposób, takiego wyrzucenia z siebie wszelkich problemów, które ciążyły mi już od dawna. Pomagałam sobie muzyką, zawsze tak było, tylko tym razem o tym zapomniałam.
Wcześniej, jak jeszcze mieszkałam z ojcem, też się nią wspomagałam. Nie raz specjalnie spacerowałam obok sali muzycznej, w szkole, żeby tylko usłyszeć trochę tej sztuki. Wtedy się uspokajałam i trochę więcej uśmiechałam.
Broniąc się przed nią rękami i nogami sama sobie zaszkodziłam, może gdyby ona wtedy wciąż mi towarzyszyła szybciej bym się podniosła i zaczęła działać? Może miałabym na tyle sił by od niego uciec gdzieś w dal. Przecież kiedyś znalazłabym Dave, bo nic nie dzieje się przypadkiem. Może moje życie by było o wiele lepsze? Może byłabym szczęśliwa?
- Lola? - ktoś przerwał moje rozmyślania. Przestałam grać i obróciłam się za siebie. Stali tam wszyscy, w piżamach, w szortach, dresach...Obudziłam ich! Zrobiłam wielkie oczy i już chciałam zacząć przepraszać, ale zostałam uprzedzona - Warto było wstać - oznajmił Dave.
- Widzisz mówiłam Ci, że ten fortepian się jeszcze przyda - zapiszczała radośnie Blair uśmiechając się słodko, tak jak tylko ona potrafi.
Spuściłam głowę lekko speszona, ale pomimo wszystko uśmiechnęłam się lekko.

~*~

Dzień zapowiadał się całkiem nieźle, sądząc po słonecznym poranku. Gdy otworzyłam oczy poczułam chęć zrobienia czegoś nowego, czegoś czego nie robiłam już od dawna. 
Naciągnęłam na stopy grube skarpety i zbiegłam na dół, bo czułam jak mój brzuch wariuje z głodu. W kuchni nikogo nie było, może dlatego, że chłopcy z Dave'em polecieli do studia. Pewnie niedługo znów będą musieli wyjechać, bo przerwali niedawno trasę z mojego powodu niestety. 
Przygotowałam sobie kakao i grzanki z dżemem, po czym usiadłam przy stole. Włączyłam mały telewizor kuchenny, który kupił wujek i rozkoszowałam się przemiłym powitaniem na ekranie. Nagle do pomieszczenia wpadła Roni z Blair, zawzięcie o czymś rozmawiając. Widząc mnie były bardzo zaskoczone. 
- A ja się właśnie zastanawiałam, dlaczego tak ładnie pachnie - szepnęła do mnie narzeczona wujka i od razu powędrowała po dzbanek z zimną już kawą. Z obserwacji wiem, że pijała taką codziennie rano. To pewnie te gorące korzenie...
- Mi też nalej - poprosiła Roni siadając na krześle i podkulając bose nogi. Ziewnęła przeciągle i spojrzała na zegarek na ścianie na przeciwko - Za godzinę mam trening, a tak mi się nie chce iść - zaczęła sobie narzekać. Rano to u niej normalne, zresztą u każdego w tym domu. Tu zawsze wszyscy są niewyspani i zmęczeni życiem, ale taka rola karierowiczy. 
Zaśmiałam się cicho dopijając chłodne kakao. Wstałam z krzesła i odłożyłam do umywalki brudne naczynia. 
- A ty Lola, co zamierzasz dziś robić? - zapytała wesoło Blair przekrajając pomidora na pół. Wzruszyłam ramionami, ale radośnie - To może pomożesz mi przy obiedzie - zaproponowała, a ja ochoczo przystałam na jej propozycje. 

Wspólnie posprzątałyśmy kuchnie i oglądnęłyśmy jakieś bajki, który leciały, śmiejąc się głośno. Wspólnie stwierdziłyśmy, że kiedyś kręcono o wiele lepsze historyjki dla dzieciaków, były nieco mądrzejsze i z morałem. No, ale gdy w końcu Roni się wybrała i miała wychodzić ktoś zadzwonił do drzwi. Oczywiście otworzyła, ja stałam akurat za nią. 
- Dzień dobry - powiedziała niewysoka brunetka. Obok niej stała mała, może trzyletnia dziewczynka w kucykach, która głaskała misia trzymanego w rącze. - Czy tutaj mieszka Lolitta Patterson ?- jej pytanie mnie zaskoczyło i zbiło z pantałyku. 
- Tak - odpowiedziała Roni i przesunęła się lekko by kobieta mogła mnie zobaczyć. Nie wydawała się zaskoczona, tak jakby mnie znała - A o co chodzi ? - zapytała podejrzliwie moja przyjaciółka. 
- Chciałam z nią porozmawiać - oznajmiła. Przypatrywała mi się dłuższą chwilę - To ty prawda? - kiwnęłam głową - Znałam twojego ojca.. A to twoja siostra...- wskazała na ową dziewczynkę. 

--------------------------------------------------------
No i mamy kolejny rozdział. Moim zdaniem jest trochę nudny, ale o gustach się nie dyskutuje. 
Wakacje się zaczęły, a ja już chce szkołę.. Wiecie jak trudno jest żyć dwa miesiące bez chłopaka! Koszmar, ale cóż takie życie, nie wszystko idzie po naszej myśli. 
Mam nadzieję, że nie jesteście złe, że dodaję tak późno, bo w ostatniej chwili coś mi wyskoczyło... Musiałam wszystko odłożyć i wyjść z domu. 
Zamierzam założyć nowego bloga. Już właściwie go nawet wizualnie stworzyłam, ale co do fabuły to nie jestem pewna. Jeszcze się zobaczy :) 
Jak coś to dam wam znać :)


Mój mail : yourselfbe950@gmail.com
Chętnie z kimś popiszę i się poznam, także jak macie ochotę to piszcie!

Całuje was mocno, Zaczarowana 

sobota, 14 czerwca 2014

Cztery (Część Druga)

17 marzec

Miejsce, do którego pawałam czystą nienawiścią rozciągało się przed moimi oczami. Różniło się nieco. Żółto-czarne taśmy ciągnęły się wzdłuż ścian i zabezpieczały te miejsca, których wspomnienia przyprawiały mnie o łzy.
Weszłam do środka. Czując ten swąd moje ciało zareagowało dreszczem. Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam kolejny krok przed siebie. Musiałam stanąć z tym oko w oko. Byłam gotowa. Czułam, że nie dam się zaskoczyć i zniszczyć doszczętnie szczątków tego, co po mnie zostało.
- Tu leżałaś, prawda? - spytał policjant w średnim wieku. Mówił spokojnie, a przez jego ton przemawiało współczucie. Widział jak się trzęsę, a owo pomieszczenie wywołuje we mnie strach i przerażenie, które lekko zaczęło mnie paraliżować. Kiwnęłam głową.
Towarzyszyła nam dobrze mi znana pani psycholog od siedmiu boleści. Zgodziłam się na to przedsięwzięcie pod warunkiem, że nie będę musiała się odzywać. Miało to polegać na tym, że on zadaje pytanie, a moja odpowiedź ograniczała się do kiwnięcia głową bądź wskazania czegoś.
- Co robił po wejściu ? - kolejne denne pytanie wypełniło moje uszy. Zmusiłam mózg do przypomnienia sobie wymaganej informacji. Nie było ciężko, rany wciąż były świeże. Wskazałam krzesło na przeciwko posłania.
Kobieta stojąca obok policjanta nabazgrała coś w swoim zeszycie, po czym znów wlepiła we mnie swoje zaciekawione oczy. Nie miała pojęcie, co czuje, dla niej to była jedynie sensacja.

Całe oględziny trwały ponad godzinę. Pewnie siedziałabym tam dłużej, gdyby nie pani psycholog, która kategorycznie zabroniła dalszych pytań z powodu stanu w jakim się znajdowałam.
Wyszłam z budynku, który kiedyś był moim domem, może nie ukochanym, ale jednak. Mijając zgraje wszystko wiedzących fotografów wsiadłam do samochodu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Czułam jak smutek zaczyna dopadać moje ciało, a łzy domagają się wypłynięcia na powierzchnie. Zmuszona do zatrzymania ich zaczęłam szybko mrugać powiekami.
Chyba mi się udało, bo kierowca i mój wujek nie zareagowali.
- Podjedziemy do studia, dobrze? - zapytał mnie Dave uprzejmie. Okazywał mi tyle miłości i zrozumienia. Ta cecha łączyła go z mamą. Kiwnęłam głową wysilając się na miły uśmiech. Wyszło jak zawsze, czyli sztucznie.
Spuściłam głowę i wpatrywałam się w ekran mojego telefonu. Na tapecie miałam małe czerwone serduszko na czarnym tle. Wyglądało tak samotnie. Jak ja. Mała czerwona, zraniona kropeczka pośród całego świata, czarnego i przerażającego.
Starając się nie myśleć za wiele zablokowałam ekran i przeniosłam wzrok na widok za oknem. Wyłączyłam się.

~*~

W studiu jak zawsze było wiele ludzi, którzy nie zwracali na nikogo uwagi. Każdy zajmował się sobą i swoimi obowiązkami. Kroczyłam za wujkiem rozglądając się po znajomych pomieszczeniach. Nie zatrzymując się weszliśmy do pomieszczenia, które znałam lepiej niż, którekolwiek inne.
Chłopcy stali za szybą i śpiewali pewnie jakąś nową piosenkę. Może tą, o której mi wspominał Harry ostatnio. Dużo o niej mówił. Chwalił się, że wspólnie ją napisali, ale pomysł był jego.
Wpatrywałam się w jego skupioną twarz i zastanawiając się o czym śpiewają. Nagle wujek jakby mi czytał w myślach poprosił Paul'a by włączył muzykę z głośników.
Spokojna melodia, która rozluźniała mięśnie i uspokajała duszę. I te słowa...

You and I/ Ty i ja
We don't wanna be like them/ Nie chcemy być jak oni
We can make it 'till the end/ Możemy doprowadzić to do końca
Nothing can come between/ Nic nie może stanąć pomiędzy
You and I/ Tobą i mną
Not even the Gods above/ A nawet bogowie nad nami
Can seperate the two of us/ Nie mogą rozdzielić naszej dwójki 


Patrzył mi prosto w oczy i miałam wrażenie, że te słowa są kierowane właśnie do mnie. Oddychałam powoli i spokojnie, a serce waliło mi szybko, równo z sekundnikiem wybijający sekundy na zegarze obok. Piosenka trwała, chłopcy śpiewali, ale już ich nie słyszałam. Jedynym dźwiękiem jaki huczał w mojej głowie był rytm wybijany przez moje serce.

- Lola? - zapytał łagodnie Paul szturchając mnie w ramię. Wybudziłam się z transu, w jaki wprowadziła mnie spokojna i kojąca muzyka oraz chrapliwy głos Harry'ego. Westchnęłam zamyślona i uśmiechnęłam się delikatnie - Chciałabyś może mi pomóc? - zapytał.
Kiwnęłam głową. Przysiadłam na jakimś drewnianym stołku obok wielkiego fotela i przyjrzałam się wszystkim suwakom i przyciskom. Brunet podał mi wielkie, czarne słuchawki, które od razu założyłam na głowę.
Dźwięki rozchodziły się po moich uszach, a ja odruchowo przesuwałam niektóre suwaki wczuwając się w melodię. Czułam się lepiej robiąc to, co kocham. Zabawa dźwiękami mnie uszczęśliwiała.
W końcu gdy uzyskałam zamierzony efekt wcisnęłam guzik, który pozwalał by wszyscy dookoła słyszeli, co się dzieje za szybą. Poczułam taką dumę, gdyż melodia i słowa się zgrywały oraz były czyste. Oczywiście brak im było jeszcze końcowej obróbki, która nadaje spektakularny efekt całej kompozycji, ale jak na same początki nagrywania było całkiem nieźle.
Dave się do mnie uśmiechnął i pokazał mi kciuka wystawionego do góry, gest ten symbolizował, że jest okej.
W duszy uradowana znów spojrzałam w stronę szyby.
Znów trafiłam na refren, czyli część, którą śpiewał Harry.
Znów serce mocniej mi zabiło.
Szmaragdowe oczy wpatrywały się w moje błyszczące ze wzruszenia ślepia i emanowały radością.
Był szczęśliwy, bo to, co robił sprawiało mu radość.
Wszystko ucichło. Cisza zalała moje uszy i wypełniła mój mózg. Spowolnione ruchy nie pomagały mi w zrozumieniu sytuacji. Ktoś westchnął. Ktoś się zaśmiał. Trzask. Melodia. Ciepło.
Nim się spostrzegłam byłam w ramionach loczka, a co najlepsze to ja się w niego wtuliłam. To ja do niego podeszłam. To ja przerwałam nagranie, tylko po to by go przytulić. Usłyszałam w lewym uchu przesłodki chichot i poczułam ciepło na policzku.
- Wariatko ty - szepnął do mnie tak bym tylko ja mogła usłyszeć jego słowa.

~*~

Najpierw koszulka - powtórzyłam sobie w myślach. Idąc za swoim zamiarem skrzyżowałam ręce na dole bluzki, łapiąc przy tym końce materiału w dłonie. Sprawnym ruchem pociągnęłam ją w górę i przecisnęłam przez nią głowę.
Spodnie - kolejna czynność, którą wykonałam w zadziwiająco szybkim tempie. Podświadomie bałam się chwili, która miała nadejść. Przerażała mnie myśl, że to zobaczę, że będę musiała to zaakceptować.
Biorąc głęboki wdech, w samej bieliźnie, podeszłam do ogromnego lustra, które stanowiło kawałek drzwi mojej szafy. Zacisnęłam powieki ze zdenerwowania. Nabrałam powietrza do ust i wypuściłam go ze spokojem. Próbowałam się uspokoić, pomogło.
Uchyliłam jedną powiekę i pierwsze, co dostrzegłam to blade i wychudzone ciało. Miałam wrażenie, że nie płynie w nim krew. Było takie nie żywe. Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc i myślałam, że się zakrztuszę. Automatycznie otworzyłam szeroko oczy gotowa do kaszlu, ale coś mnie powstrzymało.
Dostrzegłam całe swoje ciało w szklanej tafli. Talie okrywał gips, który chronił moje zrastające się żebra. Na nogach było kilka rozcięć i żółte, już gojące się, siniaki. Były ogromne. Na boczku miałam ogromny plaster, który zasłaniał ranę. Była to blizna, którą ten tyran rozszarpał na nowo. Brzuch również pokryty był licznymi zadrapaniami, goiły się już powoli. Odwróciłam się tyłem i wtedy dostrzegłam na lewej łopatce ogromnego krwiaka. Pamiętam jak bolał, chyba najbardziej z tych wszystkich zadanych mi ciosów. Błyszczał się lekko, gdyż niedawno smarowałam go maścią wspomagającą gojenie się i niwelującą ból.
Właściwie całe ciało pokrywały liczne siniaki i kilka ran. Czułam jak moje oczy niebezpiecznie się błyszczą, czułam te łzy, które z każdą chwilą coraz bardziej chciały wyjść na powierzchnie. Połknęłam ślinę i zacisnęłam powieki blokując nadchodzącą fale płaczu. To nic nie dało, zanim się obejrzałam siedziałam na ziemi i zalewałam się histerycznym płaczem. Wiedziałam, że nie wyglądam dobrze, wiedziałam, że moje ciało jest pokiereszowane, ale wciąż odsuwałam od siebie myśl, że aż tak bardzo. Odważyłam się zobaczyć prawdę, nie żałuje.


~*~


"Kochana Mamo, 

Rany na ciele powoli się goją i pozostanie po nich niewielki ślad, gorzej z tymi rysami w moim umyśle. Nie umiem sobie poradzić z rzeczywistością. Często czuje strach przed ludźmi i tym, co mnie czeka. 
Boję się, że coś pójdzie nie tak jakbym chciała. 
Boję się, że on znów się pojawi. 
Boję się, że znów ktoś odejdzie. 
Boję się, że zostanę z tym wszystkim sama, na zawsze...
Wszystko wygląda jakoś inaczej... A może to ja inaczej to dostrzegam..
Wszędzie widzę ciemność i w każdej spotkanej osobie doszukuje się jakiegoś spisku przeciwko mnie... Chyba powoli wariuje. "


Odłożyłam zeszyt, zgasiłam lampkę i przykryłam się szczelnie kołdrą, nadal jak małe dziecko lękając się tego, co może być pod łóżkiem. Przymknęłam powieki i uspokajałam ciało. Czułam jak każdy mięsień powoli się rozluźnia i oddaje się w ręce odprężenia. Zadowolona z tego, że nie będę musiała długo leżeć mruknęłam cicho i wtuliłam się bardziej w poduszkę. W mgnieniu oka odleciałam do krainy snów.


~*~

Miałam wrażenie, że idę w mgle, tak gęstej jak bita śmietana. Przedzierałam się przez nią z przeczuciem, że gdzieś tam niedaleko jest cel mojej podróży. Pomagałam sobie dłońmi, torując drogę. 
Nagle owa mgła zaczęła się przerzedzać, a na jej końcu dostrzegłam nieduży, błękitny blask. W tej chwili zrozumiałam, gdzie jestem. Zaczęłam coraz szybciej przebierać nogami chcąc jak najszybciej się z nią zobaczyć. To na pewno ona mnie tu przeniosła w śnie, jak zawsze. 
Dostrzegłam ją w chwili, w której przeszłam przez owe światło. Stała w swojej białej sukni z delikatnym dekoltem. Jej ciemne włosy opadały kaskadami na kościste ramiona. Uśmiechała się tak jak zawsze, radośnie, ale i z troską. 
- Witaj śmieszko - powiedziała aksamitnym głosem, którego dźwięk od razu sprawiał, że chciało mi się uśmiechać. Podbiegłam do niej i rzuciłam się w jej ramiona. O dziwo udało nam się przytulić, a ja ją czułam, tak prawdziwie. 
- Mamo - szepnęłam w jej objęciach. Poczułam się o wiele lepiej. Jak ona była obok wszystkie smutki i zmartwienia jakby odpływały. 
- Tak bardzo się o Ciebie martwiłam...  - oznajmiła bardzo poważnie. Doskonale wiedziałam o czym mówi i, co ma na myśli. Posmutniałam na wspomnienie tamtych chwil, ale tylko na krótki moment - Przepraszam, że tak późno zainterweniowałam, ale tu w niebie również panują zasady, których jako twój anioł stróż muszę przestrzegać - powiedziała krzywiąc się delikatnie. Wyglądała tak młodo. 
- Tęskniłam - szybko zmieniłam temat, nie chcąc rozmawiać o tamtych zdarzeniach. Chyba zrozumiała mój niemy przekaz, bo od razu się uśmiechnęła i wskazała ręką skarpę z chmury, na której wspólnie usiadłyśmy. Nogi zwisały sobie swobodnie w przepaść. 
- Ciężko Ci, prawda? - zapytała po chwili ciszy. 
- Tak... - szepnęłam - Ale próbuję się jakoś pozbierać - dodałam podnosząc kąciki ust do góry, tworząc coś na wzór uśmiechu. Przyciągnęła mnie do siebie i otuliła ramieniem - Mamo, powiedz mi dlaczego to akurat mnie się przydarzyło? Przecież było już tak dobrze... - znów wyszeptałam ze łzami w oczach. Czułam, że zaraz się rozkleję. No, ale z kim mam o tym rozmawiać jak nie z nią? 
- Widzisz kochanie... Bóg zsyła na nas to, co możemy udźwignąć.. Widocznie stwierdził, że to jest ci w jakimś stopniu potrzebne - odpowiedziała. Z jednej strony byłam zła, że broni woli bożej, a z drugiej powoli dochodził do mnie fakt, że ma trochę racji. 
- Ale to mnie zniszczyło, ja nie umiem się podnieść... - powiedziałam niepewnie. Po policzkach poleciały pierwsze słone kropelki. 
- Tylko mi tu nie płacz! - wykrzyknęła troskliwie mama ocierając łezki - W niebie wszyscy mają się uśmiechać - dodała zalecając się do swoich słów. 
- Jak będzie teraz wyglądać moje życie? Przecież.. - chciałam dokończyć, ale przerwał mi palec przytknięty do moich warg. 
- Pamiętasz, co Ci kiedyś powiedziałam na ten temat? - zapytała retorycznie. Pokręciłam przecząco głową - Nie można szczęśliwym uczynić całego życia, ale można... 
-....uczynić obecny dzień - dokończyłam za nią, przypominając sobie to zdanie. Faktycznie dość często je powtarzała - Masz rację - przyznałam, uśmiechając się szeroko. Te słowa do mnie trafiły na nowo. 

Siedziałyśmy tak dość dużo czasu, przynajmniej tak mi się wydawało. Rozmawiałyśmy na wszystkie tematy i wciąż się śmiałyśmy. To spotkanie podniosło mnie na duchu i wzmocniło. 
- Mogę Ci zadać pytanie..? - zapytałam niepewnie. Kiwnęła głową wpatrując się we mnie zaciekawionym wzrokiem - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że umierasz? Dlaczego dowiedziałam się tak późno? - zadałam dręczące mnie od lat pytanie. Nie mówiłam tego z wyrzutem, nie miałam jej tego za złe. W końcu kochałam ją całym sercem. 
- Widzisz.. Nie chciałam by ten czas, nasz czas, był naznaczony końcem, chorobą. U ciebie była nadzieja na to, że jeszcze wszystko będzie dobrze, u mnie jej już nie było. Czułam się z tym okropnie, dlatego nie chciałam Ci jej zabierać - odpowiedziała głaszcząc mnie po głowie - Jesteś całym moim sercem... - szepnęłam i niespodziewanie złożyła długi pocałunek na moim czole... 

~*~

Rano obudziłam się z takim przekonaniem, że dziś muszę zrobić wszystko by ten dzień był udany, by mama przestała mieć wyrzuty sumienia. Chciałam jej pokazać, że potrafię się podnieść i żyć dalej. 
Małymi kroczkami, do celu - takimi słowami mnie pożegnała.Wzięłam sobie każdą jej radę prosto do serca. 
Wyczołgałam się spod ciepłej kołderki i pobiegłam na bosaka do łazienki. Przemyłam twarz letnią wodą i rozczesałam moje skołtunione włosy. Zostawiłam je rozpuszczone, bo wiedząc, że coś zasłania moje siniaki na karku i szyi, czułam się pewniej. 
Na nogi naciągnęłam leginsy w kwiatki, a na górę założyłam zwykłą białą koszulkę z drugim rękawem. Stopy odziałam w ocieplane skarpetki, a na ramiona narzuciłam grubszy, szary sweter. W domu było dość zimno. 
Zbiegłam po schodach na dół i od razu zaglądnęłam do salonu. Na sofie leżał rozwalony Niall i spał, a w tle leciała jakaś kreskówka. Na fotelu obok siedział, tyłem do mnie, Liam. Oglądał i jadł kanapki z czekoladą. Nawet mnie nie zauważył. Uśmiechnęłam się i powolnym krokiem weszłam do kuchni. Tam było o wiele więcej osób. Coś szeptali, ale gdy tylko pojawiłam się w drzwiach, ucichli. 
- Cześć Lola - powiedział wesoło Malik, uśmiechając się radośnie. Odwzajemniłam uśmiech, o dziwo szczerze. 
- Zjesz z nami ? - zapytał Harry, wskazując na cały talerz naleśników - Sam robiłem - dodał i on również uśmiechnął się słodko. Już miałam odmówić, ale w jednej chwili przypomniał mi się widok mojego ciała. Skóra i kości.
Na to wspomnienie od razu kiwnęłam głową i usiadłam na wolnym miejscu. Nałożyłam na talerz jednego placka i posmarowałam go dżemem truskawkowym, który zostawiła nam babcia. Nie cackając się z widelcem wzięłam zawijasa w dłoń i ugryzłam kawałek. Był pyszny. Rozpływał się w ustach, ale za razem był bardzo chrupiący i wysmażony. 
Blair i Dave patrzyli na mnie z uśmiechem, pewnie dlatego, że dawno nie widzieli jak coś jem. 
- Poszłabyś ze mną na spacer? - nagle zapytał loczek. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Kiwnął zachęcająco głową i przegryzł dolną wargę, zapewne ze zdenerwowania. 
Kiwnęłam głową i zabrałam się za skończenie naleśnika. 

--------------------------------------------------------
Rozdział jest trochę denny i nudny, ale muszę jakoś zacząć wprowadzać, coś na wzór równowagi. 
Znów pojawiła się mama, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że dzięki tym objawieniom ta historia jest lekko fantastyczna. 
Ale w sumie gdyby nie ona, to Lola w wielu sprawach by sobie nie poradziła. 

Mam do was OGROMNĄ prośbę. 
Obserwatorów wciąż przybywa i przybywa i jest was tu dość sporo, ale komentarzy jest niewiele, jak na tylu obserwujących.. 
Więc prosiłabym by komentowało więcej osób, bo nie jestem pewna czy kończyć tę historię.. 
Może ona się już wam znudziła? Może nie jest już na tyle interesująca? 

Proszę was zastanówcie się i dajcie mi znać w komentarzach :)
No, a teraz jeszcze chciałam przeprosić za zwlokę z tym dodaniem rozdziału, ale musiałam się trochę zająć szkołą no i miałam kursy na weekendach :)
No, a tak wgl to pochwalę się wam, że mam 5 z polskiego! 
Jestem z siebie taka dumna! Bo u tej pani na prawdę nie jest łatwo. Uwierzyła we mnie i już nawet jako jednej z niewielu wpisała mi tą ocenę długopisem! 

Ale się rozpisałam! 
Jeżeli chcecie poznać kogoś nowego, bądź po prostu ze mną popisać to zapraszam!
Mój mail: yourselfbe950@gmail.com

Miłego weekendu i udanego tygodnia skarby! 
Całuje was mocno, Zaczarowana


Copyright © 2016 HOPE , Blogger